Program „Goście Radziwiłłów” został zainicjowany przez Samorząd Województwa Wielkopolskiego w roku 2020.
Rezydentów zaprosił Pałac Myśliwski Książąt Radziwiłłów w Antoninie – Dom Pracy Twórczej.
Jednym z uczestników Programu „Goście Radziwiłłów” był Artur Gębka, którego książka „Butelka taty” znalazła się na liście pozycji nominowanych do Literackiej Nagrody Wielkopolskich Czytelników. Autor pracował w Antoninie nad powieścią dla młodzieży „Niewidzialna rana” . Poniżej prezentujemy jeden z rozdziałów tej książki.
Staszek wchodzi do mieszkania. Przed oczami wciąż ma twarz Huberta. Twarz dziecka-starca. Zmęczoną czujnością, pełną mocnych przeżyć, wyrytych na czole i przy ustach niczym ciosanych dłutem.
I choć chłopak nie mógł go widzieć, ukrytego za śmietnikiem, Staszek czuje, jakby teraz patrzył wprost na niego. Przewiercał na wylot tym mętnym, zimnym spojrzeniem. Gapił się, w taki straszny sposób, jakby dobrze wiedział.
Nastolatek ściąga buty w wąskim przedpokoju. Energicznie potrzosa głową. Próbuje wyrzucić sprzed oczu niewygodny obraz dziecięco-starczej twarzy. Odwieszając kurtkę słyszy chropowaty dźwięk kruszącego się lodu. To znajomy odgłos walki.
Artur Gębka, fot. archiwum autora
– Cześć mamo! – Z uśmiechem zagląda do ciasnej kuchni. Pomieszczenie przypomina wagon pociągu. Wąskie i długie. I choć nie ma w nim podróżnych jest przepełnione, stłoczonymi meblami. – Pomóc ci? – pyta, widząc malujący się na jej twarzy wysiłek.
– O, cześć. – Mama spogląda w jego kierunku. Siedzi na zimnych kaflach i z uporem upychała kawał mięsa do wąskiej zamrażarki. Z obu stron pochylają się nad nią stare szafki w blado-żółtym kolorze. Wyglądają jakby chciały ją zgnieść. – Nie, nie trzeba. Jak widzisz nad wszystkim panuję. – Mama puszcza do niego oko i wraca do siłowania się ze zmarzniętą bryłą. Nastolatek patrzy na kawał czerwonego mięsa i już wie. Mama niedługo wyjedzie. Jak zwykle, kiedy będzie w szkole. Wsiądzie w PKS. Wróci tego samego dnia, mówiąc, iż musiała dłużej zostać w pracy. Jutro przygotuje więcej porcji. Ubije kotlety, nagotuje kartofli i utrze buraki na surówkę. Niby ukradkiem popakuje część do pojemników i schowa na tyłach lodówki. Tak, by nie widział. Staszek, jak zwykle je znajdzie, ale uda, iż niczego nie zauważył. Nie będzie pytał, choć słowa same będą układały mu się w ustach. Jak zwykle zgniecie je językiem i przełknie. Staszek i mama mają niepisaną umowę. Umowę na milczenie. Wszystko, co niejasne lub trudne, trzeba przeżuć, połknąć, a potem się uśmiechnąć.
– Okej – rzuca Staszek. – Jak coś, będę u siebie. – Chłopak rusza korytarzem. Po obu stronach wiszą rysunki w kolorowych ramkach. Obrazki namalowane we wczesnym dzieciństwie. Pełne kreatywności i
beztroski. Staszek nie lubi na nie patrzeć. Zbyt mocno kojarzą mu się z tym, czego już nie ma. Nie rozumie po, co zabrali je ze sobą. I w tej części budynku ściany mają się ku sobie. Są wąskie, jak gdyby ktoś z zewnątrz napierał na nie z obu stron. Z resztą, całe mieszkanie wygląda, tak jakby składało się z korytarzy i połączonych z nimi pociągowych przedziałów. Staszek często myśli o nim, jak o mieszkaniu przejściowym. Podobnie, jak pociąg jest tylko środkiem do celu. Chłopak ma nadzieję, iż niedługo zabiorą z niego swoje rzeczy i wysiądą w jakimś lepszym miejscu. ale ta podróż trwa ponad rok, a oni wciąż jadą w miejscu. Nie zmienia się krajobraz za oknem. Jedynie kolory liści.
– A jak minął ci dzień? – woła za nim mama, nie przestając upychać mię
– W porządku. – Jak zawsze odpowiada Staszek, po czym wchodzi do swojego pokoju. Pokój należy do niego tylko z nazwy. Chłopak od początku nie mógł się w nim odnaleźć. Nie czuł się tu, jak u siebie. Pomalowali go na biało, bo Staszek nie widział go w żadnym lubianym przez siebie kolorze. Wstawili do niego małe białe biurko, szafę i łóżko. Wszystkie meble kupili w jednym sklepie. Nastolatek zgodził się na pierwsze wskazane przez mamę. Tak, powstał pokój, który mógłby należeć do każdego. Starszego mężczyzny, młodej kobiety, dziecka. Przypomina pokoje wynajmowane na dobę w dużych miastach. Staszek nie chce się w nim odnaleźć. Woli być, tu tylko gościem. Przenocować i mieć nadzieję, iż niedługo ruszy dalej.
Nastolatek zamka drzwi. Opada na łóżko. Jego ciało zatapia się w zbyt miękkim materacu. Chłopak leży nieruchomo. W sekundę uchodzi z niego powietrze. Pogodna dotąd twarz nagle posępnieje. Staje się smutna i blada. Jakby ktoś założył mu maskę. A może właśnie ją zdjął?
Nagle dzieje się coś dziwnego. Tajemniczy kolor powoli pokrywa pokój. Wszystko dookoła stopniowo szarzeje. Zaczyna od podłogi. Leniwie pnie się po meblach i ścianach. Wspina się coraz wyżej i wyżej, aż wreszcie zajmuje sufit. Szarość połyka całe pomieszczenie. Tapeta ma teraz odcień grafitu, biurko pokrywa popiel, a szafa przybiera srebrną barwę.
Staszek jest sam. Otoczony swoim szarym światem. Ukryty w czterech ścianach wreszcie zdejmuje to, co doczepił do swojej twarzy. Może zrzucić uśmiech. Przestać głośno się śmiać i energicznie gestykulować. Nie musi już udawać, iż ma na coś ochotę.
Przymyka ciężkie powieki. Czuje się potwornie zmęczony. To całe udawanie kosztuje go niezwykle dużo energii. w tej chwili nie ma siły choćby ruszyć palcem. Ma wrażenie, iż jego ciało obumarło, a on może jedynie ciężko oddychać.
Jest sam bez implantów wesołości, bez ryzyka, iż ktoś zobaczy, ale wcale nie jest mu łatwiej. Teraz na wierzch wychodzi, to, co chował. Wszystko co uwierało, kłuło, gniotło od środka. Wypełza, bezczelnie dając o sobie znać. Staszek dobrze to zna. Nie ważne gdzie położy rękę. To, co w nim i tak znajdzie ujście.
Nastolatek gniewie ściąga brwi. Nie może już wytrzymać z tymi wszystkimi myślami i emocjami. Znów go obłażą. Dlaczego nie dadzą mu spokoju? On tylko chce zapomnieć. Nie myśleć. Nie analizować. Dlaczego zawsze go męczą, kiedy zostaje sam, kiedy jest najbardziej bezbronny? Kiedy wreszcie mógłby odpocząć. Wszystko czego nie chce wisi teraz nad nim i spluwa mu na twarz.
Staszek leży na łóżku i czuje, jak coraz bardziej zapada się w materac. Staje się uwięziony. Nieruchomy. Łóżko zaczyna go połykać. Myśli biegną jedna po drugiej. Depczą po nim ciężkimi butami.
Głupi, beznadziejny, do niczego, nudny, bezwartościowy, winny, słaby, frajer. Jest ich coraz więcej. Zaczynają się kłębić, potykają się jedna o drugą, mieszają, kleją. Okładają i kopią. Czemu wciąż wracają? Przecież tak bardzo się stara iść do przodu. Przecież dziś dał z siebie wszystko.
Staszek czuje, iż nie da już rady. Zaraz wybuchnie od środka. Chce mu się rzygać. Myśli i emocje są jak wielka kula, która dławi, pali skórę. Chłopak podnosi się gwałtownie i uderza pięścią w ścianę. Ból przeszywa rękę. Na moment płoszy myśli. Przestraszone rozbiegają się po pokoju i chowają po kątach. Nieśmiało wyglądają spod łóżka, zerkają zza szafy. Całe się trzęsą.
Głowa wreszcie jest pusta. Staszek czuje ulgę. Przez chwilę jest wolny. Siedzi pusty w środku. Nie jest mu dobrze, ale też nie cierpi. Po prostu go nie ma, choć ciało znów może nim poruszać. Ból fizyczny jest chwilową ochroną. Odgradza go od wszystkiego niczym szklana kopuła. Nie trwa to jednak długo.
Nagle coś słyszy. Kopuła pryska jak bańka. Obraca głowę w stronę drzwi. Zastyga bezruchu. Jest jeleniem oświetlonym reflektorami samochodu. Skrzypienie starej podłogi. To odgłos stawianych kroków. Prędko ogląda swoją dłoń. Widzi otarcia na śródręczu. Błyszczą na nim kropelki krwi. Patrzy na białą ścianę. Nie ma na niej śladu. Chłopak chowa dłoń do kieszeni bluzy i gwałtownie siada przy biurku. Sekundę później do drzwi puka mama.
– Tak? – pyta, siląc się na pogodny ton, choć w jego oczach goszczą łzy.
– Przyjdziesz na kolację? Przygotowałam tortille – pyta, opierając się barkiem o drzwi.
– Tak mamo, zaraz będę – odpowiada, starając się połknąć smutek. Ciało mamy wciąż dotyka drzwi. Jakby nie było przekonane. Jednak po chwili chłopak słyszy, jak kobieta powoli odchodzi. Przeciera powieki rękawem bluzy. Czas ubrać się w wyjściowe. Szarość gwałtownie spełza ze ścian. Wsiąka w podłogę, która znów staje się brązowa. Co prawda gdzieniegdzie pozostają jeszcze szare plamy, jednak na pierwszy rzut oka ich nie widać. Nie rzucają się w oczy. Kryją się za szafą pod łóżkiem i na tyle biurka. Trzeba by odsunąć meble od ścian, by je dostrzec. Na co dzień się tego nie robi. Nie ma na to czasu. Jest przecież tyle ważniejszych rzeczy do zrobienia. Nikt nie domyśli się o ich istnieniu. Staszek nikomu o nich nie powie. Pokój znów ma białe ściany, na łóżku ponownie leży granatowa kołdra. Pozornie wszystko jest w porządku. Staszek odsuwa się od biurka, podnosi kąciki ust. Teraz jest gotowy.