Prababcia, która odmieniła losy

newskey24.com 1 tydzień temu

Zuzia posadziła swojego pluszowego misia na kanapie i surowo pogroziła mu palcem:
— Siedź tutaj, bo inaczej przyjedzie prababcia i zajmie twoje miejsce!

Magda, usłyszawszy mruknięcia ośmioletniej córki, uśmiechnęła się, nie przestając czyścić okna w kuchni. Ścienny zegar z małą figurką bociana wesoło tykał, odliczając minuty do przyjazdu babci Magdy, Weroniki Stanisławowej, która niedawno skończyła osiemdziesiąt trzy lata.

Po raz pierwszy od dziewięciu lat Weronika Stanisławowa zdecydowała się na taką podróż – przez pół kraju, by przytulić wnuczkę i po raz pierwszy zobaczyć prawnuczkę.

Kiedyś Magda mieszkała z nią w małym miasteczku na Podlasiu, razem z rodzicami i babcią. Ale w 2004 roku wyjechała, wyszła za mąż, osiadła w nowym miejscu. Mama Magdy przyjeżdżała prawie co roku, ale babcia, już wtedy nie najmłodsza, wciąż czekała, aż wnuczka z rodziną ją odwiedzi.

Życie młodej pary pochłonęły kredyt i praca. Urlopy były rzadkością, a wyjazd do rodzinnych stron odkładano w nieskończoność.

Tego roku spodziewali się mamy Magdy, ale zamiast niej zdecydowała się przyjechać Weronika Stanisławowa – w wieku osiemdziesięciu trzech lat, z chorym sercem, z obolałymi nogami, przez tysiące kilometrów.

— Mamo, po co nam prababcia, skoro mamy babcię Jadzię i babcię Halinę? – oznajmiła Zuzia z dziecięcą szczerością, krzyżując ręce.
— Jak to po co? To moja babcia, a twoja prababcia. Przyjeżdża w odwiedziny, żeby się z nami zobaczyć. Przecież ci o niej opowiadałam!

Zuzia zmarszczyła nosek:
— Ale ona jest staraaa!

Magda regularnie dzwoniła do Weroniki Stanisławowej, a gdy Zuzia podrosła, pozwalała jej rozmawiać przez telefon. Pokazywała też zdjęcia. Ale okazało się, iż głos w słuchawce i fotografie nie zastąpią żywego kontaktu. Zuzia, która nigdy nie widziała prababci, postrzegała ją jedynie jako „staruszkę”.

Magda chciała na nią nakrzyczeć, ale się powstrzymała. Wina paliła ją w środku: przez dziewięć lat nie udało im się wybrać na Podlasie. Usiadła obok córki i zaczęła tłumaczyć:
— Tak, jest starsza. Ale to nasza rodzina, tak jak babcia Jadzia i babcia Halina. Nie wolno tak mówić o starszych. Weronika Stanisławowa to wyjątkowa kobieta, pokochasz ją.

Wydawało się, iż Zuzia zrozumiała, ale w sercu Magdy zostało uczucie goryczy. Wstyd, iż córka nie zna prababci, iż sama nie znalazła czasu, by ją odwiedzić.

Tego samego dnia Magda odebrała paczkę z poczty. Nadawcą była Weronika Stanisławowa. Dziwne, skoro miała przyjechać za kilka dni. W domu, otwierając karton, Magda znalazła prezenty i starannie złożone rzeczy. Zuzia, która kręciła się wokół, jako pierwsza zauważyła zabytkowy wachlarz, trochę pożółkły, ale elegancki, jakby z minionej epoki. Obok leżały cienkie, koronkowe rękawiczki i, w osobnej torebce, puszysta suknia balowa.

— Wow! Co to jest? – Zuzia otworzyła szeroko oczy, dotykając materiału.
— Nie wiem, po co babcia to przysłała, skoro sama niedługo przyjedzie – skonsternowana Magda rozłożyła ręce.
— To jej? – Zuzia patrzyła z niedowierzaniem. – Tańczyła, tak jak ja?

Suknia, choć stara, była przepiękna, z delikatnym haftem. Cały wieczór Magda i Zuzia oglądały te rzeczy, zastanawiając się, co babcia miała na myśli. Zuzia zakochała się w wachlarzu, przymierzała rękawiczki, choć były za duże, i marzyła o takiej samej sukni do swoich tańców.
— Jak dorośniesz, uszyjemy ci taką – obiecała Magda, chowając uśmiech.

Trzy dni później Krzysztof, mąż Magdy, pojechał na lotnisko po Weronikę Stanisławową. Magda, pamiętając słowa Zuzi o „starej”, była zdenerwowana, bojąc się, iż córka powie coś niestosownego.

— Dziewczyny, witajcie gościa! – wesoło zawołał Krzysztof z progu.

Magda od razu wyczuła w jego głosie zachwyt.
— Fajna babcia – szepnął żonie, mrugając.

Za plecami męża stała Weronika Stanisławowa: w eleganckim płaszczu, małym kapelusiku, butach na niskim obcasie, z torebką w dłoniach. Brwi delikatnie podkreślone, oczy z subtelną kreską, usta idealnie pomalowane. Magda od dziecka pamiętała jej słowa: „Usta muszą być perfekcyjne, choćby bez lustra”. I babcia robiła to jak profesjonalistka.

— Babciu! – Magda rzuciła się jej w ramiona, powstrzymując łzy.

Po długim locie Weronika Stanisławowa wyglądała na zmęczoną, ale jej oczy błyszczały takim ciepłem, iż mogłyby odmienić choćby najsmutniejszy dzień.

— Moja kruszynko – babcia otworzyła ramiona.

— No to ja lecę do pracy, a wy się tu bawcie – uśmiechnął się Krzysztof, wychodząc.

W przedpokoju Zuzia obserwowała gościa, wciąż niepewna, jak się zachować. Weronika Stanisławowa, zauważywszy prawnuczkę, spojrzała na nią z czułością, ale nie rzuciła się do przytulania, wyczuwając jej nieufność. Z uśmiechem przeszła do salonu, wspierając się na Magdzie.
— Droga, wiesz, w moim wieku to niełatwe, ale tak chciałam was zobaczyć, iż nie mogłam dłużej czekać. Wcześniej bym przyjechała, ale to złamanie… w moim wieku…

— Babuniu, to nam wstyd – westchnęła Magda. – To praca, to Zuzia się urodziła…
— Wszystko rozumiem, kochanie, nie martw się. Odpocznę chwilę.
— Może się położysz? Potem zjemy…
— Oj, Magdusiu, już choćby nie wiem, czy to ranek, czy wieczór, zmiana czasu wszystko pomieszała…

Po wypiciu herbaty Weronika Stanisławowa poprawiła włosy – kasztanowe, z przebłyskami siwizny – i złożyła dłonie na kolanach. Jej wzrok nie spuszczał Zuzi. Chciała przytulić prawnuczkę, ale czekała, wiedząc, iż dziewczynka musi sama zrobić pierwszy krok.

Zuzia, wciąż zaciekawiona, w końcu nie wytrzymała:
—— To twoje? — pokazała na torebkę z suknią.

— Moje — uśmiechnęła się babcia, a Zuzia nagle zrozumiała, iż czas nie zdołał zatrzeć blasku w oczach prababci, który sprawił, iż dziewczynka zapomniała o słowie „stara” i po prostu chciała usłyszeć kolejną historię.

Idź do oryginalnego materiału