Powrót był późny: Jagoda już wszystko postanowiła
Wojtek z ponurą miną nawijał spaghetti na widelec. Jagoda, patrząc na niego, starała się nie okazywać niepokoju, ale w końcu nie wytrzymała:
— Coś nie smakuje, Wojtek?
Tylko się skrzywił i w milczeniu kontynuował jedzenie.
— Przecież gotowałam według przepisu…
— Jest w porządku — mruknął, unikając jej wzroku.
— Więc o co chodzi? Co się stało?
Wojtek gwałtownie odrzucił widelec, głośno westchnął i zaczął nerwowo chodzić po kuchni.
— Mam to wszystko gdzieś! — wybuchnął. — Życie zamieniło się w bagno! Praca — dom — ty w szlafroku — kasza — dziecko. To nie życie, to katorga!
Jagoda zastygła. Słowa męża bolały bardziej niż policzek. On ciągnął dalej:
— Spójrz na siebie! Byłaś piękna, a teraz… — zawiesił głos, szukając słów. — Gospodyni domowa, i to jakaś zmęczona. Żona Tomka to ogień: na urlopie macierzyńskim, chodzi na siłownię, dorabia i jeszcze wygląda!
— Oni mają pomoc od babci, a ty w weekendy odsypiasz. Ja po prostu nie mam czasu — cicho odpowiedziała Jagoda.
— Zawsze masz jakieś wymówki! W rzeczywistości to po prostu zwaliłaś się na mnie i się degradujesz. Potrzebuję przestrzeni! Przestawni! Wynoszę się. Sam. Nie wiem, na jak długo. Może na zawsze.
— A co z Jasiem?
— Będę płacić alimenty, jak trzeba. Będę też odwiedzać. Nie zostaniesz bez wsparcia.
Wojtek wstał. Jagoda, jakby ocknięta, rzuciła się mu w drogę:
— A kiedy ja będę miała przestwonię? Ja nie jestem człowiekiem? Dlaczego tylko ty możesz uciec od obowiązków?!
Podszedł do niej blisko, w głosie słychać było irytację:
— Ty jesteś matką! I koniec. Zajmuj się dzieckiem.
Z tymi słowami wyszedł, zostawiając za sobą ciężką ciszę. Jagoda została sama w kuchni, zalewając się łzami. W głowie huczało: jak żyć dalej? Tak, Wojtek był zimny, ale przynajmniej był. I wsparcie, i stabilność — wszystko się waliło.
Odszedł choćby nie żegnając się z synem. Wiedziała, iż pewnie poszedł do swojego kawalerskiego mieszkania.
Pierwszej nocy Jagoda nie zmrużyła oka, ale rano, wyczerpana do granic, postanowiła: nie będzie się upokarzać i błagać, by wrócił. Da sobie radę sama.
I dała. Ku swojemu zaskoczeniu — było lżej. Nie musiała sprzątać po mężczyźnie, zaspokajać jego kaprysów, prać sterty ubrań. Pieniądze od Wojtka przychodziły — oszczędzała, ale starczało.
Ból był tylko moralny. Zwłaszcza gdy zobaczyła w mediach, jak Wojtek bawi się z jakąś kobietą, uśmiechając się do kamery. Przyjaciółka próbowała ją pocieszyć: „Taki tobie niepotrzebny”. Potem przyjechała mama — specjalnie wzięła urlop. Pomagała w milczeniu, bez osądzania, choć czasem zaciskała pięści na wspomnienie zięcia.
Z jej przyjazdem Jagoda odżyła. Poszła do salonu, odświeżyła garderobę. choćby zaczęła się uśmiechać. Prezenty od mamy przypominały: zasługuje na szczęście.
Wojtek, zgodnie z obietnicą, nie odwiedzał Jasia. Tylko na zdjęciach widać było, jak dobrze mu bez rodziny. Jagoda czekała, miała nadzieję, iż opamięta się, ale z każdym dniem rozumiała: to nie był mężczyzna, tylko tchórz, który uciekł od odpowiedzialności.
Po trzech miesiącach zapukano do drzwi. Wojtek. Z rzeczami. Wystąpił jak zwycięzca.
— Cześć, kochanie! Wróciłem. Co mamy na obiad?
Ale Jagoda zablokowała przejście:
— Ty tu już nie mieszkasz.
— Co? Jestem twoim mężem!
— Już nie. Złożyłam pozew o rozwód. Czekaj na wezwanie. Dziecka nie odwiedzałeś, jak obiecywałeś. Rzeczy mam spakowane — pomogę wynieść.
Wojtek wpadł w furię:
— Mam prawo widywać syna!
— Oczywiście. Sąd ustali grafik. Opowiem, jak przez trzy miesiące o nim nie pamiętałeś. I pokażę twoje zdjęcia z imprez.
W końcu zobaczył Jasia. Chłopiec patrzył na niego z nieufnością. Ani radości, ani zachwytu.
Wojtek liczył, iż żona tylko go straszy. Ale Jagoda była nieugięta. Wsparcie mamy, miłość do syna, świadomość własnej wartości — wszystko to ją wzmocniło.
Teraz ona i Jaś zaczęli nowe życie. A Wojtek został z garnkami, które sam musiał myć, i koszulami, których nikt nie prasował. Tak to się „odpoczywa”.
*Dzisiaj zrozumiałem: męskość to nie ucieczka, ale odpowiedzialność. A prawdziwa siła kobiety nie tkwi w cierpliwości, ale w decyzji, by nie pozwolić się złamać.*