Porzucił żonę nazywając ją służącą, ale niespodzianka czekała, gdy wrócił.

polregion.pl 6 godzin temu

Od dzieciństwa Katarzyna słyszała od kobiet w swojej rodzinie, iż po prostu nie mają szczęścia w miłości. Praprababka została wdową po wojnie, babcia straciła męża w wypadku w kopalni, a ojciec zostawił jej matkę, gdy miała zaledwie trzy lata. Te historie wrosły w nią głęboko i często myślała: a może i jej małżeństwo skończy się tak samo? Choć najbardziej na świecie tego nie chciała.

Z przyszłym mężem poznała się w fabryce — pracowali w tej samej hali, choć przy innych maszynach. Na przerwach obiadowych siedzieli przy jednym stole, wymieniali uśmiechy, rozmawiali. Wszystko zaczęło się niewinnie, gwałtownie przeradzając w romans. Pół roku później wzięli ślub i wprowadzili się do mieszkania, które odziedziczyła po babci. Najpierw urodził się jeden syn, potem drugi. Życie toczyło się spokojnie, dzień za dniem: praca, dzieci, dom.

Ale gdy zmarła matka Katarzyny, wszystko spadło na jej barki — dom, dzieci, troska o męża. Na początku pomagał, ale niedługo się to zmieniło. Zaczął wracać późno, był rozdrażniony, zimny. Okazało się, iż ma romans z młodszą pracownicą. Dom stał się tylko przystankiem: wpadał, przebierał się i znikał.

Katarzyna wszystko rozumiała, ale milczała. Bała się zostać sama z dwoma synami i bez grosza przy duszy. Kilka razy próbowała rozmawiać, ale on tylko machnął ręką:

— Umiesz tylko służyć. Jesteś żałosna — rzucił jej w twarz.

Mimo to wciąż miała nadzieję: może się opamięta, wróci, zrozumie. Pewnego wieczoru po prostu spakował rzeczy i wyszedł. Bez słowa. Bez żalu.

— Nie odchodź, błagam. Dzieci zostaną bez ojca — płakała, stojąc w przedpokoju.

— Nie interesujesz mnie, jesteś nikim. — Spojrzał na nią z pogardą i zatrzasnął drzwi.

Dzieci słyszały wszystko. Dwaj chłopcy przytuleni do siebie siedzieli na kanapie, nie rozumiejąc, dlaczego tata już nie wróci. Nie wiedzieli, co zrobili źle.

Minęło kilka miesięcy. Katarzyna harowała od świtu do nocy. Sprzątała klatki schodowe, dorabiała, gdzie się dało, by wykarmić synów. O sobie nie myślała — dzieci stały się jej całym światem.

Pewnego dnia, wracając z targu, upuściła siatkę z zakupami. Ktoś od razu się schylił i pomógł.

— Pozwoli pani, iż pomogę zanieść? — zapytał młody mężczyzna.

— Nie trzeba, dam radę…

— Już postanowiłem pani pomóc. — Podniósł zakupy.

Tak poznała Krzysztofa — dobrego, uważnego, skromnego. Zaczął często zaglądać do tego samego sklepu, gdzie ją pierwszy raz zobaczył. Pewnego wieczoru, gdy sprzątała klatkę, znów się pojawił.

— Może pomogę? — zaproponował i bez słów zabrał się do pracy.

Wieczorem przyszedł w odwiedziny: z kwiatami, w garniturze, z ciastem. Chłopcy od razu go polubili — Krzysztof był szczery, ciepły, miał świetne poczucie humoru. Bawił się z nimi, opowiadał o swoim dzieciństwie, a oni lgnęli do niego. choćby gdy wyznał, iż po wypadku ma problemy z mową i poruszaniem się, tylko mocniej go objęli.

— Jesteś jak prawdziwy tata — powiedział pewnego dnia młodszy syn. — Tylko lepszy.

Minął rok. Katarzyna i Krzysztof wzięli ślub. Życie się ułożyło. W domu znów słychać było śmiech, pachniało ciastem, było bezpiecznie. Starszy syn już chodził na randki, młodszy grał w piłkę nożną. Wszystko szło jak z płatka… Aż pewnego dnia ktoś zadzwonił do drzwi.

Na progu stał były mąż. Postarzały, wynędzniały.

— Zrozumiałem wszystko. Wybaczysz mi?

— Spóźniłeś się — odpowiedziała zimno Katarzyna.

— Tato? — odezwał się młodszy syn, ale po chwili dodał stanowczo: — Wynoś się.

— Jak ty rozmawiasz z ojcem?!

— To nie jest nasz ojciec! Nasz tata to Krzysztof — powiedział twardo starszy syn, stając obok brata.

— Zniszczyłeś nam życie, a teraz chcesz wrócić? — odezwał Tomek, podchodząc do chłopców. — Wynoś się. Nie ma tu dla ciebie miejsca.

Były mąż rzucił ostatnie spojrzenie na Katarzynę, ale ta już się odwróciła.

Gdy drzwi się za nim zamknęły, podeszła do swoich mężczyzn. Patrzyła na trzech najbliższych: dwóch synów i tego, który stał się im prawdziwym ojcem. A jej serce wypełniło się cichym, ogromnym szczęściem.

Udało jej się zbudować to, o czym marzyły pokolenia kobiet w jej rodzinie — mocną rodzinę, gdzie panuje miłość, szacunek i ciepło. I dziś wiem, iż prawdziwa siła nie polega na trzymaniu się tego, co nas rani, ale na odwadze, by puścić i pozwolić wejść temu, co dobre.

Idź do oryginalnego materiału