Barbara Kowalewska: Zacznijmy od tytułów wystaw, które mają charakter prowokacyjny. „Ex Katedra” przywodzi na myśl łacińskie wyrażenie ex cathedra, oznaczające wypowiedź autorytatywną, niepodlegającą dyskusji. A „SMXL” budzi skojarzenia z rozmiarami ubrań. Czuje się w tych tytułach ironię.
Natalia Czarcińska: Tytuły tych wystaw rzeczywiście są ironiczne. „Ex Katedra” paradoksalnie mówi o nieprzyjmowaniu i niewygłaszaniu prawd bezdyskusyjnych. O nauczaniu nie „z wysokości katedry”, ale o towarzyszeniu w procesie twórczym, bezpośrednim kontakcie w pracowni. Łączy nas pokrewieństwo instytucjonalne, przynależność do I Katedry Malarstwa UAP, nie zaś jakiś jeden ruch artystyczny.
fot. J. Subczyńska
Ten tytuł jest też trochę kontestowaniem administracyjnej, instytucjonalnej struktury. Przez ostatnie lata zorganizowaliśmy kilka zbiorowych pokazów, za każdym razem zapraszając do udziału gości z innych katedr. Wszystkie odnosiły się w pewien sposób do podwójnej roli, jaką odgrywamy: artystów/artystek i pedagogów/pedagożek. Wystawa „SMXL” dotyka z kolei problemu wartościowania sztuki – mamy rozmiary i pytanie o wartość dzieła sztuki – małe, duże czy „w sam raz”.
Kilka lat temu w Galerii im. Jana Tarasina w Kaliszu, w trochę innym gronie, przygotowaliśmy wystawę „Petit”, wystawę prac małych, nie tylko w sensie rozmiarów fizycznych, ale także w rozumieniu na przykład sztuki na marginesie, zapisków, notatek. istotny jest dla nas także aspekt sympatii, lubimy się w tym gronie.
BK: Akademickość, konserwatyzm często kojarzy się stereotypowo, zwłaszcza młodym artystom, z uczelnią. Mamy tego wiele przykładów z historii sztuki. W buncie przeciwko akademickości powstawały nowe grupy artystyczne. Jak wy jako pedagodzy rozumiecie akademickość i jaki jest faktyczny obraz sztuki pedagogów na prezentowanej wystawie?
NCZ: Oczywiście warsztat jest niezwykle istotny, zarówno w „uczeniu sztuki”, jak i własnej twórczości. Ale mamy tu do czynienia z redefinicją słowa akademickość. Interesująca jest dla nas różnorodność technik i zagadnienie czystości języka medium.
fot. J. Subczyńska
Kiedyś dziedziny sztuki były jasno rozgraniczone. Dziś mówimy o interdyscyplinarności i przekraczaniu mediów. Uprawnione jest oczywiście pokazywanie tradycyjnych obrazów malarskich czy rzeźb. Na wystawie prezentujemy obrazy Andrzeja Zdanowicza, Julii Królikowskiej oraz rysunek Ewy Kubiak. To, co dla nas jest istotne, to intelektualny wyraz prac, które mają wywołać poruszenie, konsternację, sprowokować do zadawania pytań.
Komentarz autorski jest ważny, ale jako odbiorcy sztuki stajemy wobec dzieła sami, ze swoim własnym doświadczeniem, przeczytanymi lekturami i jesteśmy zaproszeni do osobistej refleksji.
BK: Jakie prace można zobaczyć na wystawie? Z jakimi mediami i technikami mamy do czynienia? Co może być zaskakujące?
NCZ: Na wystawie prezentujemy prace wykonane w różnych technikach, używające rozmaitych mediów, np. obiekty Anny Goebel z przetworzonych skórek bananów (z cyklu „Wokół codzienności”) lub Lidii Wojcieszek, która przekształca liście katalpy i szczawiu w obiekt, quasi-obraz. Z kolei praca Doroty Tarnowskiej-Urbanik „Rysunek odręczny” to sieć wykonana z pozwijanych w rureczki kartek, owiniętych czarnym, barwiony sznurkiem i wypełniających narożnik galerii. Te kartki to fragmenty książki o barwieniu. To dzieło coś zakrywa, coś ujawnia i do tego jeszcze działa w przestrzeni wystawowej poprzez cień, który rzuca na ścianie. Światło i cień eksploruje również instalacja Pawła Kaszczyńskiego. Natomiast Marek Jakuszewski przygotował obiekty-kolaże, z różnymi znalezionymi i przypadkowymi przedmiotami.
Jest też obraz Dominika Lejmana, uzupełniony o projekcje wideo. Artysta stosuje tę technikę od lat. To obraz akrylowy ze złotym pigmentem, na który wyświetlany jest powtarzający się ruchomy motyw. Andrzej Pepłoński prezentuje natomiast instalacje z elementami fotografii, zapożyczonym tekstem, cytatem. Jest też niezwykle minimalistyczny obiekt Jerzego Muszyńskiego eksponujący problem powierzchniowości obrazu oraz obraz Wojciecha Gorączniaka, a obok tekturowe makiety przedmiotów, które przez swoje pokrewieństwo mogłyby się znaleźć na tym obrazie, chociaż nie zostały na nim namalowane. Jest przestrzenna praca Moniki Korony i malarskie zwoje Kingi Popieli („20 m2 w kolorze”).
Prace wchodzą także w dialog ze sobą nawzajem. Tuż obok sieci Doroty Tarnowskiej-Urbanik prezentujemy pracę Ewy Kuleszy „Nikt naprawdę nie wie, co to było”, obiekty pokryte emulsją światłoczułą, które korespondują z instalacją Tarnowskiej-Urbanik i traktują o pamięci i zakrywaniu, nie tylko formalnie, ale również ideowo. Całość przenikają dźwięki z obiektu „In the Air” Diany Fiedler, zbudowanego ze stalowej rury i aluminium, emitującego biały szum. Ten dźwięk odbija się od ścian i innych prac, tym samym dopełniając je.
BK: A pani praca na wystawie?
NCZ: Moja pochodzi z cyklu „Ćwiczenia z nawigacji”, w którym „badam” to zjawisko.
fot. J. Subczyńska
Mimo iż to precyzyjna nauka, pobudza wyobraźnię – kojarzy się z powrotem do domu, wyznaczaniem bezpiecznego kursu. Mamy więc tu wyimaginowaną mapę podróży. Podróżowanie przywołuje także na myśl porażkę, te nieudane próby nawigacji.
Naprzeciw pracy na papierze mamy bardzo różne artefakty, które zgromadziłam: kamienie, prześwietlone zdjęcia, fragmenty tektury, a wszystko umieszczone na desce przywodzącej na myśl wrak łodzi lub statku.
BK: Te przykłady potwierdzają tezę z tekstu kuratorskiego Andrzeja Pepłońskiego, iż najważniejsza jest idea, i cytat Sola LeWitta: „To, jak dzieło sztuki wygląda, nie jest istotne. jeżeli ma przybrać fizyczną postać, JAKOŚ musi wyglądać”. Czy aktualna ekspozycja to dowód na wtórność czy raczej równoległość formy?
NCZ: Równoległość i uwarunkowanie ideą. Artyści, których zaprosiliśmy, myślą ideą i do niej szukają rozwiązań formalnych.
BK: W edukacji, jakiejkolwiek, nie chodzi tylko o linearne przekazywanie wiedzy. A w przypadku kształcenia przyszłych artystów – tym bardziej. Mamy tu do czynienia ze szczególną relacją między pedagogiem a studentem. Na czym polega jej specyfika? Jaki byłby ideał takiej relacji?
NCZ: To trudne pytanie, nad którym sama się zastanawiam i o którym dyskutujemy na uczelni. Ważne jest towarzyszenie w wyborze tematów, możliwości, ale to jest także wymiana obopólna, pedagodzy również uczą się od osoby, która studiuje w pracowni. Wymiana intelektualna byłaby właśnie ideałem.
fot. J. Subczyńska
Oprócz przekazywania warsztatu potrzeba otwartości na to, co osoba studiująca ma do powiedzenia i wspólne poszukiwanie rozwiązania dla tego zamierzenia. Na naszym wydziale mamy kilkanaście pracowni malarskich i rysunkowych. Każda ma odmienny sposób funkcjonowania i inny program.
Duże znaczenie ma także możliwość międzywydziałowego korzystania z pracowni i doświadczenia prowadzących. A co do konieczności zmian w edukacji artystycznej, powstały już różne publikacje na ten temat. Jest w nich mowa właśnie o tym, by nie tyle uczyć sztuki, co być blisko. Być może dzisiaj ważniejsze jest jej „oduczanie”, autorefleksja, rewizja tego, co wiemy.
Natalia Czarcińska – absolwentka kierunków: malarstwo i edukacja artystyczna w zakresie sztuk plastycznych. Od 2014 roku związana z Uniwersytetem Artystycznym im. Magdaleny Abakanowicz w Poznaniu, gdzie pracuje jako adiunktka w V Pracowni Malarstwa. Współpracowała z Fundacją Malta, była kuratorką wystawy głównej IV Biennale Tkaniny Artystycznej w Poznaniu (2023). Współprowadzi Galerię Szewską 16 w Poznaniu. Swoje prace pokazywała m.in. w Galerii Sztuki im. Jana Tarasina w Kaliszu, poznańskiej Galerii Miejskiej Arsenał, Archiwum Idei w Poznaniu, Bałtyckiej Galerii Sztuki Współczesnej w Słupsku.