Posprzątałam w domu teściowej, ale usłyszałam tylko wyrzuty

newsempire24.com 4 dni temu

Uporządkowałam dom teściowej, a dostałam tylko pretensje

Minęło już kilka lat, odkąd zaczęłam spotykać się z Jakubem. Nasz związek rozwijał się powoli, ale pewnie. Był troskliwy i czuły, robił wszystko, bym czuła się kochana. Niedawno oświadczył się – z euforią przyjęłam jego propozycję. Marzyliśmy o wspólnej przyszłości, snuliśmy plany i wydawało się, iż nic nie może pójść źle.

Na czas przygotowań do ślubu jego rodzice wyjechali na wakacje i zaproponowali, byśmy zamieszkali w ich domu. Jakub od razu się rozpalil – będzie okazja, by pobyć razem, poczuć smak wspólnego życia. Zgodziłam się, choć w środku czułam lekki niepokój: obcy dom, ledwo znani rodzice, a do tego ciężar odpowiedzialności. Ale miłość była silniejsza niż obawy.

Na początku wszystko układało się idealnie. Z zapałem zajęłam się domem: gotowałam, prałam, sprzątałam. Jakub rzadko pomagał, uważając, iż mężczyzna powinien zarabiać, kobieta – dbać o dom. Nie protestowałam. Tym bardziej iż jego zarobki były dobre, a mi choćby wydawało się słuszne, bym przejęła obowiązki gospodyni.

Wszystko zmieniło się, gdy wrócili jego rodzice.

Wysprzątałam dom do połysku: umyłam podłogi, okna, przetarłam kurze, uporządkowałam szafy i kuchnię. Upiekłam sernik, przygotowałam kolację – wszystko po to, by poczuli, iż czekano na nich z troską. Ale zamiast podziękowań – cios w serce. Jakub, wyraźnie skrępowany, przekazał mi słowa matki:

– Okazuje się, iż nie umyłaś toalety, wanny też nie tknęłaś – mówił jej głosem. – A kuchnia wygląda jak po huraganie. I sernik, przy okazji, niejadalny.

Czułam się, jakbym została oblana wrzątkiem. Starałam się jak mogłam, nie żałując czasu ani sił, chciałam pokazać, iż jestem dobrą gospodynią. A w zamian – chłód, pretensje i upokorzenie. Byłam pewna: gdyby choćby ktoś chciał się czepiać, musiałby robić to specjalnie. Każda gospodyni podziękowałaby za takie sprzątanie, a nie szukała dziury w całym. Ale teściowa, widocznie, od początku była nastawiona przeciwko mnie.

Po tej rozmowie Jakub stał się zimny. Nie mówił już o ślubie z tą samą pasją, nie planował przyszłości. I poczułam strach. Czy naprawdę jedno zdanie matki może przekreślić wszystko?

Nie wiem, co jeszcze powinnam zrobić, żeby mnie zaakceptowali. Może rzeczywiście za gwałtownie zgodziłam się na małżeństwo? Bo jeżeli nie zdołałam zyskać przychylności jego matki choćby szczerym wysiłkiem, to co czeka mnie po ślubie? Ciągłe czepianie się? Upokorzenia? Walka o uwagę i szacunek syna?

I, szczerze mówiąc, żałuję, iż zachowałam się jak gospodyni. Teraz rozumiem: powinnam była pozostać gościem. Nie wtrącać się, nie przypodobywać, nie starać – tylko czekać, aż wrócą. Wtedy może nie byłoby powodów do pretensji.

Jakub jeszcze wcześniej wspominał, iż chciałby, byśmy mieszkali z jego rodzicami, dopóki nie uzbieramy na własne mieszkanie. Ale po tym wszystkim… Nie. Nigdy więcej nie przekroczę progu tego domu. Gdzie nie ma szacunku, tam nie będzie i mojej obecności.

Teraz stoję na rozdrożu: albo walczyć dalej o tego mężczyznę i jego rodzinę, poświęcając siebie, albo zatrzymać się i zadać pytanie – czy taki związek jest mi w ogóle potrzebny? Tam, gdzie od samego początku nie ma dla ciebie szacunku, trudno liczyć na miłość i akceptację później.

Może wcale nie chodzi o mnie, ale o to, iż próbuję wejść do rodziny, która nie jest gotowa mnie przyjąć?

Idź do oryginalnego materiału