Myślałam, iż już dziś odpuszczę nudzenie w tej kronice zapowiedzianego lenistwa, ale muszę się pochwalić!
Pojechaliśmy dziś nad morze, w planach był spacer i pójście na ramen. (Przy okazji odkryłam cudowną adekwatność dobrego planowania – jeżeli chce się pójść z plaży na ramen, to można znaleźć taką plażę, przy której niedaleko jest ramen, eureka! Coś mnie dziś oświeciło i ZAPLANOWAŁAM WYCIECZKĘ, tak by nie krążyć na głodniaka szukając odpowiedniej knajpy, żeby i dla wegan i bez gluta i Mo żeby lubiła, czyli kwadratura koła. Rany jakie to proste).
Na plaży było tak:
Parę osób się kąpało, ale my nie wzięliśmy żadnych ręczników, ani strojów kąpielowych, bo to przecież koniec grudnia, choć słońce, osiem stopni i nie ma wiatru.
Patrzyliśmy się na siebie z Mi i patrzyliśmy i nie wytrzymaliśmy:
Wlazłam do wody i pływałam, w majtkach i staniku, woda była tak zimna, iż od razu gryzła w nogi, ręce i całe ciało. Było bosko. (Potem na ramenie siedziałam bez majtek i w mokrym staniku, hehe, nie żałowałam ani sekundy).