Posprzątałam w domu teściowej, ale zamiast wdzięczności, zostałam skrytykowana

polregion.pl 4 godzin temu

Od kiedy zaczęłam się spotykać z Bartkiem, minęło już kilka lat. Nasz związek rozwijał się powoli, ale stabilnie. Był troskliwy, opiekuńczy i robił wszystko, żebym czuła się kochana. Niedawno oświadczył się – oczywiście się zgodziłam. Planowaliśmy wspólną przyszłość, marzyliśmy i wszystko wydawało się idealne.

Na czas przygotowań do ślubu jego rodzice wyjechali na wakacje i zaproponowali, żebyśmy u nich zamieszkali. Bartek od razu się zapalił – powiedział, iż to szansa, żeby poczuć, jak to jest żyć razem jako rodzina. Zgodziłam się, choć trochę się denerwowałam – obcy dom, mało znani rodzice, duża odpowiedzialność. Ale miłość silniejsza niż obawy.

Na początku było naprawdę pięknie. Z euforią zajęłam się domem – gotowałam, prałam, sprzątałam. Bartek rzadko pomagał, bo uważał, iż jego rolą jest zarabianie, a moją – dbanie o dom. Nie protestowałam. W końcu dobrze zarabiał, a mi choćby to pasowało.

Wszystko się zmieniło, kiedy wrócili jego rodzice.

Wysprzątałam cały dom na błysk – umyłam podłogi, okna, odkurzyłam, poukładałam szafy i kuchnię. Upiekłam tort, przygotowałam kolację – chciałam, żeby poczuli, jak na nich czekaliśmy. Ale zamiast podziękowań – cios w samo serce. Bartek, wyraźnie niezręcznie, przekazał mi, iż jego mama uważa mnie za niechlujną.

„Podobno nie umyłaś toalety, wanny też nie dotknęłaś” – mówił jej słowami. „A w kuchni jak po burzy, a tort niejadalny”.

Poczułam się, jakby mnie oblano wrzątkiem. Starałam się, dałam z siebie wszystko, chciałam pokazać, iż jestem dobrą gospodynią. A w zamian – chłód, pretensje i upokorzenie. Każda inna kobieta byłaby wdzięczna za taką pomoc, a nie szukała dziury w całym. Ale teściowa najwyraźniej od początku była przeciwko mnie.

Po tej rozmowie Bartek się zdystansował. Przestał z takim entuzjazmem mówić o ślubie, o przyszłości. I zaczęłam się bać. Czy naprawdę opinia jego matki może wszystko zniszczyć?

Nie wiem, co jeszcze powinnam zrobić, żeby mnie zaakceptowali. Może za gwałtownie zgodziłam się na ten ślub? jeżeli choćby szczerym wysiłkiem nie zyskałam jej przychylności, to co mnie czeka po ślubie? Ciągłe uwagi? Uprokorzenia? Walka o uwagę i szacunek syna?

I szczerock? Żałuję, iż zachowałam się jak gospodyni. Powinnam była zostać gościem – nie wtrącać się, nie starać, nie zasługiwać. Może wtedy nie byłoby powodów do narzekań.

Bartek jeszcze wcześniej mówił, iż chciałby, żebyśmy mieszkali z rodzicami, dopóki nie trabliżymy na własne mieszkanie. Ale po tym wszystkim… nie. Nigdy więcej nie przekroczę progu tego domu. jeżeli nie ma szacunku, nie będzie i mnie.

Teraz stoję przed wyborem: czy walczyć o tego mężczyznę i jego rodzinę, kosztem samej siebie, czy zatrzymać się i pomyśleć – czy naprawdę potrzebuję takiego związku? Tam, gdzie od początku nie ma szacunku, trudno liczyć na miłość i akceptację później.

Może wcale nie chodzi o mnie? Może po prostu próbuję trablić do rodziny, która nie jest gotowa mnie przyjąć.

Idź do oryginalnego materiału