Polak może zostać dawcą dla pacjenta zagranicznego albo otrzymać od takiej osoby przeszczep. - Osoby, które zarejestrują się w bazie potencjalnych dawców szpiku w swoim kraju, znajdą się również w ogólnoświatowej bazie, liczącej w tej chwili blisko 42 miliony osób - podkreśla w rozmowie z nami Justyna Rogowiec z Fundacji DKMS. - Dzięki temu polscy dawcy pomagają chorym na całym świecie, a pacjenci w Polsce otrzymują pomoc od osób z innych zakątków świata. To międzynarodowe wsparcie pokazuje, iż idea dawstwa szpiku nie ma granic - dodaje. Dziś w polskiej bazie znajdują się ponad 2 mln potencjalnych dawców szpiku. To zaledwie 5 proc. Polaków. Jednocześnie co roku, m.in. z powodu przekroczenia górnej granicy wieku (55 lat), znika ok. 8 proc. z nich.
REKLAMA
Zobacz wideo Dorota Lipko wspomina ostatnie dni choroby męża. "Żegnał się w piękny sposób"
Boją się zostać dawcą szpiku. Co mówią ci, którzy zabieg mają już za sobą?
Co staje na drodze do podjęcia decyzji o rejestracji? Z badań "Postawy wobec dawstwa szpiku" przeprowadzonych przez IMAS wynika, iż 26 proc. podejmuje ją spontanicznie, pod wpływem emocji. 24 proc. ankietowanych zarejestrowało się podczas specjalnego wydarzenia, a 34 proc. po dokładnym przeanalizowaniu wszystkich dostępnych informacji. Jednak wątpliwości, przez które zwlekamy lub rezygnujemy z rejestracji, jest wiele: od przekonania o złym stanie zdrowia przez brak wiedzy, po własne lęki. Co trzeci badany, który nie zdecydował się na bycie potencjalnym dawcą, wskazywał na obawy przed zabiegiem, bólem i o swoje zdrowie.
Dawcy podkreślają, iż procedura pobrania komórek i szpiku (zarówno z krwi obwodowej, jak i talerza kości biodrowej) jest bezpieczna, mało bolesna i nieskomplikowana. I aż 98 proc. z nich deklaruje, iż oddałoby komórki krwiotwórcze ponownie. - Ogólnopolskie badanie pokazuje, iż wokół idei dawstwa szpiku przez cały czas funkcjonują mity i stereotypy. Obawiamy się głównie bólu i skomplikowanej "operacji". Tymczasem dawcy faktyczni podkreślają prostotę i bezpieczeństwo procedury pobrania. Osoby, które już oddały cząstkę siebie, by pomóc osobie chorej, a jest ich już ponad 15000, mówią zdecydowanie: to bezpieczne, praktycznie bezbolesne i nic nas nie kosztuje - podkreśla Magdalena Przysłupska, Rzeczniczka Prasowa Fundacji DKMS.
Czy można poznać osobę, której oddaje się szpik? Przez dwa lata kontakt tylko anonimowy
Każdy dawca otrzymuje od swojego koordynatora trzy informacje: płeć, przybliżony wiek oraz kraj pochodzenia biorcy. Po upływie określonego czasu (minimum 100 dni, a w przypadku niektórych państw po 6-9 miesiącach), jeżeli przepisy i sytuacja na to pozwalają (np. pacjent nie został przeniesiony do innego ośrodka), Fundacja DKMS przekazuje też dawcy informację o stanie zdrowia. zwykle przez dwa lata to jedyne, co wiedzą dawca i biorca, a obie strony muszą zachować pełną anonimowość. Wynika to nie tylko z troski o stan zdrowia pacjenta, ale także regulacji obowiązujących w danym państwie.
Już po przeszczepie można jednak nawiązać kontakt anonimowy. Co ważne, fundacja sprawdza dokładnie każdy list. Korespondencja nie może zawierać żadnych informacji, które pozwolą na identyfikację dawcy lub biorcy (danych personalnych i kontaktowych, nazw miejscowości, a choćby nicków i pseudonimów w mediach społecznościowych). jeżeli komórki dawcy trafiły do pacjenta spoza Polski, anonimowy list może zostać napisany po polsku. Do biorcy trafi w oryginale oraz przetłumaczony przez fundację na angielski.
Część państw zezwala też na jednorazowe przekazanie upominku, choć i tu obowiązują obostrzenia: wartość nie może przekroczyć 100 zł, zakazane są bony, produkty spożywcze i nietrwałe, pliki audio oraz pieniądze. Co jest przekazywane? - Często są to własnoręcznie wykonane drobiazgi, takie jak kartki, breloczki czy drobne pamiątki. Dzięki temu gest ma przede wszystkim wymiar emocjonalny i symboliczny, a nie materialny - wylicza Justyna Rogowiec.
Oddając szpik, można uratować komuś życie.Fot. Paweł Małecki / Agencja Wyborcza.pl
Czy dawca i biorca szpiku mogą spotkać się na żywo? Zgoda to nie wszystko
Mijają dwa lata. Co dalej? Część państw dopuszcza możliwość bezpośredniego kontaktu. Sytuacja wygląda tak w większości państw, choć przykładowo Belgia, Francja i Szwajcaria całkowicie zabraniają wymiany danych. Z kolei Australia zezwala na korespondencję, gdy inicjatywa wyjdzie ze strony pacjenta. Jak jest w Polsce? Tu pojawia się pewien problem: nie ma jasnych regulacji prawnych. - W 2015 roku POLTRANSPLANT wydał dokument, w którym rekomenduje nieujawniania danych dawców i biorców - tłumaczy Justyna Rogowiec. Podkreśla jednak, iż to tylko rekomendacja.
- W praktyce, jeżeli zostaną spełnione wszystkie warunki prawne, możliwa jest wymiana danych. Obie strony (dawca i biorca) muszą wyrazić pisemną zgodę na przekazanie danych, a regulacje prawne kraju biorcy muszą zezwalać na wymianę - dodaje. Jednocześnie może się okazać, iż jeden polski ośrodek transplantacyjny zgodzi się na wymianę danych, a inny, również z Polski, w tym samym czasie odrzuci prośbę.
Forma może być różna, od nieanonimowej już wymiany korespondencji przez rozmowy telefoniczne, wideorozmowę po spotkanie twarzą w twarz. - To, czy dojdzie wtedy do kontaktu lub spotkania, zależy wyłącznie od decyzji dawcy i biorcy. Fundacja w ten proces nie ingeruje. Każdy potrzebuje swojego czasu, aby podjąć taką decyzję, dlatego częstotliwość takich spotkań jest trudna do określenia - wyjaśnia Rogowiec. Nie warto tu działać pochopnie, bo życie nie zawsze przypomina film.
Wymiana danych kontaktowych może nieść za sobą ryzyko wystąpienia pewnych trudnych sytuacji lub stanięcia przed trudnymi wyborami
- czytamy na stronie fundacji. Nie chodzi tu tylko o różnice charakterów i wyobrażeń. Nawrot choroby u pacjenta, inne problemy zdrowotne lub konieczność kolejnego pobrania dla już poznanego biorcy mogą okazać się dla dawcy dużym obciążeniem psychicznym. Dawca albo biorca może nie chcieć spotkań, wychodzenia poza anonimową relację lub żadnego kontaktu. Warto o tym pamiętać i uszanować ich decyzję.
Zachęcamy do zaobserwowania nas w Wiadomościach Google.