Dziś miałam okazję odwiedzić rodzinę mojego chłopaka i… nie spodziewałam się, iż aż tak się zdziwię. Pochodzę z wielodzietnej, skromnej rodziny, ale choćby u nas w domu czegoś takiego nie widziałam! U nas każdy ma swój talerz, zmywamy naczynia po kolei, a niedawno rodzice w końcu kupili zmywarkę. Dlatego, gdy zobaczyłam, jak wyglądają zwyczaje w rodzinie Kamila, byłam w szoku.
Kamil zaprosił mnie do swoich rodziców do małego domku z ogródkiem w Złotowie. Jego mama, Bożena, przywitała mnie serdecznie — częstowała herbatą i sernikiem, pytała o studia. Tata, Wojciech, opowiadał zabawne historie z młodości. Pierwsze wrażenie? Świetne!
Ale potem przyszła pora na obiad i… no cóż. Na stole stał jeden garnek z ziemniakami, miska z surówką i jedna głęboka miska. Myślałam, iż to tylko do nakładania, ale nie. Bożena nałożyła sobie jedzenie i zaczęła jeść. Potem podała miskę Wojciechowi, a po nim trafiła do Kamila, a na końcu do mnie. Siedziałam jak zahipnotyzowana. U nas w domu każdy ma swój talerz, a tu wszyscy jedzą z jednego!
Starałam się nie okazywać zdziwienia, ale Kamil szepnął: „U nas tak jest, nie przejmuj się”. Jak się nie przejmować? Wzięłam trochę jedzenia, myśląc tylko o tym, iż ta miska była już w rękach całej rodziny. Bożena, widząc moją minę, wyjaśniła: „Tak u nas od lat, oszczędzamy czas i wodę”. Skinęłam głową, ale w środku miałam mieszane uczucia.
Po kolacji okazało się, iż naczynia… ledwo są myte. Bożena opłukała tylko tę jedną miskę i odstawiła na półkę. Resztę po prostu przetarła ściereczką. Zaproponowałam pomoc, ale usłyszałam: „Goście nie zmywają”. Szkoda, bo wolałabym sama umyć wszystko dokładnie.
Następnego dnia zobaczyłam kolejną niespodziankę. Wojciech smażył jajecznicę, a skorupki… rzucił w kąt kuchni, gdzie leżała mała górka odpadków. „Później posprzątamy”, powiedział, ale nikt tego nie zrobił. Tam lądowały obierki, kartony po mleku, choćby zużyte chusteczki. Bożena wyjaśniła, iż wyrzucają śmieci raz w tygodniu, żeby „nie marnować czasu codziennie”. U nas kosz wynosimy każdego ranka, a kuchnia zawsze lśni.
Kamil, widząc moje zdumienie, tłumaczył: „U nas to normalne”. Ale ja nie potrafiłam tego zrozumieć. Nie chciałam oceniać, bo to ich dom, ich zasady. Mimo to w głowie wirowało mi tylko: „Jak to możliwe?”.
Po dwóch dniach wróciłam do domu i… odetchnęłam z ulgą. Przytuliłam naszą zmywarkę i z przyjemnością zjadłam śniadanie ze swojego talerza. Z Kamilem dalej jesteśmy razem, ale postanowiłam, iż u jego rodziców zostaję tylko na krótkie wizyty. On sam przyznał, iż też nie zawsze czuje się z tym komfortowo.
Ta wizyta uświadomiła mi, jak różne mogą być domowe zwyczaje. Nie mówię, iż ich sposób jest zły, ale dla mnie to za dużo. Teraz, gdy rozmawiamy o przyszłości, od razu zaznaczam: każdy będzie miał swój talerz, śmieci wynosimy codziennie, a zmywarka to nie fanaberia, tylko konieczność. I wiecie co? Kamil się ze mną zgadza.