**8 marca**
Weronika wracała ze szkoły w wyśmienitym humorze. Dziś w klasie zbierali pieniądze na kwiaty i prezent dla wychowawczyni. A Krzysiek powiedział, iż kobiety uwielbiają róże. Patrzył przy tym tak, jakby mówił specjalnie dla niej.
Od jego spojrzenia serce Weroniki zabiło mocniej. Postanowiła, iż to aluzja do jej prezentu na Dzień Kobiet. Dziewczyny będą zazdrościć.
Spodobał się jej od pierwszego dnia, gdy tylko pojawił się w klasie. W zeszłym roku jego ojca przenieśli do jednostki wojskowej w ich mieście. Krzysiek był pewny siebie i niezależny. Wydawało się, iż nie obchodzi go, co myślą inni. To właśnie przyciągało Weronikę. Ona sama zawsze przejmowała się opinią innych, bała się wpaść w pułapkę, wyglądać śmiesznie lub głupio.
Koledzy od razu zaakceptowali nowego ucznia, uznali go za swojego. Nie był liderem, ale choćby nauczyciele słuchali jego zdania.
Koniec lutego, ale już czuło się nadejście wiosny: ptaki śpiewały o poranku, słońce częściej zaglądało zza chmur, sople topniały na dachach, w lodowych kałużach dzwoniła kropla. Serce ściskało się w oczekiwaniu na coś magicznego.
Weronika otworzyła drzwi do mieszkania i od razu usłyszała krzyki. Rodzice znów się kłócili. Jakże to było męczące. Nastrój momentalnie się popsuł. Przecież kiedyś było inaczej – jeździli we trójkę nad morze, wesoło spędzali sylwestra, odpalając petardy. A jeżeli się rozwiodą? Czy to wszystko już się skończy?
U koleżanki z klasy, Oli, mama podcięła sobie żyły, gdy ojciec odszedł. Ola płakała na lekcjach. A Ania twierdziła, iż to wręcz wygodne, gdy rodzice żyją osobno. Obdarowują ją prezentami i dają pieniądze. Ale czy szczęście tkwi w prezentach?
Krzyki nagle ucichły. Weronika na palcach podeszła do uchylonych drzwi i zajrzała do kuchni. Ojciec stał przy oknie, tyłem do niej. Mama siedziała przy stole, twarz ukryta w dłoniach. Jej ramiona drżały. Weronika zrozumiała, iż płacze.
– Uspokój się, Weronika zaraz wróci ze szkoły – powiedział ojciec, nie odwracając się. – Co mam zrobić, żebyś mi uwierzyła? – W tym momencie spojrzał i zobaczył córkę w drzwiach.
– Długo już podsluchujesz? – warknął.
– Wystarczająco długo, żeby wszystko zrozumieć – odparła ostro.
– Co zrozumieć? – Mama odsunęła dłonie od twarzy i spojrzała na córkę.
Nos spuchnięty, oczy czerwone, tusz rozmazany po policzkach. *„Jak ona nie widzi, iż tym wyglądem tylko odstrasza tatę?”* – pomyślała zirytowana.
– Chcecie się rozwieść – wyrzuciła z siebie.
Ojciec zmarszczył brwi, ale nic nie powiedział.
– A pomyśleliście o mnie? Już zdecydowaliście, z kim będę mieszkać? Jest nas troje! Moje zdanie was nie interesuje? Nie chcę być z jednym z was, chcę być z wami obojgiem! – Weronika też podniosła głos. – jeżeli już tak bardzo się sobą znużyliście, to ja też chcę innych rodziców. Nienawidzę was… obojga! – Głos jej zadrżał, ledwo powstrzymując łzy.
Odwróciła się i wybiegła do przedpokoju, gwałtownie włożyła buty i wypadła z mieszkania.
– Weronika! – krzyk mamy zamarł za zatrzaśniętymi drzwiami.
Nie czekała na windę, zbiegła po schodach. Na ulicy przystanęła i włożyła rękawiczki. Zastanawiała się, do której koleżanki pójść. Ale nie miała ochoty z nikim rozmawiać. Czy ktokolwiek mógłby ją zrozumieć, skoro choćby rodzice o nią nie dbali?
Szła ulicą. jeżeli w dzień sople topniały w słońcu i z hukiem spadały z dachów, to wieczorem zrobiło się mroźno. Po dwóch przystankach weszła do sklepu, żeby się ogrzać. Na widok wędlin i bułek ślinka napłynęła do ust.
W kieszeni kurtki znalazła kilka złotych i kupiła drożdżówkę. Gdy tylko wyszła, zaczęła ją jeść. Gdy miała w ustach ostatni kęs, ktoś ją zawołał.
Obejrzała się i zobaczyła Tomka z równoległej klasy.
– Hej – powiedział. – Spacerujesz?
Nie mogła odpowiedzieć z pełnymi ustami. Suchą bułkę trudno było przełknąć.
Tomek wyjął z plecaka plastikową butelkę z wodą i podał jej.
– Popij, jeżeli się nie brzydzisz, bo się udławisz.
Weronika spojrzała z wdzięcznością i wzięła butelkę. W końcu kęs przemknął przez gardło.
– Dzięki – oddała butelkę i już chciała iść dalej.
– Chyba mieszkasz w drugą stronę – zauważył.
– Nie twój interes – burknęła.
– Już ciemno, niebezpiecznie jest samej chodzić nocą, a sklepy zaraz zamkną. Chodź, odprowadzę cię.
Zastanowiła się przez chwilę, po czym ruszyła obok niego w stronę domu. Rozmawiali o nadchodzących zawodach Tomka, treningach, nauczycielach. Na zakręcie Weronika przystanęła.
– Tutaj mieszkasz? Nie chcesz wracać? Rodzice dają w kość? Znam to – uśmiechnął się Tomek.
– Rozwodzą się – szepnęła.
– Rozumiem. Gdy mój ojciec odszedł, też było ciężko. Kłócili się tak, iż choćby uciekłem z domu. Myślałem, iż jak mnie będą szukać, to może się pogodzą. Wspólne nieszczęście łączy.
– I co? – zainteresowała się.
– Pogodzili się, ale ojciec i tak odszedł. Spałem w piwnicy, dopóki policja mnie nie znalazła. Smród tamtego miejsca długo mnie prześladował, choć wszystkie ubrania wyprałem.
– A ojciec? – Weronika wpatrywała się w niego.
– Co ojciec? Ma młodszą żonę. Ładna, ale wredna. Mama jest lepsza.
– A ona… jest z kimś?
– W sensie facetem? Nie. Ma mnie. Chociaż nie byłbym przeciw, gdyby wyszła za mąż. Ale kochała ojca.
– Mówisz o tym tak łatwo – dziwiła się.
– Po co się męczyć? Nic tym nie zmienię. Ale przynajmniej w domu jest spokój – odparł. – No chodź, może do mnie? Napijesz się herbaty, ogrzejesz.
– A twoja mama? – zapytała zaskoczona.
– Nie oderwie się wieWeronika kiwnęła głową i poszła za Tomkiem, myśląc, iż może jednak nie wszystko stracone, jeżeli choćby w najciemniejszych chwilach można spotkać kogoś, kto poda ciepłą herbatę i bezpiecznie odprowadzi do domu.