Pożar

adamaswtrasie.blogspot.com 1 rok temu
Pożar jest czymś strasznym. Sam nie miałem, ekhem, przyjemności zaznać tego śmiercionośnego żywiołu – znam to tylko z opowiadań, śp. Dziadek był strażakiem i brał udział w akcji gaszenia wsi w latach 40-tych albo 50-tych zeszłego stulecia. Wsi, dodajmy, drewnianej, krytej strzechą. Ot, zdarzyła się letnia sucha burza (po fali upałów), trzasnął piorun, powiał wiatr (swoją drogą w czasie takiej apokalipsy rozgrzane powietrze samo roznosi płonące strzechy – ot, fizyka działa) i wieś się zajęła. Dziadek do końca życia (a dożył prawie setki) słynął z brawury, więc i wtedy zapuścił się zbyt daleko – płonąca krokiew nie dość, iż odcięła mu odwrót, to jeszcze przepalila parciany wąż. Udało się go uratować, ale włosy odrosły dopiero po jakimś czasie.
Drewniana zagroda z Pomorza
Tak, w zabudowaniach – zwłaszcza gęstych i drewnianych – pożar jest straszny. Natomiast w naturze pożar jest nie tylko czymś normalnym, ale i wręcz miejscami pożądanym.
Puszcza Białowieska
Otóż nie dość, iż uwalnia przestrzeń życiową dla nowych organizmów, to jeszcze włącza do obiegu uwięziony w roślinach związki organiczne. Drobne przypomnienie z biologii: obieg węgla w ekosystemie wygląda tak: rośliny w procesie fotosyntezy pozyskują z atmosfery dwutlenek węgla i przetwarzają go w związki organiczne – cukry (a potem tłuszcze, białka i inne) z których budują swoje organizmy, które następnie są podstawą diety roślinożerców, ci drapieżników – a na końcu wszystkich na związki proste przerabiają reducenci.
Roślinożerca
Oczywiście w czasie życia zwierzęta (i rośliny) także przetwarzają związki organiczne na dwutlenek węgla (w procesie oddychania wewnątrzkomórkowego). Niemniej każdy, kto szedł po lesie strefy umiarkowanej wie, iż system nie działa. Masa węgla zostaje uwięziona w ściółce czy w celulozowych pniach drzew. Owszem, reducenci pracują na dwie zmiany, ale i tak nie ma szans, żeby wszystko to przetworzyli. Pożar nagromadzonej ściółki jest co jakiś czas więc niezbędny – stąd i wielkie pożary lasów syberyjskich.
Czas, kiedy reducenci się lenią
Wyjątkiem jest dżungla, na przykład ta największa, amazońska, gdzie procesy rozkładu są tak zaawansowane, iż spadający liść zaczyna gnić zanim jeszcze dotknie ziemi.
Dżungla
Ciekawostką ekologiczną jest, iż brakujących w Amazonii nutrientów (a dżungla rośnie dosłownie z minuty na minutę, więc rośliny jak szalone potrzebują pokarmu) dostarcza wiatr wiejący znad Sahary – pasaty porywają z pustyni mikroelementy nagromadzone tam w czasach, gdy miejsce to było kwitnącą oazą życia (czyli kiedy panował inny klimat – który zresztą ciągle się zmienia) i przenoszą za Atlantyk.
Widok na Atlas
Poza tym w dżungli jest zbyt mokro żeby cokolwiek się zapaliło.
Na Świecie najbardziej łatwopalnymi lasami są te tworzone przez eukaliptusy. Na blogu wspomninałem o tym, iż przybyłem do Krainy Kangurów niedługo po największych od 50-ciu lat pożarów. Cóż, podpowiem – następne tak wielkie klęski żywiołowe powinny być za następne piędziesiąt. Tyle trwa bowiem cykl życia lasu eukaliptusowego. Po prostu małe eukaliptusiki do wzrostu potrzebują dużo światła, a miejscowy klimat sprawia, iż pomiędzy starymi drzewami rosną różnego rodzaju paprocie czy banksje.
Po australijskich pożarach
Pożar jest więc eukaliptusom niezbędny do zapewnienia potomstwu (oprócz światła także masa odżywczego popiołu) jak najlepszego startu w życiu – każdy organizm dba o swoje potomstwo (wyjątek stanowią zwolennicy mordowania nienarodzonych bezbronnych dzieci). W australijskich lasach czy zaroślach wyewoluowały gatunki, które nasiona wydają właśnie po pożarach – potrafią czekać nań kilkanaście lat.
Czekając na pożar
U nas w Europie najbardziej pożarolubnym ekosystemem jest śródziemnomorska makia. Pierwszy raz spotkałem się z nią na Ios – wspinaliśmy się z kolegą na najwyższy szczyt tej cykladzkiej wyspy (zdaje się, iż zwący się, tak jak stojący nań klasztorek – Święty Eliasz). Upał był niemiłosierny, zbocze nierówne i zbudowane z marmurów. Porośnięte zaś było – w czasach gdy ja się tam wspinałem – jedynie rzadkimi tymiankiem i kwitnącymi hiacyntami.
Kocham ten zapach, jakże podobny do bzu lilaka, więc mimo zmęczenia wspinaczka była całkiem miła. Przeszkadzał ciut niewielki zapach spalenizny – pomiędzy hiacyntami i płytami marmuru sterczały spalone kikuty większych roślin. Oto bowiem sezon wcześniej w upalne lato całe zbocze wypaliło się do cna. Zostały tylko cebule hiacyntów i naniesione po pożarze nasionka tymianku. Reszta poszła z dymem, ale te rośliny miały sezon dziesięciolecia. Zbocze, które się nie wypaliło, było porośnięte gęstymi kłującymi zaroślami, nie dopuszczającymi żadnych nowych roślin.
Hiacynty
O tym, iż pożary w Śródziemiomorzu nie są czymś niezwykłym może świadczyć też jedna z najbardziej emblematycznych roślin tego rejonu – dąb korkowy. Nie bez kozery wytwarza ognioodporną korę – każdy za dzieciaka próbował podpalić korek, wszyscy wiemy, iż jest to niezwykle trudne, trzeba bardzo długo trzymać korek w ogniu. A naturalny pożar nie trwa długo. Przesuszone rośliny wypalają się w oka mgnieniu, i ściana ognia idzie dalej.
Makia na Ios
No chyba, iż napotka na swej drodze zabudowania. Wtedy zaczyna się groźny pożar, o którym wspominałem na początku wpisu. A jak jeszcze w wyniku ludzkiej gospodarki zmienione zostają – a zawsze będą – stosunki wodne... No, to i o pożar łatwiej i częściej, i będzie on szybszy. Oraz stanowił będzie zagrożenie dla ludzi. Kilka lat temu przejeżdżając przez Attykę nad Atenami rozciągała się olbrzymia chmura dymu. Odbijając na Kretę z portu w Pireusie widziałem płonące szczyty attyckich wzgórz. Ale zagrożenie wynikało nie z pożaru, a z obecności pięciu milionów ludzi w miejscu, gdzie pożary są naturalne.
Spalona hacjenda w Australii
Oczywiście, człowiek czasem pomaga pożarowi – głośna była sprawa kilka lat temu w Czarnogórze: nasi rodacy zgubili się w miejscowych wspaniałych górach. Zadzwonili po pomoc, ale, iż ekipy ratownicze nie mogły ich namierzyć podpowiedziano im, by rozpalono ognisko. W wysuszonym sosnowym lesie, lubiącym się palić. Szanowni Czytelnicy mogą domyśleć się co się stało – w okolicach Baru dalej widać poczerniałe stoki Gór Dynarskich.
Góry Dynarskie w Czarnogórze
Wydaje mi się też, że właśnie zagrożenie pożarowe jest też powodem zakazu wypalania traw – bo z biologicznego punktu widzenia nie dzieje się tam nic złego (ba, sawanny, stepy czy pampy też muszą co jakiś czas się przepalić). Fakt, iż sucha trawa pali się bardzo gwałtownie – a jak podpalacz jest niezbyt bystry albo zmęczony – i finalnie może spowodować zagrożenie mienia lub życia ludzkiego. Niemniej słysząc jeremiady pseudoekologów czy innych szemranych person o tragicznych pożarach miejmy na uwadze, iż są to procesy naturalne, ba, niezbędne dla ekosystemu. I tylko myśmy się niepotrzebnie między wódkę a zakąskę wtranżolili – bo z jakiegoś powodu te pożarowe obszary często są atrakcyjne dla mieszkańców i turystów. Ale to już zupełnie inna bajka.
Makia w Prowansji
Ach. Wpis taki na gorąco, w związku z pożarami na greckich wyspach. Na blogu powoli kończymy Bałkany, za chwilę Malta i powrót do Peru.
Idź do oryginalnego materiału