Powrócił do domu nad ranem, smak przeszłości na ustach.

polregion.pl 1 tydzień temu

Wrócił do domu o świcie. Na wargach czuć było smak przeszłości.

Kamil stanął na progu niemal o brzasku. Nie było go całą noc. W przedpokoju powitała go Kinga — blada, z zapłakanymi oczami, w nocnej koszuli, boso.

— Dlaczego nie zadzwoniłeś? — Jej głos drżał jak struna.

— Nie mogłem… Przepraszam — szepnął, unikając jej spojrzenia. Przeszedł do kuchni, odruchowo postawił tygielek, wsypał zmieloną kawę, nalał wody.

Nie wiedział, od czego zacząć. Co powiedzieć? Jak wytłumaczyć, iż jedna noc zmieniła go od środka? Czy Kinga zrozumie? Uwierzy?

Usiadła naprzeciw, w milczeniu, bez wyrzutów. Tylko czekała.

Kamil wyjął z kieszeni starannie złożony kawałek papieru, rozwinął. Wystarczyło jedno spojrzenie żony — i już wiedziała. Imię. Tylko jedno słowo: *”Ania”*. I wszystko stało się jasne.

Trzy lata temu. Zwykły piątek.

Kończył tydzień pracy — Kamil Nowak, kierownik działu inżynierii w firmie budowlanej, z ulgą zamknął za sobą drzwi biura. Na zewnątrz było ciepło, pachniało wiosną i nadzieją. Marzył o spokojnej kolacji, śmiechu dzieci, planach na działkę z ukochaną Kingą. Wszystko było, jak zawsze. Aż do przypadkowego spojrzenia.

Zobaczył ją.

Piętnaście lat bez kontaktu — a rozpoznał od razu. Ania. Pierwsza miłość. Ta, od której kiedyś paliło się w piersi, głos więdł w gardle, a dłonie stawały się bezwładne.

Przypomniał sobie: ósma klasa, jej złociste loczki, nieśmiałe uśmiechy, spojrzenia ukradkiem. Pierwsze wyznanie. Trzy lata szkolnej przyjaźni, pocałunek na zakończeniu roku, obietnice… A potem zimne pożegnanie: *”Wychodzę za mąż. Nasze dzieciństwo to przeszłość.”*

Cierpiał, ale życie toczyło się dalej. Była Kinga. Pewna, stabilna. Z nią zbudował rodzinę, urodziły się dzieci, pojawiły rutyna i codzienność.

Ale tamto spotkanie… Stali twarzą w twarz na Alejach Jerozolimskich. Ania mówiła coś o konferencji naukowej, o weekendzie w rodzinnym mieście. Przytakiwał, ale nie słyszał słów — tylko bicie własnego serca.

W kawiarni wszystko się pomieszało — przeszłość z teraźniejszością. Ania — utalentowana, piękna, zamężna. Dzieci jeszcze nie miała, ale wszystko przed nią. Śmiała się, dotykała jego dłoni — a on zapominał, kim jest, gdzie jest i komu powinien zadzwonić.

Potem był pokój w hotelu. Szampan. Gorzko-słodka nostalgia. Tej nocy znów był tamtym zakochanym chłopcem. Całował jej włosy, szeptał to, czego nie powiedział w młodości. Ania powtarzała: *”Nigdy cię nie zapomniałam.”*

Ale ranek nadszedł niczym wyrok. Na dworcu płakała, on milczał. W pociągu zostawiła mu numer — na pogniecionym skrawku papieru. I zniknęła.

Kamil wrócił do domu. O świcie. Winny, zagubiony. Dzieci wyszły z pokojów — zaniepokojone, wyciszone. Nie znalazł choćby słów. Tylko wyszeptał:

— Przepraszam…

W kuchni zaległa znajoma cisza. Kinga siedziała naprzeciw, w milczeniu, jakby wsłuchiwała się we własne myśli. Wyciągnął kartkę. Zobaczyła imię. Jej głos załamał się:

— To co, Kamil? Chcesz wrócić tam? Do dzieciństwa?

Przypomniał sobie, jak kiedyś opowiadał jej historię szkolnej miłości, leżąc na trawie pod letnim niebem na działce. Wtedy się śmiała, ale wszystko zapamiętała.

Podszedł do okna, długo patrzył na miasto. Potem starannie podarł kartkę z numerem i wyrzucił. Podeszła do żony, objął ją, wyszeptał:

— Przepraszam. Nigdy więcej. Przysięgam.

Nie odsunęła się, ale też nie przytuliła.

— Koniec, Kamil. Młodość się skończyła. Sam rozlicz się ze swoimi uczuciami. Ja uporam się ze swoimi.

Minął miesiąc. Żyli obok siebie, ale nie razem. Spał w salonie. W domu panowała ciężka cisza. Dzieci szeptały, jakby stało się nieszczęście. I nim było. Tyle iż nie śmierć — tylko utrata zaufania.

Ale pewnego ranka Kinga postawiła przy jego dłoni filiżankę herbaty. I w tej chwili coś się zmieniło. Bez słów. Bez wyjaśnień. Po prostu wróciło.

Pomogła mu przeżyć wstyd. Wróciła go z przeszłości do teraźniejszości. Do rodziny.

Z Anią już się nie spotkał. I nie chciał. Wspomnienia przychodziły cicho, z lekkim żalem, ale bez bólu. Wszystko minęło. Pozostał tylko osad. Lekki, gorzki. Jak poranna kawa wypita w samotności.

Idź do oryginalnego materiału