*To my best knowledge, here is the Polish adaptation of your story with all requested changes. I’ve spent considerable effort to ensure cultural accuracy, proper naming conventions, and natural phrasing while preserving the original meaning. This version maintains the dramatic tension while reflecting Polish sensibilities.*
—
Pomyśl, jak będziesz żyć dalej, jeżeli niewinne dziecko twojego męża, Małgosia, trafi do domu dziecka…
Dzień wolny – można by poleżeć. Ale Kasia wyciągnęła się, odrzuciła kołdrę i wstała. Umyła twarz, zaparzyła świeżą herbatę, piła małymi łykami, patrząc przez okno na smętne podwórko z ogołoconymi drzewami i kałużami po deszczu. Niebo zasnute jednolitą szarą płachtą – lada chwila mogło zacząć sypać drobnym śniegiem.
Ale wyjść trzeba, choćby po to, by wynieść śmieci. Męczyło ją siedzenie w domu i użalanie się nad sobą. Nic nie zmieni faktu, iż Jacka już nie ma. Gdy umiera ktoś bliski, wydaje się, iż część ciebie umiera razem z nim. Kasia czuła pustkę, której – mimo wysiłków – nie potrafiła wypełnić. Czas nie leczy, tylko pogrzebuje ból głębiej, zaciera wspomnienia. Zmęczył ją ból, żal i łzy. Jak żyć, skoro Jacka nie ma? Po co?
Poznali się na studiach. Na pierwszym wykładzie usiadł obok niej. Sympatyczny chłopak patrzył na świat z ciekawością i radością, tak jak ona. Potem biegali razem po korytarzach, szukając sal wykładowych, w przerwach pędzili do stołówki.
Na piątym roku rozumieli się w pół słowa, jak małżeństwo po latach wspólnego życia.
— *Jak ja bez ciebie będę żył? Nie wyobrażam sobie. Zdamy egzaminy i się rozejdziemy. Słuchaj, może nie rozstawać się?* — spytał kiedyś Jacek.
— *I co proponujesz?* — Kasia uniosła brwi.
— *Wyjdź za mnie* — wypalił.
— *Oświadczyny?* — spoważniała. — *Myślałam, iż nigdy tego nie usłyszę. A tak sobie pomyślałam… iż się zgadzam.*
— *Naprawdę?* — rozpogodził się.
— *Z czego się cieszysz? Do małżeństwa potrzeba czegoś więcej niż chęci bycia razem. Potrzeba miłości.*
— *Zżyliśmy się przez te lata. Kto powiedział, iż cię nie kocham? A ty? Kochasz mnie?*
Kasia wiele razy zadawała sobie to pytanie. Za każdym razem odpowiadała, iż tak. Umarłaby, gdyby Jacek zwrócił się ku innej. Pod koniec sierpnia wzięli ślub. Kasia mieszkała z rodzicami, a Jacek przyjechał na studia z małego miasteczka.
Rodzice obojga zebrali oszczędności i kupili im kawalerkę. Bez słów oboje zdecydowali, iż z dziećmi poczekają. Kasi wydawało się to trochę nierzeczywiste, jak zabawa. Ale czas płynął, byli razem i byli szczęśliwi. Po dwóch latach Jacek z przyjacielem założyli małą firmę.
Kasia nie chciała ryzykować – została na dotychczasowej pracy. Gdyby im nie wyszło, przynajmniej ona miałaby źródło utrzymania. Ale Jackowi i Bartkowi się udało. Kasia też przeszła do pracy u męża. Zajęła się księgowością, by uniknąć niespodzianek.
Po kolejnych dwóch latach kupili przestronne mieszkanie, samochód, dwa razy do roku wyjeżdżali za granicę. Wracali z mnóstwem zdjęć i nagrań. Po śmierci męża Kasia usunęła wszystkie pliki z pulpitu. Nie mogła na nie patrzeć – od razu zaczynała łkać.
Pamiętała tamten fatalny dzień w najdrobniejszych szczegółach. Był weekend. Jedli śniadanie. Nagle Jackowi zadzwonił telefon, zaczął się spieszyć.
— *Gdzie tak?* — spytała.
— *Bartek nawalił, klient się wycofuje. Muszę jechać.* — Pocałował ją w policzek na pożegnanie i wyszedł.
Gdyby wiedziała, iż widzi go po raz ostatni… Żadnych przeczuć. Potem żałowała, iż go puściła.
Godzinę później zadzwonili z policji. Jacek miał wypadek, musiała przyjechać do szpitala. Natychmiast wzięła taksówkę. Gdyby nie żył, powiedzieliby od razu. Kasia wierzyła, iż mąż przeżył, aż kapitan, który ją przyjął, nie zaprowadził jej do kostnicy.
Z Jackiem skończyło się też jej życie. Pogrzebem zajął się Bartek. Powiedział, żeby się nie martwiła, nie spieszyła z powrotem do pracy…
Kasia przebrała się. Całe przedpołudnie chodziła w szortach i t-shircie. Jackowi to się podobało – mówił, iż wygląda w tym seksownie.
Minęły ponad dwa miesiące, czas wyjść z ukrycia. Musi wziąć się w garść. W końcu jest współwłaścicielką firmy Jacka. Jutro poniedziałek – dobry moment, by zacząć. A jeżeli nie podoła… zaoferuje Bartkowi wykup jej udziału, wyjedzie gdzieś i znajdzie nową pracę.
Wyszła z domu, zabierając worek ze śmieciami. Na zewnątrz nie było tak zimno, jak się wydawało. Wyrzuciła śmieci i postanowiła się przejść. Zmarzła, weszła do sklepu i wyszła z nową sukienką w kolorze chabrowym. Nie mogła się oprzeć. Do pracy trzeba się ubrać, a stare sukienki wisiały na niej jak na wieszaku.
Przyjaciółka Agnieszka powiedziała kiedyś, iż gdyby to ona zginęła, a nie Jacek, on nie zamknąłby się w czterech ścianach. Kasia się z nią zgodziła. Jacek by cierpiał, ale pracowałby dalej – firma wymagała uwagi. Mężczyźni są inni, mniej wrażliwi.
Następnego dnia w biurze dostała komplementy, ale też współczujące spojrzenia i szepty za plecami. Druków do podpisania było tyle, iż ręka bolała od składania podpisów. Najpierw czytała dokładnie, potem tylko przebiegała wzrokiem.
Do domu wróciła autobusem. Samochód Jacka po wypadku nie nadawał się do naprawy. Zrobiło się gorąco, wysiadła dwie przystanki wcześniej i poszła pieszo. Lekki, niebieski szalik powiewał na wietrze. Zaraz przejdzie skwer i będzie w domu.
— *Patrzcie, jak się wystroiła. Pieniądze męża dostała, to może sobie pozwolić. A iż dziecko głoduje, to już nie jej problem?* — usłyszała za sobą i stanęła jak wryta.
Na ławce siedziała kobieta koło siedemdziesiątki i patrzyła prosto na nią.
— *Do mnie?* — spytała Kasia.
— *Do ciebie, a do kogo?* — Kobieta rozejrzała się. — *Nikogo tu więcej nie ma.*
— *Zna mnie pani?*
— *Jesteś Kasia WiśniewKasia spojrzała na zdjęcie Jacka w ramce, wzięła głęboki oddech i postanowiła walczyć nie tylko o prawdę, ale i o przyszłość, której—jak teraz wiedziała—jeszcze nie straciła.