Polskie rękodzieło pod wspólnym dachem

kulturaupodstaw.pl 1 rok temu
Zdjęcie: fot. Krystian Daszkowski


Jakub Wojtaszczyk: Pamiętasz, kiedy pierwsze promyki Słońca rozbłysły w twojej głowie?

Mari Krystman: Pojawiły się razem ze słońcem na plaży. Byłyśmy z moją przyjaciółką Agnieszką Jankowiak nad Bałtykiem i luźno myślałyśmy nad tym, co nowego mogłabym robić zawodowo. Byłam zmęczona moją dotychczasową pracą, czyli byciem nieustannie kreatywną w pisaniu. Wtedy Aga rzuciła, iż może otworzyłabym kameralną drogerię z naturalnymi kosmetykami, bo takiej brakowało nam na poznańskich Jeżycach. To nie było do końca to, ale poszłam tym tropem. Dodałam do konceptu polskie wzornictwo, czyli piękne przedmioty, które bardzo lubię i o których piszę od lat.

Takiego butiku z rękodziełem również nie było w Poznaniu. Zupełnie nie myślałam o sobie w kategorii „sprzedawczyni” – bardziej widziałam siebie jako pośredniczkę między twórcą a człowiekiem. Postanowiłam wysyłać w świat te piękne rzeczy.

Tego lata pojechałyśmy też z Agą do numerologa (śmiech). Powiedział mi wówczas, iż jeszcze w tym roku muszę złożyć wniosek o dofinansowanie i otworzyć własną działalność. Zaskoczyło mnie to, bo dotacje są z reguły przyznawane na początku roku. Mimo to zaufałam mu, rozpisałam biznesplan, który dodatkowo ułożył mi to, czym Słońce może być. Wiedziałam też, iż połączę siły z Agą, która już wtedy od kilku lat prowadziła autorską markę biżuteryjną Gusta. Wiosną 2022 roku wynajęłyśmy lokal, zrobiłyśmy remont i planowałyśmy wspólnie promować polskie rękodzieło.

Słońce, fot. Krystian Daszkowski

Opowiedz, proszę, o twojej pracy w mediach. Wyszłaś od dziennikarstwa, prawda?

Nigdy nie identyfikowałam się jako dziennikarka, bo ta profesja kojarzy mi się z byciem reporterką albo dziennikarką śledczą – kimś, kto działa w terenie.

Natomiast sama czułam się redaktorką, bo mimo iż od lat przeprowadzam wywiady, to głównie siedzę przy komputerze, pisząc lub czyszcząc teksty. Przy tym bawię się językiem, co zresztą uwielbiam!

Od około 10 lat piszę o designie i szeroko pojętym lifestyle’u. Zaczęło się od warszawskiego studia Futu, do tego od kilku lat współpracuję z portalem Ładne Bebe poświęconym rodzinie i macierzyństwu, a po drodze było mnóstwo misji redakcyjnych i copywriterskich. Moje teksty traktują o wnętrzach, podróżach, kulinariach i wzornictwie. Co prawda niektóre zlecenia musiałam ograniczyć na rzecz prowadzenia Słońca, ale myślę, iż te dwa światy ładnie się ze sobą połączyły. Design i sztuka użytkowa to moje ukochane podwórko.

Bałaś się, otwierając Słońce?

Zabrzmi to zuchwale, ale nie! Towarzyszyły mi małe lęki, ale dlatego, iż jestem pragmatyczna – muszę mieć bezpieczną bazę, zanim zacznę robić coś nowego. Natomiast, mimo tego pragmatyzmu, od początku traktowałam Słońce jak przygodę. Pomyślałam, iż w Poznaniu nie ma concept store’u z polskim rękodziełem, które najbardziej lubię i cenię, a przecież polska sztuka użytkowa przeżywa piękne odrodzenie. Do tego Poznań to otwarte miasto między Warszawą a Berlinem, więc uznałam, iż mój pomysł po prostu musi wypalić. Oprócz tego miałam ogromne wsparcie Agi – przyjacielskie i biznesowe. Jesteśmy przyjaciółkami i wspólniczkami, mamy dwie marki, ale zgromadzone pod jednym dachem. To ugłaskało moje strachy – wygrała ekscytacja!

Zaczynałyście w niespokojnym czasie…

O tak – szukałyśmy lokalu zimą 2022 roku, kiedy klasycznie było: szaro, zimno i smutno. Znalazłyśmy miejsce przy ulicy Szamarzewskiego z widokiem na Staszica. Kiedy zaczynałyśmy remont, wybuchła wojna w Ukrainie. Wtedy sens tworzenia stacjonarnego concept store’u stanął pod znakiem zapytania. Zaczęłyśmy się zastanawiać, po co sprzedawać relatywnie luksusowe rzeczy, które nie są niezbędne do życia, kiedy tuż obok giną ludzie?

Uznałyśmy jednak, iż życie musi toczyć się dalej. Miałam w sobie ogromną energię i chciałam ją wykorzystać. Dostałam też wspomniane dofinansowanie, więc tak naprawdę nie ryzykowałam finansowo. Pierwsze miesiące działania pokazały, iż Słońce się sprawdziło – odwiedzali nas świetni ludzie, a do tego i stacjonarnie, i online tworzyła się słoneczna społeczność.

Jaka idea przyświeca Słońcu?

Słońce, fot. Krystian Daszkowski

Plan był i przez cały czas jest bardzo prosty – zgromadzenie polskiego rękodzieła w jednym miejscu. Z jednej strony mamy biżuterię, którą projektuje i w większości tworzy Aga, bo jest złotniczką. Z drugiej – ceramikę i inne wytwory rąk. Hasłem przewodnim był uwielbiany przeze mnie intensywny kolor. Nie jestem też minimalistką, więc od początku było eklektycznie – we wnętrzu i na półkach. Chciałam także sprawdzić, czy rzeczy, które mi się podobają, będą atrakcyjne dla świata.

Kompletując asortyment, miałam na oku grupę marek i twórców, których ceniłam i których przedmioty chciałam mieć w Słońcu.

Na starcie wysłałam prezentację z moodboardem i kupiłam część towaru, a z czasem twórcy sami się odzywali, proponując swoje perełki. W jakiś sposób Słońce jest też galerią z rękodziełem, bo tu sprzedaję sztukę użytkową. Wolę to określenie niż design – w końcu rzeczy, które wysyłamy w świat, są nie tylko piękne, ale przy okazji użyteczne.

Jesteś asertywna w odmawianiu artystom i artystkom, chcącym pojawić się na twoich półkach?

Uczę się tego, ale to delikatny temat, bo odmawianie twórcom sprawia mi przykrość. Natomiast jeżeli moją pierwszą myślą jest: „To nie pasuje do konceptu”, muszę być uczciwa wobec tych osób. Zawsze tłumaczę, iż mamy subiektywną wizję, w którą dana marka się nie wpisuje, życząc przy tym przyjemności w tworzeniu, bo ono samo w sobie jest wspaniałe.

Opowiedz zatem o asortymencie. Co – prócz koloru – w Słońcu króluje?

Słońce, fot. Krystian Daszkowski

Dużo poczucia humoru w formie! o ile kubek, to ze śmiesznym uchem albo w interesujące wzory. Jego powstanie może być też powrotem do starej techniki. Co prawda nie mam naczyń z porcelany, ale jest ceramika i wspaniale surowa kamionka. Dużo przedmiotów to pojedyncze egzemplarze, które powstały specjalnie dla nas i choćby jeżeli proszę o stworzenie takiego samego, dostaję podobny egzemplarz. Uwielbiam niemechaniczną produkcję – co nie znaczy, iż nie mamy rzeczy seryjnych, ale jest ich niewiele. W Słońcu są też wyroby papiernicze – notesy, zeszyty i karty rozwojowe. Niewielką część asortymentu stanowią naturalne kosmetyki i świece, czyli dobra związane z szeroko pojętym dobrostanem.

Wszystkie te przedmioty to dzieła ludzkich rąk, pochodzą z Polski i sprawiają, iż czujesz się dobrze w ich otoczeniu, czyli np. coś cię rozśmiesza, jak kubek z zabawną miną. Albo zachwyca, jak misternie zrobiony wazon. Dobrostan to hasło klucz Słońca.

Nawet jeżeli nie kupujesz czegoś dla siebie, tylko dla drugiej osoby, masz dobry nastrój – wiesz, iż ktoś bliski się ucieszy, a do tego wspierasz rodzimych, często lokalnych, twórców.

Nabyłaś umiejętność przewidywania trendów?

Tego daru nie mam, ale wiem, iż sztuka użytkowa też im podlega. Może za parę lat ten kubek lub tamta figurka nie będą popularne, jednak nie chcę na siłę gromadzić rzeczy uniwersalnych czy ponadczasowych. Być może część z nich taka będzie? A może ich przeznaczeniem jest radowanie nas przez jakiś czas, a później będą spełniać zupełnie inną funkcję?

Lubię wyłapywać pewne tendencje – często dzieje się to samo z siebie. Odzywa się do mnie twórca czy twórczyni i wyczuwam hajp. Kojarzę podobne rzeczy albo odwrotnie – to zupełnie coś innego i czuję, iż u nas może się sprawdzić. Później ludzie Słońca reagują na ten konkretny przedmiot czy serię i wypytują o niego. Niekiedy też twórcy sami mnie wyłapują – bywają to też osoby, o których sądziłam, iż będą niedostępne albo iż są z zagranicy i nie wpiszą się w konsekwentnie budowany polski asortyment (śmiech). Razem czujemy, iż dany przedmiot sprawdzi się w Słońcu.

Skąd ta narodowa tendencja w asortymencie?

(Śmiech) Chodzi o skoncentrowanie się na tym, co dzieje się na naszym podwórku sztuki użytkowej. Mamy niesamowicie zdolnych ludzi, jest ich bardzo wielu i po prostu warto promować ich twórczość. Dodatkowo skupienie się na polskich wytworach jest łatwiejsze logistycznie – część twórców dostarcza mi rzeczy osobiście, by przy okazji wypić kawę i uciąć pogawędkę. Z niektórymi twórcami mogę się też spotkać osobiście na targach w Poznaniu czy Warszawie. To też buduje naszą małą społeczność.

Nazwa tej społeczności, czyli ludzie Słońca, już padła w naszej rozmowie. Kto należy do tej grupy?

Słońce, fot. Krystian Daszkowski

Ludzie, którzy do nas przychodzą, są serdeczni, sympatyczni, ciekawi świata, a do tego noszą kolorowe ubrania (śmiech). Z niektórymi zdążyłyśmy się solidnie zakolegować. Często zaczyna się od tego, iż od progu widzę, jak śmieją im się oczy na widok wnętrza Słońca. Do dziś słyszę: „Świetnie, iż to miejsce powstało!”, „Brakowało czegoś takiego w Poznaniu”. Serce się rozgrzewa, iż moja intuicja się sprawdziła.

Te słoneczne osoby wracają do nas, przyprowadzają swoich bliskich.

Wpadają też goście z innych miast, a choćby krajów, którzy kojarzą Słońce z sieci. Przychodzą klienci z psami, które uwielbiamy – znamy ich imiona, a one pamiętają, iż w naszej szufladzie czekają na nie smakołyki. Do tego dochodzą sąsiedzi, którzy niekoniecznie są naszymi klientami, ale wpadają na pogawędkę.

W Słońcu można wszystko: dotykać, wąchać, przymierzać. Nie ma reguł. Wszystko to buduje poczucie bliskości i swojskości, a to klimat, który jest mi niezwykle bliski.

Idź do oryginalnego materiału