Poczekaj na mnie

twojacena.pl 20 godzin temu

Czekaj na mnie

Krzysztof wysiadł z pociągu na peronie i wciągnął głęboki oddech. W rodzinnym mieście powietrze miało zupełnie inny zapach niż gdziekolwiek indziej na świecie. A widział już wiele miast i krajów. Zawsze jednak ciągnęło go z powrotem tutaj.

Szedł znajomymi ulicami, dostrzegając najmniejsze zmiany. Wreszcie stanął przed swoim podwórkiem, otoczonym czterema ceglanymi blokami – dwoma długimi, z pięcioma klatkami, i dwoma krótszymi, z dwoma wejściami. Podwórko było przestronne, podzielone na dwie części: plac zabaw z kolorową zjeżdżalnią, piaskownicą i prostymi drążkami. Dawniej stały tu jeszcze huśtawki i metalowa kopuła zwana pajęczyną. Po upadku z niej Krzysztof został ze szramą nad brwią.

Drugą część zajmowało ogrodzone boisko z bramkami i koszem do koszykówki. Zimą pole zamieniało się w lodowisko. O tej porze podwórko było puste. Gdyby miał piłkę, pewnie kopnąłby ją w stronę bramki, jak to robił dawniej.

Ech, dobre to były czasy. Sławek wyjechał gdzieś na Śląsk, ożenił się, ma dwójkę dzieci. A Wojtek już po raz drugi odsiaduje wyrok w więzieniu. Tak, życie rozrzuciło ich w różne strony.

Z klatki wyszedł mężczyzna z psem, a Krzysztof krzyknął, by nie zamykał drzwi. Słaba żarówka w przedpokoju ledwo oświetlała klatkę schodową. Musiał przez chwilę stać w miejscu, by przyzwyczaić wzrok do półmroku. Choć mieszkańcy próbowali wkręcać mocniejsze żarówki, zawsze ktoś wymieniał je na te najsłabsze, które ledwo świeciły. Tak było od zawsze. Dziw bierze, iż nikt jeszcze nie połamał nóg na tych wąskich, ciemnych schodach.

Krzysztof wszedł na drugie piętro i zatrzymał się przed metalowymi drzwiami po prawej. Tu kiedyś mieszkała Weronika. Nie Wera, ani Werka, tylko Weronika. Tego się upierała. Jego pierwsza, rozpaczliwie nieszczęśliwa miłość.

Dawniej często naciskał dzwonek i uciekał na swoje trzecie piętro, by stamtąd obserwować, jak otwiera drzwi. Przyszło mu do głowy, by zrobić to samo teraz, ale już nie biegał tak gwałtownie po schodach. Poza tym, nie wypadało dorosłemu mężczyźnie wygłupiać się jak dziecko. Nie był też pewien, czy przez cały czas tu mieszka.

Uśmiechnął się sam do siebie i poszedł wyżej. Oto jego drzwi. Zawsze otwierała je mama, choćby gdy żył ojciec. Zmarł dwa lata temu. Krzysztof był wtedy w rejsie i nie zdążył na pogrzeb.

Nacisnął dzwonek. Po chwili zaskoczył zamek, a drzwi uchyliły się. Matka, zobaczywszy syna, otworzyła szerzej i rzuciła mu się w ramiona.

— Synku! — Przytulili się na progu. Mama odsunęła się nieco. — Daj się napatrzeć. — I znów przycisnęła go mocno.

Za życia ojca farbowała włosy, starannie je układała. Teraz szeroka smuga siwizny przecinała przedziałek.

— Przyśniłeś mi się wczoraj. Przeczułam, iż przyjedziesz. Na długo? Ojej, czemu stoimy w drzwiach… Wchodź już. — Zamknęła drzwi i znów objęła syna.

Minęły pierwsze chwile radości. Krzysztof zdjął buty, sięgnął po swoje kapcie stojące na półce. Czekały na niego. Buty ojca mama już dawno schowała.

— To dla ciebie, mamo. — Podał jej paczkę z prezentami.

— Najlepszy prezent to ty, — odparła, choć i tak zajrzała do środka. — Zaraz zagotuję wodę. Może zjesz coś? — Zaczęła krzątać się po kuchni, przygotowując stół.

— Co za głowa! Zapomniałam kupić chleba. Zaraz wrócę… — Zatrzymała się nagle i bezradnie zamrugała. — Sklepy jeszcze zamknięte.

— Nic nie szkodzi. Pójdę później sam. Usiądź, mamo. — Krzysztof delikatnie pociągnął ją za rękę.

Kuchnia wydała mu się jeszcze mniejsza niż w pamięci. choćby kabina na statku była obszerniejsza. Jak ona tu w ogóle utrzymywała porządek?

— Jak się czujesz? — Pogładził jej spracowaną dłoń.

— Po trochu. A ty? Wciąż nie żonaty? — W jej oczach pojawił się smutek.

— Nie każda kobieta chce czekać na marynarza przez pół roku.

Po śniadaniu mama zabrała się za jego ulubiony żurek, a Krzysztof poszedł po chleb. Schodząc, znów zatrzymał się na moment przed drzwiami Weroniki.

Dopiero po kilku dniach odważył się nacisnąć dzwonek. Zamek zaskoczył, drzwi się uchyliły. W progu stanęła Weronika. Serce uderzyło w piersi, jakby chciało wyskoczyć na jej powitanie. Prawie się nie zmieniła, może tylko trochę zaokrągliła się w biodrach, ale to jej pasowało.

— Kogo pan szuka? — spytała, przesuwając wzrokiem po jego sylwetce.

— Przepraszam. — Krzysztof cofnął się w stronę schodów.

— Krzysztof? To pan jest Krzysztof? — Jej głos zatrzymał go w miejscu.

*Poznała mnie!* — serce podskoczyło mu z radości.

***

— To przez ciebie przegraliśmy! — wrzasnął rozwścieczony Sławek, szlochając i przechodząc na piskliwy falset.

— Co za różnica? Odbijemy sobie następnym razem! — próbował go uspokoić Krzysiek, czując się winny.

— Pewnie, jak zwykle! — rzucił Sławek i odszedł z boiska. — Nie umiesz grać, to się nie pchaj.

— To ty przepuściłeś Łukasza pod bramkę! Sławek, czekaj! — Dogonił go i złapał za rękę.

— Odczep się! — Sławek wyrwał rękę i pchnął go w klatkę.

— Sam się odczep! — Krzysiek odepchnął go w odpowiedzi.

Przez chwilę przepychali się, aż w końcu zwarli, tłukąc pięściami, i stoczyli się na trawę.

— Natychmiast przestańcie! — rozległ się nad nimi ostry dziewczęcy głos.

Chłopaki oderwali się od siebie i spojrzeli w górę. Stała nad nimi piękna dziewczyna. Z sapaniem podnieśli się z ziemi. Sławek otrzepał spodnie i poszedł w swoją stronę. Krzysiek stał, wpatrując się w dziewczynę. Potem ruszył za nią. Przed klatką odwróciła się.

— Czego za mną łazisz?

— Nie łazKiedy po wielu miesiącach wrócił do domu, pod drzwiami Weroniki znalazł kopertę z adresem i kluczem oraz kartką: „Czekałam”.

Idź do oryginalnego materiału