Z okazji swoich sześćdziesiątych urodzin przygotowywałam się z niezwykłą starannością. Przez tygodnie planowałam każdy szczegół: ułożyłam menu, zrobiłam zakupy, wcześniej przygotowałam ulubione potrawy rodziny – gołąbki, pieczeń, kilka rodzajów sałatek, przekąski i oczywiście domowej roboty tort. Chciałam, by wszystko było idealne, by dzieci, wnuki, bliscy zebrali się przy jednym stole i razem świętowali mój jubileusz.
Mieszkam w Warszawie z młodszą córką Alicją, która ma już trzydzieści lat, ale niestety wciąż nie znalazła swojej drugiej połówki. Mój starszy syn Tomasz to dojrzały mężczyzna, ma czterdzieści lat, od lat jest żonaty z Katarzyną, i razem wychowują cudowną córeczkę, moją wnuczkę Zosię.
Z wyprzedzeniem poinformowałam wszystkich, iż przyjęcie odbędzie się w sobotę. Celowo wybrałam wolny dzień, by nikomu nie przeszkadzać. Wszyscy obiecali przyjść. Marzyłam, jak razem usiądziemy przy stole, będziemy się śmiać, wspominać dawne historie.
Ale w ten wyjątkowy dzień… nikt się nie pojawił.
Dzwoniłam do Tomasza raz za razem – bez odpowiedzi. Telefon milczał. Z każdą minutą serce ściskało się coraz mocniej. Zamiast euforii i życzeń spędziłam ten wieczór we łzach. Nie mogłam patrzeć na zastawiony stół, na tort, który tak pieczołowicie dekorowałam. Wszystko wydawało się bezsensowne.
Alicja była przy mnie cały wieczór, próbowała mnie pocieszyć. Tylko dzięki niej nie załamałam się całkowicie.
Następnego ranka nie wytrzymałam. Spakowałam resztę jedzenia i pojechałam do syna. W głowie miałam tylko jedną myśl: może stało się coś poważnego?
Gdy zadzwoniłam do drzwi, otworzyła mi Katarzyna. Była w dresie, niewyspana, a na jej twarzy nie było śladu euforii na mój widok.
– Po co pani przyjechała? – zapytała od progu, bez cienia uprzejmości.
Weszłam do mieszkania. Tomasz jeszcze spał. Po kilku minutach zjawił się w kuchni, ponury, w milczeniu nastawił czajnik.
Nie owijałam w bawełnę:
– Dlaczego wczoraj nie przyszliście? Dlaczego choćby nie odebraliście telefonu?
Syn milczał. Zamiast niego odezwała się Katarzyna. I jej słowa stały się dla mnie drugim ciosem.
Oświadczyła, iż przez wszystkie te lata chowała urazę: podobno podarowałam im małe kawalerki, zostawiając dla siebie przestronne trzypokojowe mieszkanie. Że, jak twierdzi, brakuje im miejsca, iż przez to nie mogą mieć drugiego dziecka.
Stałam i słuchałam, nie wierząc własnym uszom.
Przed oczami przewijały się wspomnienia. Po odejściu męża zostałam sama z dwojgiem dzieci. Rodzice pomogli kupić trzypokojowe. Dźwigałam wszystko sama – naukę dzieci, ich zajęcia dodatkowe, choroby, bunt nastoletni. Gdy Tomasz przyprowadził do domu Katarzynę, nie wyrzuciłam ich, ale zrobiłam wszystko, by było im wygodnie: oddałam im jeden pokój, Alicji drugi, sama zamieszkałam w przechodnim.
Gdy po siedmiu latach urodziła się Zosia, to ja niemal sama zajmowałam się wnuczką – karmiłam, spacerowałam, wstawałam w nocy.
Później zmarła teściowa, z którą prawie się nie kontaktowałam. I niespodziewanie zostawiła mi w spadku zaniedbane „jeden pokój”. Zrobiłam remont za własne oszczędności – i podarowałam go synowi i synowej, by mieli swoje lokum.
Myślałam, iż postąpiłam słusznie. Że oddając im mieszkanie, dałam im wolność.
A okazało się, iż zrobiłam za mało.
Wyszłam bez pożegnania. Wracałam do domu z gulą w gardle. W uszach dźwięczały słowa Katarzyny. W sercu pulsował ból.
Jak to możliwe? Dlaczego dobroć jest traktowana jako coś oczywistego? Dlaczego najbliżsi potrafią zdradzić i zlekceważyć wszystko, co się dla nich zrobiło?
Teraz wiele zrozumiałam.
Nie można całego życia tylko dawać, poświęcając się w nadziei na wdzięczność. Jej może nie być.
Ludzie łatwo przyzwyczajają się do dobra i zaczynają żądać więcej. A gdy nie dostaną tego, czego chcą – obwiniają.
Wieczorem usiadłam przy stole, na którym wciąż stał tort przygotowany na gości. Nalewając sobie herbaty, spojrzałam przez okno na spokojną, jesienną Warszawę.
I nagle poczułam dziwną ulgę.
Już nikomu nic nie jestem winna.
Nie muszę się tłumaczyć.
Nie muszę udowadniać swojej miłości.
Nie muszę oddawać ostatnich sił w zamian za milczenie i pretensje.
Teraz przyszła pora pomyśleć o sobie.
I tak zrobię.