Oślepiający promień słońca przedarł się przez zasłony, oświetlając napięte twarze przy stole, ale choćby on nie zdołał rozproszyć chłodu, który wypełniał przestronny salon.
— Z Anią chcemy tu zamieszkać na kilka lat — przemówił stanowczo Krzysztof, starając się ukryć drżenie w głosie. — To pomoże nam uzbierać na własne mieszkanie.
Anna, siedząca obok, nerwowo gniotła róg obrusa. Naprzeciw nich Elżbieta, matka Krzysztofa, zastygła z nożem w dłoni, jakby zamierzała przeciąć nie chleb, ale samą tę prośbę. Wiktor, ojciec, zamyślony sączył herbatę, unikając spojrzeń.
— Zamieszkać tu? — Elżbieta wolno opuściła nóż. — Z tą… twoją żoną?
— Tak, mamo, z moją żoną — podkreślił Krzysztof. — Zmęczyliśmy się wynajmowaniem. To tymczasowe, dopóki nie zbierzemy na kredyt.
— Mamy wolne pokoje — niespodziewanie wtrącił Wiktor, odstawiając filiżankę. — Dwa stoją puste. Czemu nie pomóc dzieciom?
Elżbieta spojrzała na męża z wyrzutem:
— A mnie ktoś zapytał? Mam teraz znosić obcą kobietę w swoim domu?
— Ania nie jest obca — w głosie Krzysztofa zagotowała się złość. — To moja rodzina.
— Rodzina! — prychnęła matka. — To kaprys, Krzysztofie. Widzę ją na wylot. Myślisz, iż cię kocha? Chce tylko nasze mieszkanie, twoje pieniądze, twoją część!
Krzysztof zacisnął pięści. Ta rozmowa powtarzała się od miesięcy. Od pierwszego dnia, gdy poznał Anię, matka nienawidziła jej — bez powodu, bez słowa wyjaśnienia. Może dlatego, iż Anna była tą, która zaburzyła jej kontrolę nad synem.
— Mamo — mówił spokojnie, mimo wszystko — trzecia część mieszkania należy do mnie. Zgodnie z testamentem babci. Mam prawo tu żyć.
Elżbieta zyskała blady odcień:
— Grozisz mi? Własnej matce? To ona ci to podpowiedziała, prawda? Nauczyła szantażować!
— Dość, Ela — podniósł głos Wiktor. — Krzysztof ma rację. To także jego mieszkanie.
— Więc niech mieszka w swojej trzeciej części! — wstała nagle Elżbieta. — W schowku! Albo na balkonie!
Krzysztof powoli się podniósł. Jego cierpliwość pękła:
— Dobrze. jeżeli nie po dobroci, sprzedam swoją część. I zapewniam cię, znajdę takich sąsiadów, iż pożałujesz. Wyobraź sobie życie obok miłośników heavy metalu albo hodowców jadowitych pająków.
— Nie odważysz się — wycedziła Elżbieta.
— Masz tydzień — odparł, kierując się do wyjścia. — Potem dzwonię do agencji.
W przedpokoju zatrzymał się, próbując opanować drżenie. Nigdy wcześniej nie rzucił matce takiego wyzwania. Ale dla Anny, dla ich przyszłości, był gotów na wszystko.
Wrócili do wynajmowanego mieszkania. Anna od razu dostrzegła niepokój w jego oczach.
— Jak poszło? — spytała, choć wiedziała po jego minie.
— Jak zwykle — opadł na kanapę. — Tata po naszej stronie, mama przeciw. Ale dałem jej wybór: albo zgoda na nasz pobyt, albo sprzedaż.
Anna zmarszczyła brwi:
— Może to niepotrzebne? Damy radę sami…
— Nie — przerwał. — Nie ustąpię. Musi cię zaakceptować.
Minął tydzień bez odpowiedzi. Ósmego dnia Krzysztof zadzwonił do pośrednika:
— Chcę sprzedać swoją część. gwałtownie i niedrogo.
Trzy dni później do rodziców przyszli „klienci” — dwaj mężczyźni z tatuażami i oddechem pełnym alkoholu. Wiktor powitał ich z uśmiechem:
— Zapraszam, oglądajcie! Część w świetnym lokalu, dobrej dzielnicy!
— A gdzie nasz kąt? — burknął jeden, lustrując salon. — W łazience spać?
— To kwestia umowy — mrugnął Wiktor. — Formalnie całość jest współwłasnością.
Elżbieta, słysząc hałas, wyszła z sypialni:
— Co to za ludzie?! — głos jej drżał.
— Potencjalni kupcy — odparł spokojnie mąż. — Rozglądają się za częścią Krzysztofa.
— Wynocha! — krzyknęła. — Nikt tu nie będzie mieszkał!
Następnego dnia przyszła para z egzotyczną menażerią — mówili o hodowli skorpionów. Elżbieta zbladła. Trzeci raz okazał się gorszy: mężczyzna, który wyznał miłość do nocnych rytuałów z bębnami.
Czwartego dnia Elżbieta zadzwoniła do syna:
— Naprawdę zamierzasz sprzedać mieszkanie jakimś wariatom?
— Ostrzegałem — odparł chłodno. — Miałaś wybór.
— Niech będzie — wyszeptała. — Twoja Anna może przyjechać. Ale będą zasady!
Wieczorem Krzysztof przyjechał sam omówić warunki. Anna została w domu — nie chciał, by znosiła upokorzenia.
— Więc? — spojrzał matce w oczy.
— Żadnych jej rzeczy w salonie ani kuchni — zaczęła Elżbieta. — Po gotowaniu sprząta. I żadnych gości!
— Teraz moje warunki — skrzyżował ramiona. — Zajmujemy sypialnię i gabinet. Korzystamy z całego mieszkania jak równi. I najważniejsze — przestajesz ją obrażać. Jeden przytyk, a sprzedaję część. Bez dyskusji.
Elżbieta zacięła zęby, ale skinęła głową:
— Dobrze. Ale to tymczasowe.
Przeprowadzka nastąpiła tydzień później. Anna i Krzysztof zabrali tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Wiktor pomógł wnosić kartony:
— Oto wasz pokój. Urządzajcie się.
— Dzięki, tato — Krzysztof uściskał ojca.
Elżbieta stała z boku, skrzyżowawszy ręce. Anna spróbowała przełamać lodAnna wyciągnęła rękę, by ująć dłoń Elżbiety, i powiedziała cicho: “Dziękuję, iż dajesz nam szansę,” a wtedy starsza kobieta, choć niechętnie, skinęła głową, jakby w tym geście była obiektna nadzieja na nowy początek.