Łucja nie umie się uspokoić. Mała Karolinka zasnęła jej na rękach, a ona wciąż nie może odejść od okna. Już godzinę patrzy na podwórko. Parę godzin temu jej ukochany mąż Antoni wrócił z pracy. Łucja była w kuchni, on nie przyszedł. Gdy weszła do pokoju, zobaczyła, jak pakuje rzeczy.
– Dokąd? – spytała zmieszana.
– Wychodzę. Odchodzę od ciebie do ukochanej kobiety.
– Antoni, żartujesz? Coś w pracy, wyjazd służbowy?
– Czego nie rozumiesz! Masz mnie dość. W twojej głowie tylko Karolinka, mnie nie widzisz, o siebie nie dbasz.
– Nie krzycz, obudzisz Karolkę.
– Ot, znów tylko o niej myślisz! Facet od ciebie odchodzi, a ty…
– Facet nie porzuca żony z maleńkim dzieckiem. – szepnęła Łucja i poszła do córeczki.
Znała charakter męża. Gdyby przedłużyła tę rozmowę, byłaby awantura. Łzy już się cisnęły, ale nie chciała mu ich pokazać. Zabiera Karolkę z łóżeczka i idzie do kuchni. Antoni tam nie przyjdzie, nie ma po co. Widziała przez okno, jak wsiada do auta i odjeżdża. choćby się nie obejrzał. Łucja za to nie może się ruszyć. Może łudzi się, iż auto zaraz pojawi się na podwórku, a Antoni powie, iż to głupi żart? Nic się nie dzieje. Całą noc nie może zasnąć. Nie ma do kogo zadzwonić, komu opowiedzieć o biedzie. Matce dawno już nie była potrzebna. Cieszyła się, gdy wyszła za mąż i niemal zaraz zapomniała. Agnieszka zawsze miała jakby jedno dziecko – młodszego brata Łucji. Były koleżanki, ale to te same młodziutkie mamy co ona. Pewnie śpią. I czym by mogły pomóc? Łucja zasnęła nad ranem. Spróbowała zadzwonić do Antoniego, ale rozłączył połączenie i przysłał SMS, by więcej mu nie zawracała głowy. Akurat Karola zaczęła marudzić; Łucja podeszła do niej. Nie może się rozklejać. Poszedł, to jego sprawa. Ma córeczkę, o którą trzeba zadbać. Trzeba się zastanowić, jak żyć dalej.
Sprawdzając pieniądze w portfelu i na karcie, Łucja przeraziła się. choćby gdyby poprosić gospodynię o pięć dni zwłoki w czynszu do czasu wypłaty świadczenia, pieniędzy i tak zabraknie. Trzeba coś jeść. Mogłaby dorobić zdalnie, ale Antoni zabrał laptop. Miała jeszcze dwa tygodnie opłaconego mieszkania, by coś wymyślić. Musiała gwałtownie działać. Gdy jednak obdzwoniła znajomych, zrozumiała, iż nic nie wskóra. Nikt nie przyjmie jej do pracy z małym dzieckiem. choćby by umyć podłogi, trzeba zostawić Karolinkę z kimś na godzinę, dwie. Nie ma z kim. Wynajem innego mieszkania też nie pomoże. Wynajmowali nie najdroższe mieszkanie. Jedyna opcja to iść do rodziców. Ale ona się spóźniła z życiem rodzinnym, za to brat ożenił się wcześnie. Mieszka z rodziną u matki w dwóch pokojach; dorastają bliźniaki. Razem pięć osób. jeżeli ona z Karolinką się wprowadzą, jak się tam pomieszczą? Łucja powiadomiła gospodynię o wyprowadzce po wygaśnięciu opłaty. Nie mogła znaleźć sobie miejsca. Można wynająć pokój w akademiku, spoglądała na ogłoszenia. Ale sąsiedztwo takie, iż wrogowi nie życz. Pisała do Antoniego z prośbą o pomoc finansową dla dziecka. Nie odpowiadał. choćby nie czytał wiadomości. Pewnie dodał do czarnej listy. Do zwolnienia mieszkania zostało pięć dni. Łucja zaczęła pakować rzeczy. Nie było ich wiele, ale trzeba było czymś zająć ręce. Wtedy ktoś zadzwonił do drzwi. Otworzywszy je, stanęła zdumiona. Na progu była Walentyna Michałowska – jej teściowa.
Czy moje problemy są jeszcze większe? – pomyślała Łucja, wpuszczając ją.
Z Walentyną Michałowską stosunki zawsze były napięte. Uśmiech na zewnątrz, nienawiść w środku. Już przy poznaniu przyszła teściowa dała do zrozumienia, iż Łucja jej nie odpowiada. Jak wiele matek uważała wybór syna za niewłaściwy. Mogło być lepiej. Dlatego Łucja od razu powiedziała, iż razem mieszkać nie będą. Nie usiedzieliby w jednym domu. Wybrali wynajem. Gdy teściowa odwiedzała, było jak w dowcipach: „Łucja, a kurzu tu wcale nie ścierasz?”. Gotowane przez Łucję potrawy Walentyna nazywała świnią karmą. Choć gdy Łucja zaszła w ciążę, teściowa przycichła. Po narodzinach Karolinki jednak oznajmiła, iż dziecko nie w ich fasonie, więc Antoni powinien sprawdzić ojcostwo. Dopiero po pół roku Walentyna zaczęła rozpoznawać znajome rysy i czasem brała na ręce. Antoni tłumaczył żonie: mama wychowała go sama, więc jest taka zazdrosna. Prosił o cierpliwość – nie przychodziła często. Choć Łucja była rada pomocy, nigdy nie prosiła. A tu stoi w przedpokoju, zaraz po odejściu Antoniego. Pewnie przyszła ucztować z nieszczęścia. Ale Łucja już się nie przejmuje.
Z zamyślenia wyrwał Łucję głos Walentyny Michałowskiej:
– Rusz się, pakuj wszystko. Nie twoje miejsce tu. – powiedziała teściowa.
– Walentyna Michałowska, wybacz, nie rozumiem.
– Co
Zawsze zostaniesz moją córką, a kiedy Karolka będzie miała własne dzieci, przez cały czas będę jej babcią, która przyniesie pierogi i opowie o tym, jak jej mama była dzielna w trudnych chwilach, kiedy razem zaczynałyśmy wszystko od nowa.