Powiedziałam jej: gdybyś miała choć odrobinę sumienia, raz byś pozmywała naczynia. A syn zarzucił mi, iż niszczę jego rodzinę

twojacena.pl 5 dni temu

**Dziennik, 15 marca 2024**

Powiedziałam jej: „Gdybyś miała choć odrobinę sumienia, umyłabyś raz za sobą naczynia”. A mój syn oskarżył mnie, iż niszczę jego rodzinę.

Miałam zaledwie 22 lata, kiedy mąż nas zostawił. W rękach – dwuletni synek. Kacper. Widocznie ciążyły mu obowiązki – praca, zarabianie pieniędzy, myślenie nie tylko o sobie. A on chciał czegoś innego: łatwego życia, zabawy, młodszych kobiet. I po prostu odszedł. Pewnego dnia nie wrócił do domu. Nie ważne, jaki był jako mąż – i tak razem było jakoś lżej. A wtedy wszystko spadło na moje barki.

Kacper poszedł do przedszkola, a ja – do pracy. Dzień za dniem. Bywało, wracałam do domu ledwo żywa. Ale zawsze panował porządek, na kuchence czekał obiad, a dziecko było czyste, najedzone, w wyprasowanych ubrankach. Tak wychowała mnie mama. Tamto pokolenie było zupełnie inne.

Nie ukrywam, rozpieściłam Kacpra. W wieku 27 lat nie potrafi choćby usmażyć ziemniaków. Wszystko robiłam za niego. A potem się ożenił. choćby się ucieszyłam: niech teraz żona się nim zajmuje. Ja w końcu zajmę się sobą. Może znajdę dodatkową pracę, a może po prostu odpocznę po tych wszystkich latach. Ale nic z tego.

Kacper oznajmił: „Mamo, z Anią trochę pomieszkamy u ciebie, aż się urządzimy”. No cóż, zgodziłam się. Pomyślałam – młodzi, niech sobie żyją. Ania będzie gotować, prać, sprzątać, jak przystało na żonę. Wytrzymam. Tyle iż wyszło zupełnie odwrotnie.

Ania okazała się… delikatnie mówiąc, niegospodarna. Nie sprząta, nie pierze, choćby własnych rzeczy – ani tych Kacpra. choćby kubka po sobie nie odstawi. Trzy miesiące żyłam jak w akademiku – brakowało tylko grafiku dyżurów przy kuchence. Gotowałam dla trójki, sprzątałam, prałam, wynosiłam śmieci. A oni? Ania całymi dniami przeglądała telefon lub wylegiwała się z koleżankami. Kacper pracował, a ona – wylegiwała się.

Gdy wracałam po zmianie do domu, widziałam prawdziwy chaos. Brudne naczynia w zlewie, na stole – okruchy, na podłodze – włosy. W lodówce – pusto. Ani barszczu, ani zupy, ani choćby jajecznicy. Wszystko spadało na mnie: wpadnij do sklepu, kup jedzenie, ugotuj, a potem jeszcze posprzątaj po wszystkich.

I tak przez tygodnie. Pewnego razu Ania podeszła do mnie w kuchni, gdy zmywałam, i spokojnie postawiła na blacie talerz. Stary, z resztkami jedzenia, z muszkami. Widocznie leżał w jej pokoju od kilku dni. Nie wytrzymałam.

Powiedziałam: „Aniu, jeżeli masz choć odrobinę sumienia, umyj naczynia. Chociaż raz. Nie jestem twoją sprzątaczką. Pracuję, jestem zmęczona. Jesteś młoda, silna, dorosła kobieta. Co w tym trudnego – zanieść talerz i umyć go?”.

A wiecie, co zrobiła? Następnego dnia się wyprowadzili. Wynajęli mieszkanie i wyszli bez pożegnania. A Kacper powiedział mi później: „Niszczysz moją rodzinę. Wszystko ci nie pasuje. Czepiasz się”. Ja? Ja, która ich karmiłam, sprzątałam, prałam, znosiłam ich bezczynność miesiącami?

Więcej się nie wtrącam. Teraz w moim domu jest czysto i spokojnie. Dbam tylko o siebie. Co za szczęście – wrócić i nie widzieć patelni z przypalonymi resztkami na kuchence. Dzisiejsza młodzież nie zna wartości pracy. Wszystko chcą mieć podane na tacy. A szacunku – ani grama.

Idź do oryginalnego materiału