Powiedziała „wszystko w porządku” — a płakała całą noc

newskey24.com 1 dzień temu

Powiedziała, iż wszystko w porządku i płakała całą noc.

Mamo, co się z tobą dzieje? Zosia szarpnęła matkę za rękaw. Dlaczego milczysz? Pytam przecież!

Wszystko w porządku, córeczko Wanda Stanisławówna otarła dłonie o fartuch i odwróciła się do okna. Po prostu dziś jestem zmęczona.

Jaka zmęczona? Przecież jesteś na emeryturze! głos córki brzmiał rozdrażniony. Już pół godziny tłumaczę ci o przeprowadzce, a ty jakbyś nie słyszała.

Słyszę, słyszę. Przeprowadzacie się do nowego domu, brawo.

Zosia prychnęła i usiadła przy kuchennym stole, na którym stały nietknięte kubki z wystygłą herbatą.

Mamo, no spójrz na mnie w końcu! Co się stało?

Wanda Stanisławówna powoli odwróciła się do córki. W jej oczach kołysały się niewypłakane łzy, ale uparcie je powstrzymywała.

Mówię ci, wszystko w porządku. Opowiadaj dalej o swoim domu.

Zosia wpatrzyła się w matkę uważnie. Coś było nie tak, ale nie potrafiła zrozumieć, co dokładnie. Matka wyglądała na wychudzoną, pod oczami miała cienie.

Mamo, a gdzie tata? Jeszcze nie wrócił z działki?

Tata… Wanda Stanisławówna zawahała się. Tata się spóźnia. Dużo tam ma roboty, w ogródku.

W grudniu? zdziwiła się Zosia. Jakie roboty w grudniu na działce?

No… śnieg odgarniać, domek sprawdzić. Zima przecież.

Córka zmarszczyła brwi. Ojciec nigdy nie jeździł na działkę zimą. Mówił, iż tam nie ma co robić, tylko pieniądze na dojazd wyrzucać.

Mamo, zadzwoń do taty. Niech przyjeżdża, muszę z wami obojgiem porozmawiać.

Nie trzeba mu przeszkadzać gwałtownie odpowiedziała Wanda Stanisławówna. On tam… zajęty.

Czym zajęty? Zosia sięgnęła po telefon. Zaraz sama zadzwonię.

Nie! matka gwałtownie wyrwała jej aparat. Nie dzwoń do niego, proszę.

Zosia oniemiała zaskoczona taką reakcją.

Mamo, co się dzieje? Pokłóciliście się czy co?

Nie kłóciliśmy się. Wszystko w porządku, mówię ci.

Jakie wszystko w porządku! wybuchnęła Zosia. Siedzisz blada jak ściana, oczy czerwone, taty nie ma w domu, a ty powtarzasz wszystko w porządku!

Wanda Stanisławówna zacisnęła usta i znów odwróciła się do okna. Za szybą wirowały duże płatki śniegu, przykrywając podwórko białym całunem.

Chcesz świeżej herbaty? zapytała, zmieniając temat. Ta już zimna.

Nie chcę herbaty! Chcę prawdy!

Zosia wstała od stołu i podeszła do matki, stając tuż przed nią.

Mamo, jestem twoją córką. jeżeli coś się stało, muszę wiedzieć. Gdzie tata?

Wanda Stanisławówna zamknęła oczy. W piersi ścisnęło ją od bólu, który nosiła w sobie od tygodnia. Tydzień milczenia, niedopowiedzeń, udawania.

Tata… zaczęła i urwała.

Co z tatą? Zosia chwyciła matkę za ramiona. Mamo, przerażasz mnie!

Z tatą wszystko dobrze. Jest zdrowy.

To gdzie jest?

Długa cisza zawisła między nimi. Wanda Stanisławówna patrzyła w podłogę, marszcząc brzeg fartucha.

U Krysi wykrztusiła w końcu.

U jakiej Krysi?

U Krystyny Janówny. Z sąsiedniej klatki.

Zosia mrugała zdezorientowana.

Nie rozumiem. Co on tam robi?

Mieszka cicho powiedziała Wanda Stanisławówna.

Słowo upadło między nimi jak kamień w wodę, rozchodząc się kręgami zrozumienia.

Jak… mieszka? powtórzyła Zosia.

Wyprowadził się do niej. Tydzień temu. Powiedział, iż nie może już ze mną, iż ją kocha.

Córka osunęła się na krzesło, jakby podcięta.

Mamo… to prawda?

Prawda.

A ty mi mówisz wszystko w porządku?

Wanda Stanisławówna w końcu odwróciła się do córki. Jej twarz była mokra od łez, których już nie mogła powstrzymać.

A co miałam powiedzieć? Że twój ojciec, z którym przeżyliśmy trzydzieści osiem lat, rzucił mnie dla sąsiadki? Że jestem starą, nikomu niepotrzebną kobietą?

Mamo… Zosia zerwała się i objęła matkę. Dlaczego nie powiedziałaś mi od razu?

Nie chciałam martwić. Ty się przeprowadzasz, masz dzieci, pracę. Po co ci moje problemy?

Jakie dzieci? Moje dzieci są już dorosłe! A ty jesteś moją matką i twoje problemy to moje problemy!

Wanda Stanisławówna zaszlochała i przytuliła się do córki.

Zosieńko, tak mi źle. Nie wiem, co robić. Jak żyć dalej.

Opowiedz mi wszystko. Od początku.

Usiadły obok siebie na kanapie. Wanda Stanisławówna otarła oczy chusteczką i zaczęła opowiadać.

Zaczęło się jakieś trzy miesiące temu. Tata zaczął się spóźniać, mówił, iż ma różne sprawy. Potem stał się obojętny. Wcześniej zawsze pytał, jak mi minął dzień, co ugotowałam na obiad. A teraz milczał, oglądał telewizor albo grzebał w telefonie.

Zosia słuchała, nie przerywając.

Na początku myślałam, iż po prostu jest zmęczony. W pracy miał nawał, nowy projekt. Ale potem zauważyłam, iż bardziej zaczął dbać o siebie. Kupił nowe koszule, zaczął używać wody kolońskiej. A w domu chodził ponury.

I niczego nie podejrzewałaś?

Podejrzewałam, oczywiście. Ale myślałam, iż może mi się wydaje. Tyle lat razem, dzieci, niedługo wnuki… Wydawało się to niemożliwe.

Wanda Stanisławówna znów zapłakała.

A potem spotkałam tę Krystynę koło sklepu. Zachowywała się tak dziwnie, krępowała się, unikała mojego wzroku. I wtedy zrozumiałam.

Co zrozumiałaś?

Że są razem. Kobieca intuicja. Wróciłam do domu, a tata się pakuje. Mówi, iż wpadnie do Zdzicha. A sam wystrojony, uczesany.

I go śledziłaś?

Tak. Wstyd, ale śledzi

Idź do oryginalnego materiału