Porozmawiajmy, synu

newsempire24.com 1 tydzień temu

W ostatni dzień ferii świątecznych przyjaciele postanowili wybrać się na lodowisko. Nagłe mrozy nieco zelżały. Jasne słońce, choć nisko zawieszone, oślepiało, dając nadzieję na rychłe nadejście ciepła. Dzień zaczął się wydłużać.

Kacper z Mikołajem nie byli jedynymi, którzy chcieli zrzucić nadprogramowe kilogramy nabrane podczas świąt. Na lodowisku roiło się od ludzi. Słońce świeciło, mroźne powietrze orzeźwiało, a muzyka z głośników poprawiała humor.

Wyjechawszy na lód, Kacper i Mikołaj zaczęli nabierać prędkości, wymijając i wyprzedzając innych łyżwiarzy. Naostrzone łyżwy ślizgały się pewnie po nierównym lodzie. W tym roku byli na lodowisku po raz pierwszy. Najpierw padał śnieg, a potem nadeszła odwilż, przez co lód zrobił się miękki i pokryty kałużami. Dopiero po Bożym Narodzeniu udało im się tu dotrzeć.

Po przejechaniu dwóch okrążeń dla rozgrzewki chłopaki zaczęli się wygłupiać. Mikołaj zauważył dziewczynę w białej kurtce i takiej samej śnieżnobiażej wełnianej czapce z pomponem. Niepewnie stała na łyżwach, kurczowo trzymając się bandy. Od razu było widać, iż dopiero się uczy – pewnie pierwszy raz stanęła na lodzie.

Sztywne nogi odmawiały posłuszeństwa, rozjeżdżały się na boki, a kostki zdawały się wykręcać. Gdyby nie chwyciła się barierki, od dawna leżałaby na lodzie i pewnie nie dałaby rady wstać. Mikołajowi zrobiło się jednocześnie śmieszno i żal.

Rozejrzał się za Kacprem, ale ten akurat rozmawiał z jakimiś dziewczynami. Mikołaj podjechał więc do bandy na skraju lodowiska.

— Chcesz, żebym cię nauczył jeździć? To nie takie trudne. Wystarczy znać podstawy.

Dziewczyna nie zdążyła odpowiedzieć. Jej prawa noga nagle wysunęła się do przodu i omal nie przewróciła się do tyłu. Mikołaj w porę ją złapał.

— Dzięki — powiedziała.

Jej głos wydał mu się magiczny, a od dotyku przeszły go ciarki. Serce niespodziewanie zabiło mocniej.

— Nie bój się. Puść bandę, inaczej nigdy się nie nauczysz. Trzymaj się mnie. — Wyciągnął do niej rękę.

— Boję się — pisnęła przerażona.

— Lód jest śliski, upadki się zdarzają. Ale postaram się cię złapać. No dalej — nalegał Mikołaj.

Dziewczyna złapała go za rękę, ale drugą wciąż trzymała się bandy.

— Dobrze, tak trzymaj — zachęcał Mikołaj. — Teraz odpchnij się jedną nogą i jedź na drugiej. Nie stawiaj stopy na czubku łyżwy, bo upadniesz!

Dziewczyna posłusznie wykonała kilka ostrożnych ruchów. W końcu puściła bandę. To jeszcze nie było prawdziwe jeżdżenie, ale Mikołaj hojnie ją chwalił.

— Świetnie! Rozluźnij nogi, lekko ugnij kolana. A teraz zrób to samo, ale zamiast stąpać, przesuwaj się po lodzie.

Oczy dziewczyny błyszczały z radości. Rozśmiała się, a od tego dźwięku Mikołaj znów poczuł ciarki.

Gdy próbowała jechać pewniej, potknęła się i gdyby nie Mikołaj, znowu by upadła.

— Nic się nie stało. Tylko mniej gwałtownie…

Powoli posuwali się wzdłuż bandy.

— Dość, nie mogę już! — jęknęła. — Nogi mam jak z drewna.

— Na pierwszy raz wystarczy. Jutro będziesz czuła zakwasy. Pójdę z tobą do szatni.

Kiedy dotarli na miejsce, dziewczyna padła na ławkę i wyciągnęła nogi.

— Dasz numer, przyniosę twoje rzeczy? — zapytał Mikołaj ochrypłym głosem.

— Tam jest torba z butami. — Dziewczyna podała mu numer. — Pomóc ci zdjąć łyżwy? — spytał, gdy wrócił.

Spojrzała na niego błękitnymi oczami tak intensywnie, iż poczuł, jakby przeszedł go prąd.

— Dam radę. — Pochyliła się i zaczęła rozsznurowywać buty.

Mikołaj stał jak wryty, nie mogąc oderwać od niej wzroku.

— Tu jesteś! — rozległ się za jego plecami głos Kacpra. — Gdzieś mi zniknąłeś. Jak idzie nauka?

— Jak na pierwszy raz super. — Mikołaj się uśmiechnął. — To mój kolega Kacper. A to Kinga.

— Ładna — szepnął Kacper do ucha Mikołajowi i mrugnął. — Jedziemy dalej?

— Jak chcesz. Ja odprowadzam Kingę.

— Nie musisz mnie odprowadzać — powiedziała, wkładając już buty.

— On nie chce się z tobą rozstać — zaśmiał się Kacper.

— Faktycznie nie chcę — odparł śmiało Mikołaj. — Może pójdziemy na kawę? Albo gorącą czekoladę?

Bez łyżew wydawała się jeszcze drobniejsza. Kinga się uśmiechnęła, a jego serce znów podskoczyło.

Weszli do przytulnej kawiarenki z miękkim światłem i gałązkami świerkowymi na stołach.

— Coś cię boli? — zapytał troskliwie Mikołaj, gdy Kinga skrzywiła się, siadając.

— Noga. Upadłam na lodzie.

— Do kolana lód przyłożyć — powiedział.

— W sumie już przyłożyłam — odparła i oboje parsknęli śmiechem.

— Za trzy dni przejdzie. Żeby się poprawić, trzeba poćwiczyć. Może w następny weekend znowu wybierzemy się na lodowisko?

W półmroku Kinga była jeszcze piękniejsza.

— Miałyśmy iść z koleżanką, ale zachorowała…

Rozgrzali się od gorącej kawy i spojrzeń, które zdradzały rodzące się uczucie.

Spotykali się co wieczór, a w weekendy Mikołaj dalej uczył Kingę jeździć.

— Kiedy mnie poznasz z tą dziewczyną? — spytała pewnego dnia mama. — Kim jest?

— Wpadnie w sobotę. Nie rób nic specjalnego, zwykły obiad.

— Więc w sobotę. — Mama zamyśliła się.

W sobotę Kinga była wyraźnie zdenerwowana. Stanęła przed domem Mikołaja.

— A jeżeli nie spodobam się twoim rodzicom? — Głos jej zadrżał.

— Nie martw się. Są w porządku. — Pociągnął ją za rękę.

Mama otworzyła drzwi z uśmiechem. Po przedstawieniu wszyscy zasiedli do stołu. Kinga bała się podnieść wzrok, a gdy to zrobiła, spotkała się z badawOjciec Mikołaja wpatrywał się w nią w milczeniu, a w jego oczach pojawił się cień dawno zapomnianego żalu i niepokoju.

Idź do oryginalnego materiału