Dopadło mnie kichanie, leje się mi z nosa i ogólna słabość. Może nie trzeba było biegać w poniedziałek, no może i tak, ale jeszcze przecież nikt od biegania nie umarł!
Jeszcze miałam nadzieję, iż to kowid, miałabym legalną wymówkę w pracy, a tu zwykły katar, no ja cię proszę! A tak to nie ma to tamto, więc siedzę właśnie online na wydarzeniu pracowym i gadam ze studentami, nie chcę się katarem wymawiać, bo już i tak długo mnie nie było (i jeszcze nie będzie), bo muszę brać wolne na studia.
Ten tydzień sponsoruje kupa roboty w pracy, wszystko na mnie czekało, aż wrócę z wojaży i nie tylko. Nie chce mi się pracować, ale jak wiadomo trzeba, więc daję sobie nagrody, żeby się jakoś trzymać w ryzach. Nagroda pierwsza: jak się uwinę, będę miała wolny weekend, ale niestety moja wola nie daje się złapać na takie obiecanki cacanki i nie chce się uwijać;) Ja chcę dopaminy!
W wolnych chwilach (czytaj w przerwach między nudziarstwem) czytam E.E., wieczorami oglądam nowego Lanthimosa, na razie obie rzeczy dają radę.
Update: są prace jeszcze bardziej nudne, więc nie będę marudzić. Może trochę, ale w nawiasie. (Mam katar i boli mnie głowa, marzę o kwiatkach i ciepłej zupie, oraz wskoczeniu pod kołderkę. Jeszcze tylko dwie minuty!).