Pojechaliśmy kiedyś z mężem do jego rodziców w odwiedziny. I wtedy moja kochana teściowa wyskoczyła z tekstem, iż moi rodzice powinni pomóc jej synowi w zakupie mieszkania, bo przecież mają własny dom, oszczędności i samochód. Mój mąż, Marek, jest wspaniałym człowiekiem, ale jego rodzina… to już zupełnie inna historia

przytulnosc.pl 2 dni temu

Gdy poznałam Marka, pracował jako inżynier i mieszkał w akademiku. Fajny facet, ale biedny i mało ambitny. Ja w tamtym czasie miałam już trzydziestkę na karku i mieszkałam z rodzicami.

Wkrótce wzięliśmy ślub i zamieszkaliśmy u mnie, bo moi rodzice mają duży dom. Żyło nam się spokojnie i bez większych zgrzytów. To moje drugie małżeństwo – pierwsze rozpadło się pięć lat temu. Przez ten czas zdążyłam się usamodzielnić, miałam dobrą pracę i solidną pensję – dużo większą niż Marek. A on przyszedł do mnie z pustymi rękami i od razu miał wszystko podane na tacy.

Dzięki jednej z moich przyjaciółek udało mi się załatwić Markowi lepszą pracę i od razu mu się powodziło. No i właśnie – pojechaliśmy kiedyś do jego rodziców, a tam teściowa zaczęła wypominać mi, iż jestem złą żoną, bo jej synuś się przemęcza w pracy. A ja, według niej, powinnam nie tylko pracować zawodowo, ale jeszcze gotować zupki, doglądać jego zdrowia i spełniać każde jego życzenie. – I jeszcze – podsumowała – potrzebne mu jest mieszkanie. Własne, oczywiście.

Powiedziała dosłownie tak:

– Ty masz swój dom, a mój syn nie ma nic. A ja chcę, żeby miał coś swojego.

Siedzi, rozumiesz, i mówi, iż moi rodzice powinni mu pomóc kupić mieszkanie, bo przecież mają dom, oszczędności i samochód. Ręce mi opadły.

Zamurowało mnie. Jestem wychowana w duchu niezależności – w życiu trzeba polegać na sobie, szczególnie finansowo. Dorośli ludzie powinni sami się utrzymywać.

Rozumiem, iż to matka mojego męża i należy jej się szacunek, ale czemu ona zagląda do kieszeni moim rodzicom i płacze, iż jej synek nie ma mieszkania? Dobrze, iż jeszcze nie zadzwoniła do mojej mamy z tymi pretensjami – bo potrafi! I nie przeszkadza jej fakt, iż Marek przed ślubem mieszkał w akademiku i zarabiał grosze.

Nie nauczyła synka, iż zanim się ożeni, to dobrze byłoby mieć gdzie mieszkać i co do garnka włożyć. A teraz nagle wszyscy są mu coś winni. Zamiast podziękować, iż moi rodzice nie mają nic przeciwko temu, iż z nimi mieszkamy i możemy odkładać na swoje, to jeszcze ma pretensje, iż ja mam dom, a on nie.

Jestem z natury spokojna, nie lubię się kłócić, ale tym razem nie wytrzymałam… Wróciliśmy do domu, a ja mam już dość. Nie chcę jej widzieć ani słyszeć. Marek naprawdę jest cudownym człowiekiem, ale ten cały „pakiet rodzinny”… Czasem naprawdę się zastanawiam, czy mi to wszystko potrzebne.

Idź do oryginalnego materiału