Podsłuchałam rozmowę męża z kolegą i zrozumiałam, po co naprawdę wzięła mnie za żonę.
Ile jeszcze będziesz maszerował przy tych piersiach, Elu? wymamrotał Kacper, nerwowo krzyżując dłonie w wielkiej, jasnej sali swojego domu w Warszawie, co chwilę poprawiając idealnie wystylizowaną grzywkę. Władek daje nam szansę wchłonąć udział w projekcie na etapie wykopu. Za rok te mieszkania podbiją dwukrotnie! Zainwestujemy dziesięć milionów złotych, wyciągniemy dwadzieścia!
Elżbieta siedziała w głębokim fotelu, trzymając w dłoniach przestudzony kubek z herbatą. Pragnęła zamknąć oczy i wsłuchać się w ciszę, ale Kacper od tygodnia nie pozwalał jej choćby odrobinę wytchnienia.
Kacprze, dziesięć milionów to wszystkie moje wolne środki. To poduszka bezpieczeństwa firmy. Gdyby coś poszło nie tak, nie będę mogła wypłacić pensji, nie kupię tkanin. Wiesz, sezon się zbliża szkolne mundurki, potem świąteczne przyjęcia firmowe
Znowu te twoje sztrupki! przewrócił oczami Kacper, udając zdziwienie. Elu, jesteś inteligentną kobietą, bizneswoman, a myślisz jak krawcowamechanik. Twój zakład nie zniknie. Taka szansa przychodzi raz w życiu. Władek mój najlepszy kumpel nie podsunąłby mi tandetu. On sam w to wkłada pieniądze.
Elżbieta westchnęła. Kochała Kacpra. Jego młodzieńczą energię, płonące oczy, umiejętność pięknie mówić i jeszcze piękniej dbać. Gdy poznali się trzy lata temu, jej miało czterdzieści pięć, on trzydzieści siedem. Była właścicielką sieci atelier i małej fabryki krawieckiej, przyzwyczajona do dźwigania wszystkiego na własnych barkach. Pierwszy mąż odszedł do młodszej, zostawiając ją z nastoletnim synem i górami długów. Wyciągnęła się z bagna, zbudowała biznes, wyrosła syn. A gdy pojawił się Kacper galanteria, wesołość, nie wymagający od niej bycia żelazną damą rozpuściła się.
On pracował jako menedżer sprzedaży w firmie budowlanej, nie łapał gwiazd z nieba, ale Elżbieta nie przejmowała się tym. Liczyło się, iż przychodził do domu z gorącym obiadem, przynosił kwiaty bez powodu i woził ją na wakacje nad Bałtyk.
Ostatnio jego projekty stawały się coraz nachalne. Najpierw chciał kupić drogi samochód, by pasować do statusu męża właściciela biznesu, potem namawiał na kryptowaluty. Teraz budowa.
Kacprze, daj mi chwilę, dobrze? Muszę przejrzeć dokumenty, skonsultować się z prawnikiem.
Z jakim prawnikiem? Z twoim staruszkiem Borysem Ignacym? Ten żyje w zeszłym stuleciu! Powie ci trzymać pieniądze pod materacem. Elu, decyzję trzeba podjąć szybko. Jutro ostatni dzień, kiedy możemy wejść po tej cenie. Władek już trzyma dla nas rezerwację.
Kacper podszedł do fotela, ukląkł przed nią i wziął ją za ręce. Jego dłonie były ciepłe i miękkie.
Elu, uwierz mi. Staram się dla nas. Chcę, byśmy żyli lepiej, byś nie musiała pracować cały dzień, a mogła odpoczywać. Zbudujemy dom, będziemy podróżować. Co ty na to, dla naszej przyszłości?
Elżbieta spojrzała w jego piękne, brązowe oczy. Chciała wierzyć. Wierzyć, iż naprawdę dba o nią, a nie tylko szuka szybkich pieniędzy.
Dobrze szepnęła. Jutro rano pójdę do banku. Potrzebuję czasu, by przygotować przelew.
Jesteś najlepsza! Kacper podskoczył, podniósł ją na ręce i zakręcił po pokoju, nie zważając na jej słabe protesty. Zobaczysz, zostaniemy milionerami! Zaraz zadzwonię do Władka, powiem mu radość!
Następnego ranka Elżbieta rzeczywiście pojechała do banku, nie po to, by wypłacić gotówkę, ale by sprawdzić konta. Wewnętrzny głos, ten, co kiedyś powstrzymał ją przed podpisaniem niewłaściwego kontraktu, szepnął natarczywie: Nie spiesz się.
Dzień był chaotyczny. Najpierw zepsuła się maszyna w głównym zakładzie, potem przyjechała kontrola skarbowa. Elżbieta biegała niczym wiewiórka w kołowrotku, podpisywała dokumenty, uspokajała krawcowych. Wieczorem głowa waliła się jakby młotem uderzano w czaszkę.
Zdecydowała wrócić do domu wcześniej, nie odwiedzając biura po laptopa. Marzyła o gorącej kąpieli i wygodnym łóżku.
Gdy podjeżdżała pod mieszkanie, zobaczyła przy drzwiach czarny jeep. To chyba goście sąsiadów pomyślała, parkując swój samochód.
W mieszkaniu było cicho. Elżbieta delikatnie otworzyła drzwi kluczem. Z salonu dochodziły przytłumione głosy i dźwięk stukających kieliszków.
Dziwne, Kacper nie wspominał o gościach przeszło jej przez myśl. Chciała krzyknąć: Jestem w domu!, ale coś ją powstrzymało. Ton rozmowy był niecodzienny, zbyt swobodny, zbyt głośny.
Zdjąwszy buty, starając się nie hałasować, przeszła na palcach korytarzem. Drzwi salonu były uchylone.
No dobra, brat! Wpuściłeś ją wreszcie? wybuchnął chrapliwy śmiech. Elżbieta rozpoznała głos Władka, tego samego przyjacielabiznesmena.
No właśnie! odezwał się Kacper z nonszalancką pewnością, której nie słyszała od lat. Mówiłem ci, iż klucz to odpowiednie podejście. Trochę narzekań o naszej przyszłości, kilka komplementów, kilka kolan na podłodze i klient gotowy. Jutro przelewa pieniądze.
Elżbieta przyległa plecami do ściany, serce waliło w gardle, szarpąc skronie.
Dziesięć milionów? zapytał Władek.
Tak. Powiedziała, iż wszystko wykopią po czysto. Głupia staruszka. Naprawdę wierzy, iż razem zbudujemy jakiś ekskluzywny kompleks.
Kompleks? W naszych marzeniach zaśmiał się Władek. A ona nie przejrzy? Dokumenty, co?
Dokumenty? Ona nie ma pojęcia. Podsunę jej umowę pożyczkową na firmęjednodniową, a ona podpisała. Jest jakby wierzyła w boga. Kacprze, Kacprze zadrwił Władek, wlewając kolejną porcję alkoholu.
Brzęknął talerz z płynną cieczą.
Za twój aktorski talent! zawołał Władek. Nie przeszkadza ci, iż ona jest ładna, zadbana.
Zadbana zmrużył Kacper. Spójrz na jej szyję, ręce. Choćby się smarowała kremami, to i tak jest sztywna. Co wieczorem kładę się do łóżka, zamykam oczy i wyobrażam sobie Świętą. A święta już pakują walizki. Gdy pieniądze wpłyną, jedziemy na Bali. Powiem Elu, iż jedziemy w delegację, a ja sam powiem: adiós. A jak przyjdzie policja szukaj wiatr w polu.
Ciężko ci, w głosie Władka zabrzmiało raczej podziw niż potępienie. A co, jeżeli pojme?
Nie pojme. Jest dumna. Nie przyzna się, iż jej młody alfonse zemdlał. Będzie milczeć w szmatce. Umowa pożyczki będzie prawdziwa, tylko firma upadnie. Ryzyko biznesu, kochanie, nie miałem szczęścia.
Elżbieta zsunęła się po ścianie na podłogę. Nogi odmówiły posłuszeństwa. W jej wnętrzu zamarzło, jakby krew zamieniła się w lodowatą wodę. Stara głupka, jak do pracy, Święta.
Każde słowo męża, tego samego Kacpra, który jeszcze wczoraj całował jej dłonie, wbiło się w mózg jak rozgrzany gwóźdź. Trzy lata. Trzy lata żyła w iluzji, sądziła iż to szczęście, wyciśnięte po latach. A to był jedynie projekt biznesowy, długoterminowa inwestycja z finalnym rozliczeniem aktywów.
Zalała go chęcią wjechać do pokoju, przewrócić stół, złapać go za twarz i rozszarpać tę samouwielbną minę. Krzyknąć tak, iż szkło pęknie.
Lecz nie ruszyła się. Lata zarządzania firmą, lata walki z bandytami lat dziewięćdziesiątych, z urzędnikami nowych tysiącleci, wykuły w niej stalowy rdzeń. Histeria to prezent dla wroga. Histeria pokazuje słabość. A ona nie jest słaba.
Elżbieta, kontrolując każdy oddech, wstała powoli. Chwyciła buty w ręce. Tak cicho, jak weszła, wyszła z mieszkania.
Na klatce wezwała windę, zsunęła się w dół, usiadła w samochodzie. Ręce drżały na kierownicy, ale głowa była krystalicznie czysta, przerażająco klarowna.
To więc Bali. To więc Święta. To więc firmajednodniowa rozmyślała, patrząc na okna swojego mieszkania, gdzie dwaj sępkowaci grabie wdzierają się w jej skórę.
Uruchomiła silnik i pojechała nie do mamy, by płakać w poduszkę, nie do przyjaciółki. Pojechała do biura. Tam w sejfie leżały jej paszport, dokumenty rejestrowe i pieczęć.
Po dwóch godzinach wróciła do domu z torbami pełnymi jedzenia z restauracji i butelką drogiego koniaku. Otworzyła drzwi głośno, upuściła klucze, rozrzuciła torby.
Kacprze! Jestem w domu! wykrzyknęła z progu. Jej głos brzmiał radośnie.
Z salonu wyłoniła się głowa Kacpra, zmęczona, ale z wymuszoną uśmiechniętą maską. W jego oczach przemknął przerażenie.
Elu! Wstajesz wcześnie. Mamy spotkanie z Władkiem. Decydowaliśmy o twojej mądrej decyzji.
Elżbieta wkroczyła do salonu, promieniejąc.
O, Władku, dzień dobry! Jak miło, iż pan tu jest. Właśnie kupiłam coś pysznego, uczcijmy!
Władek, tłusty mężczyzna z psotliwymi oczami, podszedł.
Pani Elżbieto, zaszczyt! Cieszę się, iż jest pani z nami. Kacper powiedział, iż się zgodziła? To słuszne. Wielkie pieniądze lubią zdecydowanych.
Tak, przemyślałam wszystko zaczęła Elżbieta, odkładając na stół pojemniki z jedzeniem. Czas przestać topić się w złocie. Trzeba rosnąć. Kacper otworzył mi oczy.
Zbliżyła się do męża i pocałowała go w policzek. On lekko się napiął, potem rozluźnił się.
Jesteś moją mądrą mruknął, obejmując ją w talii. Wiedziałem, iż mnie wesprzesz.
Oczywiście, kochanie. Jutro rano jedziemy do banku. Zamówiłam gotówkę. Wolę to od przelewów, od prowizji. Wypłacę wszystko i od razu wrzucę Władkowi pod notarialny podpis.
Oczy Władka zabłysły łakotą.
Gotówka! To po naszemu. Szanuję.
Wieczór rozmył się w mgłę. Elżbieta uśmiechała się, dolała koniaku mężczyznom, słuchała ich toastów za jasną przyszłość. Patrzyła na Kacpra i zastanawiała się, jak mogła nie zauważyć tej fałszywej twarzy, tego lodowatego liczenia w oczach? Miłość naprawdę jest ślepa. Zdrada zaś to najlepszy okulista.
Gdy Władek odszedł, bełkocząc i nucąc pod nosem, Kacper objął Elżbietę.
Idziemy spać? Jutro istotny dzień.
Tak, kochanie. Idź pod prysznic, ja posprzątam stół.
Leżąc w łóżku obok człowieka, który planował ją zrujnować i wyrzucić, Elżbieta nie zasnęła. Słuchała jego równomiernego oddechu i w myślach żegnała się. Nie z nim z sobą, bo wszystko skończyło się w chwili, gdy usłyszała jego śmiech za drzwiami. Żegnała się z naiwnością.
Rankiem obudziła go pocałunkiem.
Wstawaj, milionerze! Czeka na nas kasa.
Kacper poskoczył pełen wigoru jak nigdy wcześniej. Założył swój najlepszy garnitur, odświeżył się perfumą.
Gotowy! Elu, masz paszport?
Oczywiście. Wszystko mam.
Pojechali do banku. Kacper cały czas rozmawiał, snuł plany, opowiadał, jaki dom zbudujemy. Elżbieta kiwała głową, patrząc przez okno.
W banku poprowadzono ich do VIPsale. Menedżerka, znajoma Elżbiety, przyniosła stosy pieniędzy. Dziesięć milionów złotych w pięciu mocnych paczkach.
Kacper patrzył na gotówkę jak zahipnotyzowany. Jego ręce nieświadomie sięgały po stół.
Czy już wydajemy? zapytała menedżerElżbieta otworzyła walizkę, wyrzuciła z niej wszystkie banknoty i wpatrилась w Kacpra, wiedząc, iż prawdziwe bogactwo już dawno zamieszkało w jej własnym sercu.












