Pochodzę z niezbyt zamożnej, wielodzietnej rodziny, ale choćby u nas w domu nigdy czegoś takiego nie było! U nas każdy je ze swojej talerza, naczynia myjemy po kolei, a niedawno rodzice w końcu kupili zmywarkę. Dlatego gdy przyjechałam do mojego chłopaka i zobaczyłam, jak wyglądają sprawy w jego rodzinie, byłam w kompletnym szoku.
Mój chłopak, nazwijmy go Kacper, zaprosił mnie do swoich rodziców. Mieszkają w małym miasteczku, w przytulnym domu z ogrodem. Cieszyłam się, iż poznam jego rodzinę, bo z Kacprem spotykaliśmy się już kilka miesięcy i wydawało mi się, iż to poważna relacja. Jego mama, powiedzmy Anna Nowak, przywitała mnie ciepło: uśmiechała się, wypytywała o życie, częstowała herbatą z domowym ciastem. Tata Kacpra, którego nazwę Jan Kowalski, też okazał się sympatyczny — żartował, opowiadał historie z młodości. Generalnie pierwsze wrażenie było świetne.
Ale potem przyszedł czas kolacji i zaczęło się prawdziwe szaleństwo. Gdy usiedliśmy do stołu, zauważyłam, iż stoi na nim tylko jeden duży garnek z ziemniakami, miska z sałatką i jedna (!) głęboka talerz. Pomyślałam, iż to na jakieś wspólne danie, ale nic z tego. Anna Nowak wzięła ten talerz, nałożyła ziemniaki z mięsem, dodała sałatkę i… zaczęła jeść. Potem podała talerz Janowi. On też nałożył sobie jedzenie i jadł — z tego samego talerza! Następnie talerz trafił do Kacpra, a potem do mnie. Siedziałam w osłupieniu, nie wiedząc, jak zareagować. U nas w domu każdy ma swoje naczynia i nigdy nie widziałam, żeby cała rodzina jadła z jednej.
Starałam się ukryć zdziwienie, ale widocznie było napisane na mojej twarzy. Kacper szepnął: „U nas tak jest, nie przejmuj się”. Ale jak się nie przejmować? Wzięłam trochę jedzenia, starając się nie myśleć o tym, iż talerz obszedł już wszystkich. Anna, widząc mój dyskomfort, powiedziała: „U nas taki zwyczaj, żeby nie marnować czasu w zmywanie”. Uśmiechnęłam się grzecznie, ale w głowie miałam tylko jedno pytanie: jak tak można żyć?
Po kolacji pomyślałam, iż to może jednorazowy wyjątek, ale nie. Gdy przyszło do zmywania, okazało się, iż w tym domu naczynia myje się… no prawie wcale. Anna tylko opłukała ten sam talerz i odstawiła na półkę. Garnek i miskę też lekko przepłukano — i tyle. Zaproponowałam pomoc, ale usłyszałam, iż „goście nie zmywają”. To było miłe, ale wolałabym sama umyć wszystko, żeby mieć pewność, iż jest czyste.
Następnego dnia odkryłam kolejną osobliwość. Rano Jan robił jajecznicę. Rozbił jajka na patelnię, a skorupki… po prostu rzucił w kąt kuchni, gdzie rosła mała górka śmieci. Myślałam, iż przesłyszałam się, gdy powiedział: „Posprzątamy później, nic się nie stanie”. Ale nikt nie sprzątał! Góra w kącie rosła: trafiały tam obierki, kartony po mleku, choćby zużyte chusteczki. Anna wyjaśniła, iż sprzątają raz w tygodniu, żeby „nie tracić czasu codziennie”. Byłam w szoku. U nas śmieci wynosi się każdego dnia, a kuchnia zawsze lśni.
Kacper, widząc moje zdenerwowanie, tłumaczył, iż w jego rodzinie to tradycja. „Przyzwyczailiśmy się, dla nas to normalne” — mówił. Ale ja nie potrafiłam zrozumieć, jak można uważać za normalne jedzenie z jednego talerza i życie ze stertą śmieci w kuchni. Starałam się nie oceniać, to ich dom, ich zasady. Ale w środku miałam tylko jedno: „Jak to możliwe?”.
Po kilku dniach wróciłam do domu i, szczerze mówiąc, odetchnęłam z ulgą. Pierwsze, co zrobiłam, to przytuliłam naszą zmywarkę i z przyjemnością zjadłam śniadanie ze swojego talerza. Z Kacprem dalej jesteśmy razem, ale postanowiłam, iż u jego rodziców nie zostanę dłużej niż na kilka godzin. On sam choćby przyznał, iż czasem też się wstydzi tych rodzinnych nawyków.
Ta historia dała mi do myślenia, jak różnie ludzie organizują swoje życie. Nie twierdzę, iż ich sposób jest zły, ale na pewno nie dla mnie. Teraz, gdy rozmawiamy o przyszłości, od razu zaznaczam: każdy będzie miał swój talerz, śmieci wynosimy codziennie, a zmywarka to nie luksus, ale konieczność. I wiecie co? Kacper się zgadza.