Roztrzaskane szczęście: dramat zerwanych więzi
Małgorzata obudziła się o świcie, gdy pierwsze promienie słońca ledwie przedzierały się przez firanki ich mieszkania w miasteczku Leśna. Podczas gdy mąż wylegiwał się w łóżku, przygotowała śniadanie – cienkie, niemal nieważkie naleśniki. Połowa z mięsem, połowa z serem. Zapach roznosił się po domu, wypełniając go ciepłem. Dariusz wstał, gdy aromat dotarł do sypialni. Umył się, usiadł przy stole i ze smakiem zjadł naleśniki, popijając je mocną kawą. Przeżuwszy ostatni kęs, spojrzał na żonę i oznajmił:
– Małgorzata, musimy poważnie porozmawiać.
Ona, właśnie zmywająca naczynia, odwróciła się, wycierając ręce w ręcznik.
– Mów – odparła, czując, jak w środku rodzi się niepokój.
– Odchodzę od ciebie. Sam wniosę o rozwód – powiedział spokojnie, ale stanowczo.
– Jak to „odchodzisz”? Dlaczego? Gdzie? – Małgorzata zastygła, jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia.
Sobotni poranek zaczynał się jak zwykle. Wstała o dziewiątej, cicho, by nie obudzić Dariusza, i zabrała się za naleśniki. Uwielbiała te chwile – poranną ciszę, zapach jedzenia, przytulność ich domu.
Dariusz pojawił się, gdy aromat naleśników wypełnił mieszkanie. W milczeniu zasiadł do stołu, zjadł, popił kawą i nagle rzucił bombę:
– Małgorzata, odchodzę.
Pomyślała, iż się przesłyszała. Odwróciła się i wpiła w niego wzrok.
– Wiem, iż postępuję podle – ciągnął, nie podnosząc oczu. – Dwadzieścia pięć lat razem, a ja to wszystko niszczę. Ale nie potrafię sobie poradzić. Ona… jest niesamowita. Przy niej znów czuję się żywy, młody. Kocham ją, Małgorzato, to szaleńcze szczęście!
– I ile lat ma to twoje „szczęście”? – spytała lodowato, starając się zachować zimną krew.
– Dwadzieścia osiem.
– Czyli tylko pięć lat starsza od naszej Ani i dwadzieścia młodsza od ciebie. Ciekawe. Poznałeś już jej rodziców? Cieszą się z wyboru córki? Gdyby nasza Ania przyprowadziła zięcia w twoim wieku, też bym się nie ucieszyła.
– Po co liczyć lata, skoro miłość jest w sercu? – wybuchnął Dariusz, głos mu drżał. – W tobie nie ma już tego ognia, co w Karolinie. Żyjesz jakimś przestarzałym kodeksem.
– Świetnie – ucinała. – Rozwodzimy się i dzielimy majątek.
– Nie musimy nic dzielić – zaprotestował. – Mieszkanie zostawiam tobie. Karolina ma swoje, dwupokojowe. Samochód zabiorę, tobie i tak rzadko się przydaje.
– Nie, tak to nie przejdzie – pokręciła głową. – Teraz mówisz, iż zostawiasz mi mieszkanie, a za dwa lata wrócisz i będziesz dzielić każdy talerz. Jestem prawnikiem, widziałam takich „szlachetnych”. Dzielimy wszystko od razu: i mieszkanie, i auto. Pieniędzy nie mamy – wszystko poszło na kredyt Ani.
Był zaskoczony jej spokojem. Spodziewał się łez, krzyków, oskarżeń, a Małgorzata spokojnie pomogła mu spakować rzeczy. Na pożegnanie życzyła mu powodzenia, ale gdy drzwi się za nim zamknęły, puściła wodze łzom. Dwadzieścia pięć lat razem – przez euforii i smutki. Zawsze myślała, iż ma przy sobie człowieka, na którym można polegać. A teraz – pustka.
„Co tu mówić o samotności?” – pomyślała, ocierając łzy. „Przecież mam Anię, zięcia, wnuczka Kubę.”
Siedziała w sypialni wśród porozrzucanych rzeczy, które Dariusz w pośpiechu pakował. Wspomnienia naszły w falach. Ich ślub – Małgorzata na drugim roku studiów, on na czwartym. niedługo urodziła się Ania. Mieszkali w akademiku, przekazując sobie malutką, by zdążyć na wykłady. Potem, dzięki pomocy dziekanatu, udało się umieścić córkę w żłobku.
Ich pierwsze mieszkanie – ciasny pokój w komunalce. Sypialnia, kącik dla dziecka i maleńka kuchenka na osiemnastu metrach. Toaleta na końcu korytarza, prysznic w piwnicy. Wtedy Dariusz nie narzekał na brak „ognia”.
Rozwód poszedł gładko. Podział majątku też nie przeciągał się. Samochód sprzedali od razu, a trzypokojowe mieszkanie udało się sprzedać dopiero po trzech miesiącach – kupca długo nie było.
Małgorzata kupiła sobie przytulne „dwa pokoje z kuchnią” w tej samej dzielnicy Leśnej. Musiała wziąć małą pożyczkę, ale dała radę. Mając więcej czasu, po pracy często nie wiedziała, czym się zająć. Wróciła do dawnego hobby – szydełkowania, zaczęła więcej czytać.
Pewnego dnia odezwała się przyjaciółka Kinga, z którą nie widziały się od lat, i zaproponowała wspólne baseny. Woda naprawdę działała kojąco. Po kilku miesiącach Małgorzata poczuła, jak wraca do równowagi. Praca sprawiała radość, życie się układało.
O Dariuszu myślała coraz rzadziej. Próbował dzwonić, ale poprosiła, by tego nie robił.
Minęły trzy lata. Urodziny Małgorzata świętowała w kawiarni z dwójką przyjaciółkami.
– Nie żałujesz rozwodu? – spytała Ola.
– A mam wybór? – uśmiechnęła się kwaśno.
– Chodzi mi o co innego. Teraz jesteś sama. Lepiej czy gorzej niż wcześniej? – doprecyzowała przyjaciółka.
– Nie zastanawiałam się – odparła. – W niektórych sprawach lepiej: nie kręcę się jak wściekła, mam czas dla siebie. Ale samotność nie zawsze jest przyjemna. Dobrze, iż Kuba ratuje sytuację.
Małgorzata nie kłamała. Czasem, spacerując po Leśnej albo centrum handlowym, widziała starsze pary trzymające się za ręce. Kiedyś myślała, iż ona i Dariusz też tak będą. Ale los zadecydował inaczej.
– A o Dariuszu coś wiesz? – dopytywała Ola.
– Nic. Trzy lata go nie widziałam – odpowiedziała. – Ania wspomniała, iż spotkała go w sklepie z tą kobietą.
– A jego „pani” urodziła mu syna – dodała druga przyjaciółka, Iza.
– Dariusz zawsze chciał syna. Więc jest szczęśliwy – stwierdziła spokojnie.
Tydzień później, w niedzielę, Małgorzata sprzątała kuchnię po wizycie Ani z rodzinPrzygotowując się do wyjścia, po raz pierwszy od dawna pomyślała, iż życie bez Dariusza wcale nie jest takie złe – może choćby lepsze.