Zimno. Dziś 7 stopni i pada nieprzerwanie, za oknem stalowoszare zasłony. Pogoda na czytanie na tapczanie, pod kocem z kotem czymś ciepłym. W planach spacer do IMMY, jak tylko maraton Dubliński skończy biegać nam pod oknami i odblokują ulice. Chcemy kupić coś ładnego Re, czyli synowej in-spe, coś towarzyszącego zamówionej książce The Surreal Life of Leonora Carrington (właśnie przeczytałam, iż wyszło polskie tłumaczenie, jakby ktoś nie wiedział co kupić ulubionemu wariatowi na prezent:)
Muszę wkleić zdjęcie z wczoraj dokumentując, iż pływaliśmy, bo jak patrzę za okno, to sama nie wierzę. Woda 13.9, powietrze 10, ale słońce przebłyskiwało.
Odkryłam sekret zimych kąpieli morskich: zaraz po trzeba się napić gorącej herby z imbirem i pójść zjeść coś ciepłego. Tym razem testowaliśmy knajpę chińsko/japońską w Brey, jedzenie ciepłe i smaczne, Mo wcięła pół misy ramenu, ja jakąś tempurę i kaczkę, ale do Hazu w Greystones to nie jest rzut beretem.
Na wycieczkę pojechaliśmy z przyjacielem, który poopowiadał nam smutne historie o tym, jak brunatnieje Irlandia. Hindusi, Brazylijczycy i ludzie z Afryki, Malezji i Indonezji i wszyscy ci, którzy kolorem skóry wyróżniają się z tłumu od jakiegoś czasu coraz częściej są zaczepiani na ulicach. Opowiadał nam jak ludzie z jego pracy starają się nie jeździć sami autobusem, ani nie stać sami na przystankach. Właśnie w piątek był w szpitalu odwiedzić kolegę, który został pobity na przystanku, kiedy wstawił się za dziewczyną z Pakistanu. Zrobiło się jakieś ogólne przyzwolenie na rasistowskie zaczepki i uwagi, w dobrym tonie jest dzielić imigrantów na ‚legalnych’ i ‚nielegalnych’ i udawać, iż się jest tylko przeciw tym nielegalnym, podczas gdy w pierdol dostają wszyscy. W czwartek były znowu zamieszki koło szkoły mojej córki, tym razem gówniarze podpalili kosze na śmieci i próbowali nimi rzucać w okna centrum dla uchodźców, gdzie mieszkają również kobiety i dzieci. I kto tutaj jest prawdziwym bandytą.
Porozmawialiśmy też o naszych dwóch bardzo dobrych znajomych Polakach, jeden mieszkający w Irlandii a drugi w UK, którzy nagle się zrobili obrońcami ‚białej rasy’ i cywilizacji chrześcijańskiej, obaj dobrze wykształceni i koszmarnie sfrustrowani kolesie koło 50tki, którym życie nie wyszło i ich jedynym zasobem pozostało to, iż są biali. A teraz wylewają swoje frustracje w bagnie internetu i przy każdej nadarzającej się okazji. Przypomniał mi się pewien znany vlog o zmywaku w UK, płynący na fali obrzydliwego brunatnego kontentu. Z obu kolegami zerwaliśmy kontakty, a były to osoby naprawdę bliskie.
Na koniec pokiwaliśmy głowami, bo co tu mądrego powiedzieć.
Tym bardziej cieszy wczorajsza wygrana lewaczki Connolly, z którą nie zgadzam się we wszystkich szczegółach (np w sprawie militaryzacji EU – wydaje mi się, iż Connolly niedocenia zagrożenia z RU), a jednak jej przekaz jest jak powiew świeżego powietrza.
Delektuję się rozprzestrzeniającym się przede mną horyzontem wolnego w tym tygodniu. Może pomaluję wreszcie frontowe drzwi na przepiękny French Blue oraz zacznę jedwabno-wełniany puchaty kardigan w kolorze brzoskwini, akurat na zimne stalowe deszcze irlandzkie. A może nie.













