Pragnienie powrotu

newsempire24.com 4 dni temu

Halina zawsze budziła się przed budzikiem, jakby miała wbudowany wewnętrzny zegar. Wstawała, myła się i przygotowywała śniadanie. Gdy mąż wchodził do kuchni, ogolony, pachnący wodą kolońską, na stole czekała na niego jajecznica lub jajka na miękko, pajda chleba z serem i kiełbasą, filiżanka mocnej kawy. Sama Halina zadowalała się tylko kawą i kawałkami sera bez chleba.

Żyli razem trzydzieści lat. Nauczyli się siebie tak dobrze, iż prawie nie rozmawiali, zwłaszcza rano. “Do wieczora”, “Dziś się spóźnię”, “Dzięki…” Z spojrzeń, kroków, choćby z milczenia potrafili odczytać swój nastrój. Po co zbędne słowa?

– Dzięki – powiedział Wojciech, dopił kawę i wstał od stołu.

Kiedy zaczynali razem życie, zawsze całował ją w policzek przed wyjściem do pracy. Teraz tego nie robił, tylko dziękował i wychodził. Pracował jako inżynier w fabryce wagonów, wyjeżdżał wcześnie, bo musiał przedzierać się przez korki na drugi koniec miasta.

Halina sprzątnęła ze stołu, umyła naczynia i zaczęła się zbierać. Wykładała na uniwersytecie, który znajdował się dwie przystanki od domu. Zawsze szła do pracy na piechotę, w każdą pogodę, choćby gdy wiał silny wiatr i lał deszcz. Wysoka, szczupła, sportowa. Sukienki zakładała tylko latem. Na uczelnię chodziła w garsonkach, zwykle szarych, w cienką kratkę. Pod marynarkę wkładała bluzki w pastelowych kolorach.

Kiedyś ciemne włosy, teraz już przyprószone siwizną. Nie farbowała ich, wiązała w cienki warkocz i zwijała w ślimaka na karku. Żadnego makijażu, żadnej biżuterii poza obrączką.

Jako wykładowczyni musiała dużo mówić na zajęciach i wykładach. W domu wolała milczeć. Męża to nie przeszkadzało. Kochał ciszę. Dla wielu byli idealną parą. Nie kłócili się, nie sprzeczali.

Wojciech Marian był od niej dwa lata starszy, ale wciąż przystojnym mężczyzną. Halina przywykła, iż kobiety zwracają na niego uwagę. Kiedyś się denerwowała, ale z wiekiem zaczęła na to patrzeć filozoficznie. “Gdzie on pójdzie? Nikt go nie nakarmi tak jak ja” – myślała. I gotowała naprawdę bosko.

Mieli córkę, która po studiach wyszła za mąż za wojskowego i wyjechała z nim do koszar.

Studenci trochę się Haliny bali. Rzadko się uśmiechała, zawsze powściągliwa, opanowana. Ale nie była złośliwa. choćby na egzaminie można się z nią było dogadać. jeżeli student szczerze przyznał, iż nie zna odpowiedzi na pytanie, ale się uczył, pomagała mu się wykaraskać, często wyciągała na tróję. Ale za ściąganie bezlitośnie wyrzucała z sali, a za oszustwo stawiała pałę. Byli i tacy spryciarze, którzy w ogóle nie przygotowywali się do sesji, licząc, iż błagalnym spojrzeniem wyproszą dwóję. To się nie udawało. Halina wyczuwała kłamstwo i nie wybaczała.

Z nikim z kadry nie trzymała się blisko, nie uczestniczyła w plotkach.

Pewnego dnia w stołówce usłyszała rozmowę dwóch pierwszorocznic. Siedziała do nich plecami, więc jej nie zauważyły.

– Jak tam twoja chemiczka? Typowa sufrażystka. Gdyby nie obrączka, pomyślałabym, iż stara panna – powiedziała jedna.

– A ma męża, przy okazji całkiem przystojnego. I córkę, już zamężną – odparła druga.

– No to co on w niej znalazł, skoro taki przystojny? A skąd w ogóle wiesz?

– Mieszkamy w jednej klatce. Wydaje się w porządku.

– No tak, w porządku. Ubiera się jak facet. Wątpię, żeby miała biust.

Halina dokończyła obiad, wstała i spojrzała na studentki.

– Przepraszam – pisnęły i zarumieniły się.

“Stara panna. Sufrażystka. Więc tak o mnie myślą.” W pokoju nauczycielskim spojrzała w lustro. “No tak. Co adekwatnie Wojtek we mnie znalazł?” Zadzwonił dzwonek i Halina poszła na zajęcia.

W domu zabrała się od razu za gotowanie kolacji. Postanowiła upiec mięso w żaroodpornych naczyniach, akurat zdąży przed jego powrotem. Wszystko było gotowe. Podeszła do okna. Mąż zawsze parkował pod ich oknami. Ale dziś samochodu nie było. Nagle za plecami zaskrzypiał zamek w drzwiach wejściowych.

Zdziwiona wyszła do przedpokoju.

– Nie przyjechałeś autem? Zepsuło się? – spytała.

– Nie, zaparkowałem gdzie indziej.

Nie pytała dlaczego. Wróciła do kuchni, żeby wyjąć mięso z piekarnika. Wojciech wszedł za nią i usiadł przy stole.

– Halina, usiądź proszę.

Zdjęła już założoną rękawicę kuchenną i usiadła naprzeciwko, splatając dłonie. Od razu wiedziała, iż coś jest nie tak. Wojciech patrzył w bok, unikając jej wzroku. Od dawna mieli dość chłodne relacje. Ale teraz wydawał się obcy, zdystansowany, spięty.

– No więc tak. Kocham inną kobietę. I odchodzę do niej – powiedział i otarł spoconą dłoń o czoło.

Halina zacisnęła palce aż do bólu.

– Przepraszam. Pójdę spakować rzeczy. – Wojciech wstał i wyszedł z kuchni.

Halina została sama przy stole. “Idź, zatrzymaj go, porozmawiaj…” – domagał się wewnętrzny głos. Ale nie drgnęła. Słyszała, jak otwiera szafę, jak brzęczą puste wieszaki. Teraz szuflada – pewnie zabiera dokumenty. Rozległ się dźwięk zamykanej suwaka walizki. Przez chwilę w pokoju panowała cisza. Potem głuche stukanie kółek po dywanie, głośniejsze po kafelkach w przedpokoju.

Wojciech w nieskończoność wkładał płaszcz i buty. “Zaraz wróci i powie, iż się rozmyślił, iż kocha tylko ją…” – miała nadzieję. Ale drzwi zatrzasnęły się, zaskoczył zamek. Halina jeszcze długo siedziała, wpatrzona w jeden punkt. W końcu rozplotła dłonie, zakryła twarz i rozpłakała się.

Dlatego nie zaparkował pod oknami. Żeby sąsiedzi nie widzieli. A może w samochodzie siedziała ta druga? Halina wstała i ochlapała twarz wodą. “Mięso…” – przypomniała sobie.

Pierwszym odruchem było wyrzucić je do śmieci, razem zHalina westchnęła ciężko, wyjęła mięso z piekarnika i postanowiła zanieść je nowej sąsiadce – bo jeżeli już nie dla siebie, to może komuś przyniesie trochę ciepła w ten zimny wieczór.

Idź do oryginalnego materiału