Pragnienie innych rodziców

polregion.pl 1 tydzień temu

**Chcę innych rodziców**

Zosia wracała ze szkoły w świetnym humorze. Dzisiaj w klasie zbierali pieniądze na kwiaty i prezent dla wychowawczyni. A Krzysiek powiedział, iż kobiety uwielbiają róże. Przy tym patrzył na nią w taki sposób, jakby to była podpowiedź właśnie dla niej.

Od jego spojrzenia serce Zosi zabiło szybciej. Postanowiła, iż to jasna wskazówka – on zamierza dać jej prezent na Dzień Kobiet. Dziewczyny będą wściekłe z zazdrości.

Spodobał się jej od pierwszego dnia, kiedy tylko wszedł do klasy. W zeszłym roku jego ojca przeniesiono do jednostki wojskowej w ich mieście. Krzysiek był pewny siebie i niezależny. Wyglądało na to, iż w ogóle nie przejmuje się tym, co myślą inni. I to właśnie przyciągało Zosię. Ona sama zawsze martwiła się opinią innych, bała się popełnić gafę, wyjść na głupią albo śmieszną.

Koledzy od razu zaakceptowali nowego ucznia, uznali go za swojego. Nie był liderem, ale choćby nauczyciele słuchali jego zdania.

Koniec lutego, ale już czuć było zbliżającą się wiosnę: ptaki śpiewały o poranku, słońce coraz częściej wychylało się zza chmur, sopelki topniały na dachach, ich krople uderzały o rynny z cichym dźwiękiem. Serce ściskało się w piersi na myśl o czymś tajemniczym i niezwykłym.

Zosia otworzyła drzwi do mieszkania i od razu usłyszała krzyki. Rodzice znowu się kłócili. Jakże się to już przejadło. Nastrój natychmiast się popsuł. Przecież kiedyś było tak dobrze – jeździli razem nad morze, spędzali radośnie święta, odpalając petardy. A jeżeli się rozwiodą? I co, już nigdy tego nie będzie?

U Krysi z klasy mama pocięła sobie żyły, gdy ojciec odszedł. Krysia płakała na lekcjach. A Hania mówiła, iż to choćby wygodne, gdy rodzice żyją osobno. Obydwoje jej kupują prezenty i dają pieniądze. Ale czy szczęście tkwi w prezentach i gotówce?

Krzyki nagle ucichły. Zosia na palcach podeszła do uchylonych drzwi i zajrzała do kuchni. Ojciec stał przy oknie, plecami do niej. Mama siedziała przy stole, zakrywając twarz dłońmi. Jej ramiona drżały. Zosia zrozumiała, iż mama płacze.

— Uspokój się, Zosia zaraz wróci ze szkoły — powiedział ojciec, nie odwracając się. — No co mam zrobić, żebyś mi uwierzyła? — W tej chwili spojrzał w bok i zauważył Zosię w drzwiach.

— Od dawna podsłuchujesz? — warknął z gniewem.

— Wystarczająco długo, żeby wszystko zrozumieć — odparła ostro Zosia.

— Co zrozumieć? — Mama odsunęła dłonie od twarzy i spojrzała na córkę.

Nos spuchnięty, oczy zaczerwienione, tusz rozmazany po policzkach. *„Jak ona nie widzi, iż tym wyglądem tylko odpycha tatę?”* — pomyślała ze złością Zosia.

— Chcecie się rozwieść — wyrzuciła z siebie.

Ojciec zmarszczył brwi, ale nic nie odpowiedział.

— A pomyśleliście o mnie? Już zdecydowaliście, z kim będę mieszkać? Jest nas tutaj troje. Moje zdanie was nie interesuje? Nie chcę być z jednym z was, chcę być z wami obojgiem! — Zosia też zaczęła krzyczeć. — jeżeli tak bardzo się już znienawidziliście, to ja też chcę innych rodziców. Nienawidzę was… obojga! — Głos jej drżał od ledwo powstrzymywanych łez.

Odwróciła się i pobiegła do przedpokoju, gwałtownie wciągnęła kurtkę i wybiegła z mieszkania.

— Zosia! — krzyk mamy zgasł za zatrzaśniętymi drzwiami.

Nie czekała na windę, zbiegła po schodach. Na ulicy przystanęła i założyła rękawiczki. Zastanawiała się, do której koleżanki pójść. Ale nie miała ochoty z nikim rozmawiać. Czy ktokolwiek mógłby ją zrozumieć, skoro choćby rodzice o niej nie myśleli?

Szła ulicą. jeżeli w dzień sople topniały i z hukiem spadały z dachów, to wieczorem zrobiło się mroźno. Minęła dwa przystanki i weszła do sklepu, żeby się ogrzać. Na widok wędlin i bułek poczuła wilgotność w ustach.

W kieszeni kurtki znalazła kilka monet i kupiła drożdżówkę. Gdy tylko wyszła, zaczęła ją jeść. Właśnie wpychała ostatni kęs, gdy ktoś ją zawołał.

Obejrzała się i zobaczyła Darka z równoległej klasy.

— Cześć — powiedział. — Spacerujesz?

Zosia nie mogła odpowiedzieć z pełnymi ustami. Przełknięcie suchej bułki nie było takie proste.

Darek wyjął z plecaka butelkę wody i podał jej.

— Popij, jeżeli nie brzydzisz się, bo się zakrztusisz.

Zosia wdzięcznie na niego spojrzała i wzięła butelkę. Wreszcie kęs przeleciał przez gardło.

— Dzięki — powiedziała, oddając butelkę, i już chciała iść dalej.

— Chyba mieszkasz w drugą stronę — zauważył.

— Nie twój interes — burknęła.

— Już ciemno, spacery o tej porze nie są bezpieczne, a sklepy zaraz zamkną. Chodź, odprowadzę cię.

Zosia pomyślała chwilę i ruszyła obok niego w stronę domu. Rozmawiali o nadchodzących zawodach Darka, o treningach, o nauczycielach. Na zakręcie w stronę jej bloku zatrzymała się.

— Tutaj mieszkasz? Nie chcesz wracać do domu? Rodzice dają w kość? Znam to — uśmiechnął się Darek.

— Rozwodzą się — cicho powiedziała Zosia.

— Rozumiem. Jak mój ojciec odszedł, też przeżywałem. Kłócili się tak, iż choćby uciekłem z domu. Myślałem, iż jak mnie będą szukać, to może się pogodzą. Wspólne cierpienie zbliża.

— I co? — zainteresowała się Zosia.

— Pogodzili się, jak mnie szukali. Ale tata i tak odszedł. Spędziłem kilka nocy w piwnicy, zanim policja mnie znalazła. Zapach piwnicy długo mi towarzyszył, choć wszystkie ubrania wyprałem.

— A ojciec? — Zosia patrzyła na Darka szeroko otwartymi oczami.

— A co ojciec? Ma młodą żonę. Ładna, ale jędza. Mama jest lepsza.

— A ona… jest z kimś? Twoja mama?

— Jak to? Z facetem? Nie. Ma mnie. Choć nie miałbym nic przeciwko, żeby wyszła za mąż. Ale wciąż kocha tatęZosia spojrzała w nocne niebo, wzięła głęboki oddech i pomyślała, iż może – tak jak Darek – też kiedyś znajdzie w tym wszystkim swoją własną drogę.

Idź do oryginalnego materiału