Dzisiaj znów myślę o tym dziwnym zbiegu okoliczności, który na zawsze zmienił moje życie.
Wyszłam z biura i głęboko wciągnęłam powietrze, pachnące jesienią – tą specyficzną mieszanką suchej słomy i spadających liści. Babie lato rozciągało się nad Warszawą, a ja stałam na chodniku, wahając się. Czy najpierw odebrać Igora z przedszkola, a potem biec do Biedronki, czy odwrotnie? Wiedziałam, iż jeżeli wezmę go ze sobą, zacznie błagać o kolejną zabawkę, a przed wypłatą i tak ledwo wiążę koniec z końcem.
Spojrzałam na zegarek. jeżeli się pośpieszę, zdążę zrobić zakupy, wrzucić je do domu, a dopiero potem pobiec po syna. Ruszyłam szybciej, nie patrząc na ludzi, całkiem zatopiona w liście zakupów. „Sól, koniecznie sól! Dlaczego zawsze o niej zapominam?” – powtarzałam w myślach, dodając kolejne pozycje: marchew, mleko, masło…
— Anka, Kaczmarek! — ktoś zawołał mnie po nazwisku.
Zamarłam, zanim odwróciłam głowę. Przede mną stała kobieta w modnej kurtce, uśmiechająca się szeroko.
— Nie poznajesz? A to która przysięgała na przyjaźń aż po grób?
Głos, ten ton… Dopiero po chwili zrozumiałam, iż to Kasia Radwańska, moja szkolna przyjaciółka. Ale nie ta chuda, czarnowłosa dziewczyna, którą pamiętałam – teraz wyglądała jak z okładki „Urody”.
W podstawówce siadywałyśmy w jednej ławce, a w gimnazjum przysięgłyśmy sobie wieczną przyjaźń. Życie jednak rozdzieliło nas już dawno. Nic nie trwa wiecznie – ani przyjaźń, ani miłość.
— Wyglądasz, jakbyś miała dziesięcioro dzieci w domu — zauważyła Kasia, przeszywając mnie wzrokiem. Czułam, jak ocenia mój zmęczony wygląd, tani żakiet i brak makijażu.
— A ty, widzę, świetnie sobie radzisz — odparłam, zmieniając temat.
— Nie narzekam. Drugi raz zamężna. Dzieci jeszcze nie mam. A ty?
W jej głosie pobrzmiewał smutek, więc nie drążyłam.
— Nie zamężna, ale nie sama. Mam syna — powiedziałam z dumą.
— Pewnie już liceum kończy? — zapytała, podnosząc brew.
— Nie, jeszcze przedszkole.
— No nieźle! Byłaś taka ładna, myślałam, iż pierwsza wyjdziesz za mąż. Wszyscy już dawno dzieci wychowali, a ty dopiero zaczynasz. Chociaż… zawsze byłaś taka poukładana, nauka, praca, zero czasu w chłopaków.
Zacisnęłam zęby. Kasia natychmiast zrozumiała, iż przekroczyła granicę.
— No dobra, nie dąsaj się. Znasz mnie, zawsze mówię, co myślę.
— Muszę już iść, Igor na mnie czeka — odparłam szorstko.
— Czekaj! — Kasia wyciągnęła telefon. — Podaj numer, odnowimy kontakt.
Wymieniłam się numerami, choć bardziej po to, żeby się jej pozbyć. Ale Kasia nie była typem, który czeka. Zadzwoniła już następnego dnia, proponując spotkanie w sobotę.
— Dobrze, tylko sprawdzę, czy mama może zostać z Igorem — odparłam niechętnie.
„No i po moim wolnym dniu” — myślałam, dzwoniąc do matki. „Spotkam się, żeby mieć święty spokój. Co my adekwatnie mamy sobie do powiedzenia? Żyjemy w innych światach.”
W sobotę spotkałyśmy się w modnej kawiarni na Nowym Świecie. Od urodzenia Igora nie byłam w żadnej knajpie. CzWeszłam do środka, nieświadoma, iż ta przypadkowa chwila na zawsze odmieni moje życie, i ku mojemu zaskoczeniu przy stoliku siedział nie ten mężczyzna, którego spodziewała się przedstawić mi Kasia, ale Paweł – ten sam, z którym przez pomyłkę rozmawiałam tydzień wcześniej, i gdy nasze spojrzenia się spotkały, zrozumiałam, iż żadne to nie było niedopatrzenie, ale przeznaczenie.