Dzisiaj wróciłem z pracy za granicą. Zmęczony, ale szczęśliwy, iż znów jestem w domu. Tyle iż mój dom okazał się… nie do końca mój.
Przyjechałem do Warszawy późnym wieczorem. Od razu pojechałem do mamy. Jadwiga Stanisławowa przywitała mnie tak mocno, iż aż zatrzeszczały mi żebra.
— Bartku, kochanie, tyle czasu cię nie było! — wykrzyknęła, ściskając mnie. — No i co, zarobiłeś porządnie?
— Jak zwykle — uśmiechnąłem się gorzko. — Ale wiesz co? Jechałem i myślałem: po co wynajmować mieszkanie w Polsce, skoro i tak większość roku tam pracuję? Lepiej już kupić swoje, choćby na kredyt.
— Mądrze mówisz — pokiwała głową. — Masz już trzydzieści lat, czas pomyśleć o rodzinie. A bez własnego dachu nad głową to trudno.
Po dwóch miesiącach kupiłem kawalerkę w nowym bloku. Ustawiłem meble, powiesiłem zasłony – wszystko tak, jak lubię. Klucze zostawiłem mamie na wszelki wypadek, a sam wróciłem do pracy w Niemczech.
Tylko iż ledwo przekroczyłem granicę, a Jadwiga Stanisławowa już oddawała klucze mojej siostrze – Kasi. Starsza ode mnie o trzy lata, bez stałej pracy, wiecznie w długach, żyje w świecie romansów i marzeń o bogatym mężu.
— Niech trochę pożyje, oszczędzi, stanie na nogi — myślała pewnie mama. — Co w tym złego?
Ale to była pomyłka. W ciągu czterech miesięcy Kasia nie tylko nie poprawiła swojej sytuacji, ale jeszcze bardziej się zadłużyła. Gdy nadszedł czas, żeby się wyprowadzić, po prostu wymieniła zamki. Żebym ja, ani nikt inny, nie mógł jej stąd wyrzucić.
Kiedy wróciłem i próbowałem otworzyć drzwi — klucz nie pasował. Serce zamarło mi w piersi.
— Co to, u diabła, ma znaczyć? — mruknąłem i od razu pojechałem do mamy.
Przyznała się, nerwowo jąkając, iż wpuściła Kasię, ale nie wiedziała o zamkach. Wybuchnąłem:
— Jedna rzecz, iż pozwoliłaś jej mieszkać bez mojej zgody. Ale wymiana zamków? I co, ona nie chce się wyprowadzić?
— Proponowałam, żeby zamieszkała ze mną — tłumaczyła się. — Ale odmówiła…
Następnego dnia wezwałem dzielnicowego. Drzwi zostały otwarte. Nie zgłosiłem sprawy przeciwko siostrze, ale ta rozmowa była ciężka.
— Mógłbyś przecież u mamy pomieszkać — rzuciła Kasia zimno. — I tak zaraz znowu wyjedziesz. A ja muszę mieć prywatność.
— Nie po to kupowałem to mieszkanie — odparłem ostro. — Zabieraj swoich adoratorów do wynajętego. Idź do pracy i spłać swoje kredyty.
— Bez twoich rad sobie poradzę! Najpierw sam się ożeń, a potem się wymądrzaj!
Spakowała się i wyszła. Nasza relacja z siostrą legła w gruzach. Nie rozpaczałem – dawno zrozumiałem, iż dla Kasi rodzina to tylko źródło pieniędzy.
Minęło kilka miesięcy. Mama ma działkę za miastem. W czasie urlopu postanowiłem jej pomóc ze zbiorem warzyw. I proszę — kto by pomyślał? — na grządce spotkałem Kasię.
— No, cześć, braciszku — uśmiechnęła się złośliwie. — Co, sumienie cię gryzie, więc przyszedłeś kopać ziemniaki?
— Lepiej powiedz, po co tu jesteś? Znowu potrzebujesz pieniędzy?
— Mama kupiła mi mieszkanie — oznajmiła bez mrugnięcia okiem. — Nagroda za moje starania.
— Co?! Jakie mieszkanie?!
— Dwupokojowe, w nowym budynku. Z meblami. Na kredyt. Mama wzięła na siebie.
Zrobiło mi się słabo. Przypomniałem sobie, jak harowałem na niemieckiej budowie, jak zbierałem na wkład własny… A jej po prostu podano to na tacy?
Nic nie powiedziałem. Pomogłem ze zbiorem i poszedłem. Ale serce ścisnęło mi się z żalu.
Tydzień później Kasia sama do mnie napisała. Drzwi balkonowe się zepsuły — prosiła o naprawę. Zgodziłem się, bo byłem interesujący jej „pałacu”. Mieszkanie okazało się zwyczajne, wcale nie lepsze od mojego.
— Zawiasy się poluzowały — stwierdziłem. — Trzeba zamówić nowe.
— To zamów. I weź pieniądze od mamy — rzuciła obojętnie.
— Żartujesz sobie?! Mama kupiła ci mieszkanie, umeblowała, a ty choćby drobiazgu nie kupisz?
— Po prostu jesteś zazdrosny. Mama mnie bardziej kocha. No już, możesz iść!
Wyszedłem bez słowa. Tego samego dnia zablokowałem jej numer. Nie chciałem więcej telefonów ani spotkań.
— Niech żyją, jak chcą — postanowiłem. — Ja wiem, gdzie jest moje miejsce. I nigdy więcej nikomu nie oddam kluczy.