Polaku, marzysz o mieszkaniu w Hiszpanii? Oni je kupili i mówią, na co uważać

natemat.pl 1 dzień temu
Szum morza za oknem, poranna kawa na tarasie z ciepłymi promieniami słońca ogrzewającymi policzki. Tak w marzeniach wielu osób powinien wyglądać idealny poranek w ich własnym mieszkaniu w Hiszpanii. Zanim jednak to osiągniecie, czeka was masa kłopotów i biurokracji. – To bardzo kontrolujące państwo i wiele rzeczy działa jak w Polsce 20 lat temu – mówi mi Ada, która spełniła swój hiszpański sen.


Zainteresowanie zakupem własnego mieszkania w Hiszpanii wśród Polaków jest od kilku lat ogromne. Kolejne grupy w mediach społecznościowych są wręcz zalewane nowymi ogłoszeniami o sprzedaży nieruchomości.

Jednak zanim umówicie się na ich oglądanie, czy choćby zakup, lepiej wysłuchajcie historii osób, które już to zrobiły. Ich opowieści dalekie są od sielanki, choć morał jest jeden – warto. Oboje naszych rozmówców ostrzega jednak przed zmieniającymi się przepisami, ale i hiszpańskimi realiami, które bywają dalekie od tego, co znamy w Polsce.

Z Polski przenieśli się do Hiszpanii. Mają własne mieszkania i nowe życie


Ada swoje życie częściowo związała z Alicante. Posiada tam własne mieszkanie, a także dwa, które wynajmuje krótkoterminowo dla turystów. Nie mieszka tam na stałe, ale pomieszkuje. Oba apartamenty (Casa Verde Alicante i Casa Mariposa) położone są w centrum tego miasta. Jak jednak zaczęła się jej przygoda z tym miastem i Hiszpanią?

– Mając nadwyżkę finansową, chcieliśmy zainwestować w kolejną nieruchomość, ale w Polsce trudno było znaleźć coś w rozsądnych pieniądzach. Ponieważ bywaliśmy w Alicante już wcześniej, ja z racji kursów języka hiszpańskiego i też wakacyjnie, pomyśleliśmy sobie, iż może rozejrzymy się w Hiszpanii. I tak kupiliśmy pierwsze mieszkanie, które miało nam służyć do mieszkania, do przyjeżdżania na wakacje – opowiada mi Ada.

Dodaje, iż wraz z mężem w tym mieszkaniu pomieszkują do dziś, bo całkowicie do Hiszpanii jeszcze się nie przenieśli.

Nieco inaczej było w przypadku Dominika Poręby, który od trzech lat mieszka w Barcelonie i zajmuje się tamtejszym rynkiem nieruchomości. Pomaga głównie Polakom, choć nie tylko, kupić lub wynająć mieszkanie w Katalonii lub jej stolicy.

– Było to spełnienie mojego marzenia, którym była przeprowadzka do ciepłego kraju, żeby zobaczyć w ogóle, czy to jest coś dla mnie. W sumie dość gwałtownie przekonałem się, iż to jest coś, co mi się podoba. Dałem sobie taki rok na spokojne wdrożenie się, żeby nie pracować. I ostatecznie tak po trzech miesiącach już wiedziałem, iż tu zostanę – wyjaśnia.

Od czego zacząć poszukiwania mieszkania w Hiszpanii?


Całkowita przeprowadzka do Hiszpanii jest marzeniem wielu osób, ale znaczna część kupujących chce pomieszkać tam na przykład przez miesiąc w roku, a przez resztę czasu wynajmować je krótkoterminowo dla turystów. Czym zatem się kierować?

– Lokalizacja, lokalizacja i raz jeszcze lokalizacja. Przy wynajmie krótkoterminowym, to będzie najistotniejszy punkt – tłumaczy Dominik. W przypadku Katalonii będzie to oczywiście Barcelona (choć tu jest jeden duży problem o którym piszę poniżej), ale i wybrzeże Costa Brava oraz Costa Dorada.

Kolejnym kluczowym czynnikiem będzie popularność miasta. – Celowałbym w bardziej popularne regiony, żeby po prostu nam się to mieszkanie później dobrze wynajmowało. Dobrym wyborem będą wszystkie miejscowości turystyczne, począwszy od Salou, później Calafell, Sitges. Vilanova i la Geltrú – w tej kolejności – zdradza.

Na liście ważnych kryteriów zdaniem eksperta powinny znaleźć się też: bliskość morza, najlepiej pierwsza lub druga linia od brzegu, dzielnica raczej nie powinna być imprezowa, ale i skomunikowanie z Barceloną. Nie każdy wynajmuje auto, dlatego ważne, jest, żeby było to miejsce w odległości do 100 km od stolicy regionu i posiadało z nią dobre połączenie.

W przypadku samej Barcelony trzeba jednak być ostrożnym. Ze względu na zmianę prawa i plan usunięcia całkowicie wynajmu turystycznego, inwestycja w mieszkanie na wynajem krótkoterminowy/turystyczny może nie być dobrym pomysłem.

– W Barcelonie, o ile kupimy mieszkanie bez licencji, to jej nie dostaniemy. Licencję turystyczną można teraz pozyskać wyłącznie kupując nieruchomość, która aktualnie posiada taką licencję turystyczną. Natomiast do listopada 2028 roku jest plan zlikwidowania wszystkich licencji turystycznych. Później rząd będzie miał około pięciu lat na znalezienie jakiegoś rozwiązania – mówi ekspert.

A jak wygląda sytuacja w Alicante?


Tu też nie jest łatwo. Na razie miejscowe władze zdecydowały się na dwuletnie wstrzymanie wydawania licencji na wynajem krótkoterminowy. Nie wiadomo, co będzie później. Ostrożni muszą być także ci, którzy będą chcieli zainwestować w nieruchomość pod miastem.

– Nie wiem, czy polecałabym szukanie w Alicante. Na pewno odradzałabym nieruchomości w Torrevieja, bo tam rynek jest przesycony. Jeszcze dwa lata temu wynajmowało się tam bardzo dobrze, w tej chwili właściciele narzekają, iż po prostu jest przesyt. Ludzie dają cenę poniżej rentowności tak naprawdę – zdradza Ada.

Dodaje też, iż Torrevieja nie należy do specjalnie atrakcyjnych. Rozwiązaniem w Alicante nie jest też zakup mieszkania z licencją, bo ta jest w tej chwili wydawana na właściciela, a nie apartament. Nie będzie więc ważna po zakupie.

– Sama Torevieja nie jest ładna. Tam jest cała masa angielskich turystów, którzy siedzą przy kuflach z piwem i tak spędzają całe dnie. Podobnie dzieje się w Benidormie – zdradza. Podkreśla jednak, iż z perspektywy przyjazdu jako turysta, Torrevieja może być dobrym miejscem jako baza dla dalszych wypadów.

Niezależnie od tego, gdzie kupujecie mieszkanie, zwróćcie też uwagę na certyfikat energetyczny. W Polsce to nowość, a w Hiszpanii standard od wielu lat. Dlaczego to ważne? Jak mówi mi Dominik, przepisy będą zmieniać się w najbliższych latach, a osoby wynajmujące i sprzedające mieszkania będą musiały zachować coraz wyższe standardy. Za ok. 10 lat minimum będzie kategoria D w skali od A do G (A najlepsza, G najgorsza).

Dlaczego to istotne? W Hiszpanii zwłaszcza w starym budownictwie w czynszu nie ma składki remontowej. Dlatego to właściciel z własnej kieszeni musi zapłacić za modernizację budynku, a to kosztuje choćby 100-150 tys. euro.

Własne mieszkanie w Hiszpanii. Najpewniej kupisz ruderę i będziesz czekać na pozwolenie na remont


Idąc dalej, załóżmy, iż znaleźliście już wymarzone mieszkanie. Najpewniej będzie to "nieoszlifowany diament", czyli ok. 60 metrów (dwa pokoje) z elektryką i kanalizacją z lat 60. i ścianami błagającymi o choć jedną nową warstwę farby.

Mogą to być także znacznie większe metraże, bo kiedyś żyły w nich wielopokoleniowe rodziny. Jak podkreślają moi rozmówcy, o ile nie kupujecie nowego mieszkania, ani takiego od flipera, czy obcokrajowca, to najpewniej będzie to po prostu rudera.

– Te mieszkania, które są na sprzedaż, są to na przykład mieszkania po dziadkach. Często są to cztery sypialnie plus salon, kuchnia i dwie łazienki. To ogromne przestrzenie – mówi Ada.

Dlaczego jednak są one tak zaniedbane? – Hiszpanie nie mają aż takiej potrzeby estetycznej, żeby modernizować te mieszkania. Oni żyją poza domem. Jedzą na mieście, choćby śniadania, spotykają się ze znajomymi na mieście – dodaje.

Podobne doświadczenia ma Dominik. – Większość mieszkań jest po prostu zaniedbanych i starych. Czasami mam wrażenie, iż w tym mieszkaniu nikomu choćby nie chciało się ścian pomalować przez ostatnich 10 lat – wyjaśnia. Podkreśla, iż w jego opinii to wina mentalności Hiszpanów i spędzania większości czasu poza domem.

Ale przecież Polakom żaden remont nie jest straszny. I choć nie od dziś wiadomo, iż wykończenie mieszkania może wykończyć jego właściciela, to i tak zaczynają walkę. W Hiszpanii jest z tym jednak znacznie trudniej niż u nas. Bo użerać trzeba się nie tylko z ekipą budowlaną, ale i urzędnikami.

Zanim zaczniecie wiercić, burzyć ściany i obijać stare kafelki, musicie zgłosić się do urzędu po zgodę na przeprowadzenie remontu. Zawsze ją otrzymacie, choć, jak mówi Dominik, w Barcelonie możecie czekać na decyzję choćby 6 miesięcy. Konieczne będzie też zapłacenie podatku od tego remontu.

– Kiedy robiłam jeden remont generalny w Alicante. Formalności nie załatwiałam sama, bo tam potrzebny jest plan zmian od architekta i wiele innych dokumentów. Skorzystałam z usługi firmy z ulotki – opowiada Ada. Dodaje też, iż urzędzie należy zgłosić mały lub duży remont. Ten pierwszy zakłada odnowienie ścian, drugi np. dokładny remont łazienki, czy przestawianie ścian. Większe zmiany oznaczają wyższy podatek.

Drogą przez piekło są jednak nie tylko wszystkie formalności, ale też znalezienie dobrej ekipy. – W tym właśnie mieszkaniu, które remontowaliśmy generalnie, mieliśmy trzy ekipy remontowe. I to nie oni rezygnowali, to my ich wywalaliśmy, bo gdyby zobaczyła Pani mieszkanie, które było w zasadzie już zrobione… Na przykład framugi przybite na gwoździe, "bo inaczej się nie da zrobić". W innym mieszkaniu dookoła brodzika zamiast sylikonu była fuga, a odpływ zdążył już zardzewieć. Naprawdę można osiwieć i stracić nerwy. W tej chwili mamy znajomą polską ekipę, która robi wszystko znakomicie i nie narzekamy. Trzymamy się jej tak mocno, jak tylko możemy – mówi moja rozmówczyni.

Podobne doświadczenia ma także Dominik. On także poleca szukać polskich, albo ukraińskich budowlańców działających na terenie Hiszpanii. Hiszpanie niestety często nie dają sobie rady z wieloma, wydawałoby się, podstawowymi kwestiami.

Klient płaci, klient wymaga. Mimo tego i tak warto wynajmować i mieszkać w Hiszpanii


– Wielu turystów chce wypoczywać w dobrym standardzie, ale w niskiej cenie. Jednak są też Polacy, którzy nie mają problemów z dopłaceniem za wyższy standard. Są też turyści zagraniczni, którzy nie wynajmą brzydkiego mieszkania – mówi o preferencjach podróżnych Ada.

– Wiele osób może dość nierozważnie podchodzić do tematu wynajmu. U nas to był proces bardzo rozwlekły. Nie zaczęliśmy w Hiszpanii od mieszkania na wynajem, tylko od mieszkania dla siebie, żeby się zorientować, jak ten rynek wygląda. Potem przyszedł pomysł na jedno mieszkanie, zobaczyliśmy, iż jakoś się to kręci, iż doświadczenie z Polski sprawdza się tutaj, jeżeli chodzi o obsługę klienta, oczekiwania gości. Ważne jest, żeby wyjść naprzeciw oczekiwaniom i postanowiliśmy ten biznes rozwijać – dodaje.

Ada podkreśla jednak, iż na razie nie planują z mężem inwestycji w kolejne mieszkania. Dodaje, iż do Hiszpanii nie przylatują po to, żeby pracować od rana do nocy, tylko żeby cieszyć się słońcem, oceanem i klimatem Hiszpanii.

– Pilnujemy się, bo mamy jednak gen pracowitości dość mocno wżarty w charakter, ale staramy się znaleźć zawsze czas na spacer po plaży, czy na wyjście gdzieś do kawiarni, baru, na jakieś tańce, koncert. Tak, żyjemy zupełnie inaczej niż w Polsce – zaznacza.

Przeprowadzki do Barcelony i zamiany etatu handlowca na agenta nieruchomości nie żałuje także Dominik. – Planuję zostać tutaj długo – podkreśla.

Idź do oryginalnego materiału