Moja siostra Weronika ma pięćdziesiąt osiem lat. Niedawno opowiedziała mi historię, w którą trudno było uwierzyć od razu. Przyjechali do nich dawni znajomi jej męża. Wieczorem zasiedliśmy przy stole i zaczęliśmy wspominać młodość. Nie wiem po co, ale Weronika przyniosła stare zdjęcia – ze ślubu, z dziećmi, ze spotkań z przyjaciółmi. Jedna z kobiet wzięła zdjęcie jej starszego syna, gdy miał pięć lat, i powiedziała: „Słuchaj, twój syn w ogóle nie przypomina twojego męża”.
Weronika pobladła i odparła, iż sobie coś wymyśla. Ale znajoma nie odpuszczała: „Pamiętasz Artura? Ten, który zawsze wodził za tobą wzrokiem. Wydaje mi się, iż was coś łączyło. Mam wrażenie, iż twój starszy syn to jego dziecko”.
Weronika wstała od stołu, powiedziała, iż jest zmęczona, i poszła do sypialni. Znajomi też się zebrali. Po dwóch dniach wyjechali, a ja poszłam do siostry. Przez cały ten czas była wyraźnie rozbita. To, co mi powiedziała, na początku wydało mi się nierealne.
Artur był przyjacielem jej męża, młodszym o pięć lat. Kiedy przyszły mąż przedstawił jej Artura, od razu zaiskrzyło. Ona mu się spodobała, on jej też. Ale ślub był już zaplanowany i Weronika nie miała odwagi go odwołać. Artur też nie wyznał jej wtedy swoich uczuć. Był na ślubie, ale nic nie zdradzało, iż cierpi. Najwyraźniej dobrze ukrywał emocje.
Przez rok po ślubie trwały różne spotkania towarzyskie – Artur zawsze się na nich pojawiał. Raz sam, raz z kolegą albo dziewczyną. Ale zawsze siadał koło Weroniki, pomagał jej w kuchni, przynosił talerze. Przy ludziach zachowywała się bardzo poprawnie, a mąż niczego się nie domyślał.
Potem urodził się syn. Weronika pokazała mi jedno zdjęcie, które ukrywała w notesie. Artur z promiennym uśmiechem trzymał jej dziecko na rękach. Wyznała mi, iż to on jest ojcem chłopca, nie jej mąż.
Bardzo go kochała, ale mówi, iż nie potrafiła mu zaufać. Że jeżeli naprawdę ją kochał, powinien był ją poprosić o rękę, a nie namawiać do zdrady.
Artur czasem odwiedzał Weronikę, bawił się z dzieckiem i zawsze mówił z uśmiechem: „Gdyby to był nasz syn…”. Nigdy nie powiedziała mu prawdy. Ich drogi się rozeszły. Urodziła drugiego syna – ten był już identyczny jak jej mąż. Weronika często żartowała: starszy syn jest mój, a młodszy – ojca. Ale jej mąż chyba coś przeczuwał. Z pierwszym synem nigdy nie miał ciepłych relacji. Z czasem całkiem się od siebie oddalili.
W zeszłym roku Artur zmarł. Był dwa razy żonaty, nie miał dzieci. Weronika pojechała potajemnie na jego pogrzeb.
Teraz nie wie, co robić. Boi się, iż znajoma wygada się jej mężowi. A może on już coś słyszał – bo niespodziewanie wyjechał do kolegi do leśniczówki, nie tłumacząc się nikomu, tylko zostawił kartkę, iż jedzie odpocząć. Dziś ta sama znajoma zadzwoniła i powiedziała, iż jej mąż też pojechał do leśniczówki – do nich.
Bardzo się martwię, co się teraz stanie z Weroniką i jej mężem. Weronika przyznała, iż liczyła na to, iż tajemnica już nigdy nie wyjdzie na jaw. I sama się dziwiła, iż przez te wszystkie lata potrafiła nie mieć wyrzutów sumienia, udawać, iż nic się nie wydarzyło – tak dobrze, iż choćby bliscy niczego nie podejrzewali.
Powiedziała mi, iż z czasem sama uwierzyła, iż nie zdradziła męża i iż dziecko jest jego. Przez ponad piętnaście lat nie wspominała ani zdrady, ani Artura. Nie powiedziała tego nikomu… A teraz prawda wyszła na jaw – przypadkiem i wtedy, gdy nikt się jej już nie spodziewał.