Powracający z pokorą: jak zdrada obróciła się w całkowitą klęskę
Krzysztof leżał wygodnie na kanapie, zatopiony w kolejnym odcinku serialu, gdy do pokoju wszedł jego ojciec. W jego głosie nie było śladu wahania:
— Synu, musimy porozmawiać.
— No, mów — odparł Krzysztof, nie odrywając wzroku od ekranu.
— Była u mnie twoja żona. Mówi, iż ostatnio dziwnie się zachowujesz. Masz jakieś problemy?
— Wszystko w porządku — machnął ręką Krzysztof.
— W porządku? — Jan Kowalski spokojnie sięgnął po leżący na stole tablet, otworzył zdjęcie i odwrócił ekran w stronę syna. Krzysztof spojrzał — i zdrętwiał.
Kiedyś Jan i Elżbieta byli przykładem miłości — razem zaczęli biznes, razem szli przez życie, ale dopiero w wieku trzydziestu ośmiu lat doczekali się upragnionego syna. Krzysztofa uwielbiali, rozpieszczali, wychowywali bez surowości. Wyrosł na człowieka rozkapryszonego, egoistycznego i leniwego.
Ledwo ukończył studia — przede wszystkim dzięki pieniądzom rodziców — i oznajmił, iż jest zmęczony. Nie chciał pracować, tłumacząc, iż „i tak mają wystarczająco dużo pieniędzy”.
Jan nalegał na samodzielność, ale Elżbieta zawsze stawała w obronie syna:
— Niech odpocznie. Jeszcze zdąży się w życiu napracować.
Mąż tylko machnął ręką, rozumiejąc, iż syn do niczego się nie nadaje.
Krzysztof żył beztrosko. Imprezy, zagraniczne wyjazdy, ciągła zmiana dziewczyn. Rozbił drogą podarowaną mu przez rodziców brykę — sam wyszedł z tego bez szwanku, ale matka dostała zawału i rok później zmarła. Z jej śmiercią zniknęła jakakolwiek dyscyplina w życiu Krzysztofa. Zaczął opróżniać matczyny rachunek i choćby się z tym nie krył.
Potem przyprowadził do domu nową kobietę — Magdę. Młoda, błyskotliwa, bezczelna. Ojciec od razu wyczuł, iż nic dobrego z tego nie wyniknie. Próbował przemówić synowi do rozumu:
— Kinga to dziewczyna dla ciebie. Mądra, spokojna, gospodarna. Kocha cię od dzieciństwa.
— Kinga to nudziara — odparł Krzysztof. — A Magda to sama radość.
Lecz euforia gwałtownie przemieniła się w katastrofę. W domu urządzili hałaśliwą imprezę, wszystko było przewrócone do góry nogami, służąca zalewała się łzami, a ojciec wrzał ze złości.
— Albierzesz się za rozum, albo wynoście się.
Krzysztof odpowiedział zuchwale:
— Nie mogę zaprosić gości do własnego domu?
— To mój dom — spokojnie odrzekł Jan. — Ty masz tylko mieszkanie. Idź tam — i baw się do woli.
Syn wyprowadził się, ale dalej wyciągał pieniądze z matczynego konta. Magda, jak się okazało, nie była z nim z miłości. Po kilku latach zostali bez grosza, sprzedali choćby mieszkanie, by spłacić długi. A potem Magda zniknęła z innym mężczyzną, zostawiając Krzysztofa z niemowlęciem na rękach.
I tak Krzysztof wrócił — z półrocznym Jasiem na rękach, blady, wynędzniały, upokorzony.
— Nie mam już gdzie iść — wyszeptał.
Ojciec go przygarnął. Ale postawił trzy warunki: ogarnąć się, znaleźć pracę i ożenić się… z Kingą.
I Kinga się zgodziła. Przez te lata pozostała wierna swym uczuciom. Pokochała chłopca jak własnego, a badania DNA potwierdziły: Jaś to prawdziwy wnuk Jana Kowalskiego.
Przez trzy lata w domu panował spokój. Krzysztof, wydawało się, zmienił się. Pracował, nie imprezował, dbał o rodzinę. ale potem zaczął dziwnie się zachowywać. Znikał wieczorami, miał wahania nastroju. Pewnego dnia ojciec postanowił poznać prawdę — zlecił ochronie śledzenie syna. I dostał zdjęcia: Krzysztof spotykał się z Magdą.
— Po co się z nią widywałeś? — zapytał Jan, rzucając przed synem tablet.
— To matka mojego syna — odpowiedział Krzysztof.
— To źródło wszystkich twoich nieszczęść. Nie zbliżaj się do niej. I niech zapomni drogę do naszego domu. Dopilnuję, by pozbawiono ją wszelkich praw.
Tydzień później Krzysztof zniknął. Ostatni raz widziano go, gdy wsiadał do samochodu z Magdą.
Jan Kowalski nie przeżył tej zdrady. Kinga i Jaś byli przy nim w jego ostatnich dniach. A Krzysztof… Pojawił się dopiero po czterech miesiącach — opalony, zadbany, z Magdą pod rękę.
— Cześć — powiedział z uśmiechem do Kingi. — A ty wciąż taka sama. Przyjechaliśmy w sprawie spadku.
— Niepotrzebnie. Wszystko już dawno rozstrzygnięte — odpowiedziała Kinga. — Jasiu, idź proszę na górę. Muszę porozmawiać z ojcem.
Chłopiec posłusznie wyszedł. A Kinga, zachowując zimną krew, wypowiedziała:
— Cały majątek należy do mnie i Jasia. Na mocy prawa jestem jego matką.
— Co? — zdębieli Krzysztof i Magda.
— Wszystko zostało prawnie sfinalizowane. Wasze prawa zostały unieważnione. Nie dostaniecie nic.
— Ale my jesteśmy rodzicami! — oburzyła się Magda.
— Nie. Rodzice to ci, którzy są blisko — cicho powiedział Jaś ze schodów. — Kinga to moja mama. A wy jesteście nikim.
Ochrona w milczeniu wyprowadziła nieproszonych gości. Krzysztof zrozumiał — przegrał. Jak zawsze.