W ostatni dzień świątecznych ferii przyjaciele postanowili wybrać się na lodowisko. Mrozy, które nagle nas nawiedziły, nieco zelżały. Niskie, ale jasne słońce oślepiało, dając nadzieję na rychłe nadejście ciepła. Dni zaczęły się już nieco wydłużać.
Kuba i Bartek nie byli jedynymi, którzy postanowili spalić nadprogramowe kilogramy zebrane podczas świąt. Na lodowisku roicznie od ludzi. Świeciło słońce, mroźne powietrze orzeźwiało, a muzyka z głośników poprawiała humor.
Gdy wyszli na lód, Kuba i Bartek zaczęli nabierać tempa, wymijając innych łyżwiarzy. Naostrzone łyżwy ślizgały się po nierównym lodzie. W tym roku byli tu pierwszy raz – wcześniej padał śnieg, a potem przyszła odwilż, zamieniając lodowisko w kałużę. Dopiero po Bożym Narodzeniu wreszcie się udało.
Po dwóch okrążeniach na rozgrzewkę chłopaki zaczęli się wygłupiać. Bartek zauważył dziewczynę w białej kurtce i takim samym śnieżnobiałym czepku z pomponem. Niepewnie trzymała się barierki, wyraźnie walcząc z prawami fizyki. Widać było, iż to jej pierwsza przygoda z łyżwami.
Nogi się jej rozjeżdżały, kostki wykręcały na boki. Gdyby nie kurczowy wczep w barierkę, dawno leżałaby na lodzie jak przysłowiowy flak. Bartkowi zrobiło się jednocześnie śmieszno i żal.
Rozejrzał się za Kubą, ale ten zajęty był pogaduszką z jakimiś dziewczinami. Bartek podjechał do barierki.
— Chcesz, żebym cię nauczył? To nie jest trudne. Wystarczy znać podstawy.
Dziewczyna nie zdążyła odpowiedzieć. Jej prawa noga nagle poszła do przodu, a ona omal nie wylądowała na plecach. Bartek złapał ją w ostatniej chwili.
— Dzięki — powiedziała.
Jej głos wydał mu się magiczny, a od dotyku przeszły go ciarki. Serce nagle zabiło mocniej, jakby się usiłowało wydostać z klatki piersiowej.
— Nie bój się. Puść barierkę, inaczej nigdy się nie nauczysz. Złap mnie. — Wyciągnął rękę.
— Boję się — pisnęła.
— Niestety, lód jest śliski i upadki są nieunikalne. Ale postaram się ciebie złapać. No dalej — nalegał Bartek.
Dziewczyna złapała go za rękę, ale drugą przez cały czas trzymała się barierki.
— Tak, dobrze — zachęcał. — Teraz odepchnij się jedną łyżwą i ślizgaj na drugiej. Nie stawaj na palcach, bo się przewrócisz! No, super. Teraz razem. Odbij się drugą nogą… — tłumaczył, mocno trzymając ją za dłoń.
Dziewczyna posłusznie zrobiła kilka ostrożnych ruchów. W końcu puściła barierkę. Nie było to jeszcze łyżwiarstwo, ale Bartek hojnie ją chwalił.
— Świetnie! Rozlużnij nogi, lekko ugnij kolana. Teraz to samo, ale ślizgaj się, nie stąpaj.
Oczy dziewczyny rozbłysły radością. Roześmiała się, a dźwięk jej śmiechu sprawił, iż Bartkowi znowu przeszły ciarki.
Śmignęła do przodu, zapominając o ząbku łyżwy, i pewnie by upadła, gdyby Bartek znowu jej nie złapał.
— Spoko, wszystko w porządku. Nie tak gwałtownie…
Powoli się przemieszczali wzdłuż barierki.
— Dość, nie mogę już! Nogi mi drżą jak galareta — jęknęła.
— Na pierwszy raz wystarczy. Jutro będzie cię wszystko bolało. Następnym razem pójdzie lepiej. Jestem Bartek. Odprowadzę cię do szatni. — Zerkał na jej profil.
Policzki miała zaróżowione, oczy błyszczące, usta lekko rozchylone… Bartek poczuł w piersi dziwne, ciepłe rozlewające się uczucie. Nigdy czegoś takiego nie doświadczył.
— Kinga — przedstawiła się.
Od dźwięku jej głosu, od tego imienia pachnącego latem, Bartkowi zakręciło się w głowie.
Widać było, iż jest skończona. Całym ciężarem opierała się na jego ramieniu. I chciał, żeby ta chwila trwała jak najdłużej — żeby czuć jej ciężar, słyszeć przerywany oddech, widzieć parę unoszącą się znad ust…
Dotarli do szatni, gdzie Kinga zwaliła się na ławkę, wyciągając przed siebie nogi.
— Daj numer, przyniosę ci rzeczy — powiedział ochrypłym głosem.
— Tam są buty. — Podała mu numer. — Pomóc zdjąć łyżwy? — spytał, gdy wrócił z torbą.
Spojrzała na niego niebieskimi oczami, a przez Bartka przeszła fala, jakby ktoś puścił mu prąd przez nerwy.
— Dam radę. — Kinga schyliła się, by rozsznurować buty.
Bartek stał jak słup, nie mogąc oderwać od niej wzroku.
— A ty tu jesteś! — Rozległ się za nim głos Kuby. — Gdzieś ty się podział? Jak postępy?
— Jak na pierwszy raz rewelacja — odpowiedział Bartek. — To mój kumpel Kuba. A to Kinga.
— Ładna — szepnął Kuba na ucho Bartkowi i mrugnął. — Jeszcze pojeździmy?
— Jedź, jeżeli chcesz. Tam twoja ekipa czeka. A ja odprowadzę Kingę.
— Nie musisz — powiedziała, już zakładając buty.
— On nie chce się z tobą rozstawać — zaśmiał się zdradziecki Kuba.
— Nie chcę — odparł odważnie Bartek. — Może pójdziemy na kawę? Albo gorącą czekoladę, żeby nabrać sił? — Spojrzał na Kingę błagalnie.
Bez łyżew wyglądała na jeszcze drobniejszą i bardziej krucha. Uśmiechnęła się, a Bartkowi serce podskoczyło do gardła.
— Dobra, Kuba, idziemy. Może do nas dołączysz? — Spojrzał na przyjaciela przepraszająco.
— A ty w łyżwach pójdziesz? — zaśmiała się Kinga.
Bartek się speszył i pobiegł po swoje buty.
Nieśli torbę z łyżwami, gdy wyszli z parku i skręcili w stronę przytulnej kawiarenki o miękkim świetle, z gałązkami świerkowymi w wazonikach na stolikach. Gdy Kinga siadała, skrzywiła się.
— Coś boli? — spytał troskliwie Bartek.
— Noga. Przewróciłam się na lodzie.
Kiwnął głową. Pewnie lądowała na pupie. Ale tego nie powiedział.
— Trzeba przyłożyć lód — zasugerował.
— Chyba już przyłożyłam — odparła, aPo latach, gdy ich własne dzieci śmiały się na lodowisku, Bartek i Kinga wymienili ciche spojrzenie, wiedząc, iż żadne rodzinne sekrety już nigdy nie staną między nimi.