**Późne szczęście**
Franciszek długo błąkał się po obcym wielkim mieście, aż w końcu dotarł na dworzec. Nogi dudniły od zmęczenia, a nastrój miał pod psem. Z taką euforią tu jechał, a teraz musiał uciekać jak kot, który nabroił.
Zauważył wolne miejsce w poczekalni i usiadł, by odpocząć. *”Odłapię trochę powietrza, potem pójdę po bilet. Te pięć minut nic nie zmieni. Dobrze, iż nie wziąłem biletu powrotnego. Myślałem, iż zostanę tydzień… No trudno.”*
Gdy poczuł, iż nogi odzyskały trochę siły, zarzucił na ramię ciężką sportową torbę i ruszył do kasy. Stojąc w kolejce, obserwował dworcową krzątaninę i zastanawiał się, co zrobi, jeżeli pociąg będzie wykupiony. Ale kasjerka wręczyła mu bilet. Tylko czekać musiał ponad trzy godziny. Nic nie szkodzi. Ważne, iż bilet w kieszeni, wracał do domu.
Franciszek schował bilet i dowód do kieszeni płaszcza, rozejrzał się. Jego miejsce już ktoś zajął. Wyszedł na peron. Pod ścianą dworca też stały ławki. Przy jednym z torów stał gotowy do odjazdu pośpieszny pociąg. Tablica nad szaprą szóstą pokazywała godzinę odjazdu i cel podróży. Wszyscy pasażerowie już wsiadali, więc ławki pod budynkiem stały puste.
Uporczywy zapach kreozotu i kurzu mieszał się z dymem papierosów, odorem alkoholu i potem nieumytych ciał. choćby świeże powietrze nie pomagało. Przez dworzec przewijały się codziennie tysiące ludzi – włóczęgów, pijaków, zabieganych.
Franciszek usiadł na ławce, skąd miał widok na wszystkie tablice i perony, i zaczął czekać. W myślach odtwarzał rozmowę z wnukiem Haliny, szukał lepszych słów, choć wtedy zbaraniał…
— Wolne? — rozległ się obok młody męski głos.
Franciszek podniósł wzrok i ujrzał przed sobą elegancko ubranego mężczyznę z walizką na kółkach.
— Wolne, proszę siadać — odparł, przesuwając się nieco, choć miejsca było dość. Zauważył, iż na innych ławkach też siedzieli ludzie.
Mężczyzna usiadł na drugim końcu, poluzował krawat, postawił walizkę obok.
— W delegację? — spytał Franciszek, któremu zależało na rozmowie, na ludzkim głosie.
— Nie, wracam z delegacji — odpowiedział niechętnie, spoglądając na niego.
— Ja też wracam do domu — westchnął Franciszek.
— Też służbowo? — zapytał z niedowierzaniem mężczyzna.
— Nie. W odwiedziny przyjechałem. Myślałem, iż zostanę dłużej, ale wyszło inaczej — Franciszek opuścił głowę.
— Wykopali? — spytał ze współczuciem.
— Coś w tym rodzaju. Czekam na pociąg do Gdańska. A pan?
— Nie mamy szczęścia, czekać będziemy długo. Ja też muszę wracać wcześniej. Zmieniłem bilet.
— A wagon który? — spytał ciekawie Franciszek.
— Jedenasty.
— To pojedziemy razem. A przedział przypadkiem nie piąty?
— Piąty — mężczyzna z niedowierzaniem sięgnął po bilet. Spojrzał, skinął głową i schował z powrotem. Potem klepnął się po kolanach.
— No proszę, jaki zbieg okoliczności. Dopiero co pan kupił bilet? — zapytał, przyglądając się Franciszkowi uważniej. Przecież mieli jechać razem.
— Tak.
— Ja miałem wracać za dwa dni, ale żona zadzwoniła, córka zachorowała. Powiedziała, iż choćby boi się diagnozy na głos wymówić, płacze. Musiałem przerwać delegację.
— Samolotem byłoby szybciej — zauważył Franciszek.
— Boję się latać, szczerze mówiąc. Pociąg spokojniejszy.
W tym momencie w kieszeni marynarki mężczyzny zadzwonił telefon. Wyjął go i odebrał. Franciszek odwrócił wzrok, udając, iż nie słuch”Gdy pociąg ruszył, a oni zasiedli w swoim przedziale, Franciszek spojrzał na Galię i pomyślał, iż czasem szczęście przychodzi późno, ale gdy już się pojawi, warto je trzymać mocno, jak ten bilet w dłoni.”