Dzisiaj zrozumiałam, iż miłość dzieci do matki nie zawsze jest czymś pewnym, jak dąb stojący od wieków. Ale przychodzi moment, gdy ten dąb zaczyna się chwiać — pod ciężarem okoliczności, chciwości i zimnego egoizmu. Tak właśnie było w rodzinie Ewy i Adama, gdzie wszystko zaczęło się od choroby, a skończyło na zdradzie i cierpieniu.
Kiedy Weronice Stanisławównie — ich starszej matce — przytrafił się udar, pierwszymi, do których zwróciła się o pomoc, były jej dzieci. Starsza córka Ewa, mimo stabilnej pracy i dorosłej córki, od razu odmówiła przyjęcia matki do siebie. Mówiła, iż ma tylko kawalerkę, nie ma warunków, nie ma czasu, a sama „nie udźwignie takiego obowiązku”.
Wtedy Adam, młodszy syn, bez wahania zabrał matkę do swojego dwupokojowego mieszkania w Krakowie. Jego żona, Kinga, nie protestowała — wręcz starała się pomagać. Początki były trudne: Weronika Stanisławówna leżała, nie mogła mówić, potrzebowała stałej opieki. Adam zaproponował siostrze podzielenie kosztów opiekunki, ale Ewa stanowczo odmówiła — ma kredyt hipoteczny, pożyczki, córka na studiach.
— Przepraszam, Adaś, naprawdę nie mogę — tyle powiedziała.
Z pomocą przyszła Kinga. Rzuciła pracę i zajęła się teściową. Myła, karmiła łyżeczką, robiła zastrzyki, zmieniała pościel. Dzięki tej trosce Weronika Stanisławówna powoli wracała do zdrowia. Znów zaczęła mówić, ruszać się, choćby pomagać w drobnych domowych sprawach. I gdy nadszedł moment, kiedy można było pomyśleć o powrocie do siebie — sama poprosiła:
— Adasiu, chcę zostać z wami. Tu jest mi dobrze, wnuki są blisko, a ty i Kinga jesteście jak rodzina.
Adam z żoną wymienili spojrzenia i zgodzili się. Puste mieszkanie Weroniki Stanisławówny w centrum zostało nietknięte — sama nie nalegała na sprzedaż. Wszystko byłoby dobrze… dopóki Adam nie usłyszał przypadkiem rozmowy matki z Ewą.
— Córeczko, już podjęłam decyzję. Sprzedam moje mieszkanie, spłacę resztę twojego kredytu. Ty i Marysia zasługujecie na spokój. A może choćby zostanie na mały domek letniskowy — dla was obu.
Te słowa zadziałały na Adama jak cios nożem. Nie mógł uwierzyć własnym uszom. Ta, która przez trzy lata nie zajmowała się matką, dostanie wszystko? A on? Jego rodzina? Gdzie tu sprawiedliwość?
— Mamo, wiesz, ile włożyliśmy w twoje leczenie? Ile nocy Kinga nie spała? A ty chcesz oddać wszystko siostrze, która choćby na opiekunkę nie dała złotówki? — zapytał wieczorem.
Ale Weronika Stanisławówna tylko westchnęła:
— Adasiu, Ewa ma więcej trudności, a wy z Kingą zawsze sobie poradzicie, jesteście silni…
To dobiło Adama. Tej samej nocy, nie panując nad emocjami, cicho spakował rzeczy matki i zawiózł je pod drzwi Ewy. Postawił walizki, zadzwonił i odjechał.
— Skoro chcesz dzielić majątek, podziel się też obowiązkami — krótko napisał do siostry.
Następnego ranka Kinga długo płakała. Ale w przeciwieństwie do męża nie była zła. Było jej po prostu smutno: trzy lata życia, trzy lata poświęcenia — w zamian tylko chłód i zdrada.
Adam nie ukrywa: może postąpił ostro. Ale jeżeli sprawiedliwość nie mieszka w sercu matki, może znajdzie ją w oczach córki? Zastanawia się — czy syn zawsze musi być silny i cierpliwy, jeżeli jego szczere działania nie są doceniane?
Czasem dzieci kochają naprawdę. Ale tylko do czasu, gdy dowiedzą się, kto dostanie mieszkanie.