Pochodzę z niezamożnej, wielodzietnej rodziny, ale choćby u nas w domu nie było takich rzeczy! U nas każdy jadał i je z osobnych talerzy, naczynia myje się po kolei, a niedawno rodzice w końcu kupili zmywarkę. Kiedy więc przyjechałam do mojego chłopaka i zobaczyłam, jak wyglądają sprawy w jego rodzinie, byłam w kompletnym szoku.
Mój chłopak, nazwijmy go Jakub, zaprosił mnie do swoich rodziców. Mieszkają w małym miasteczku, w przytulnym domu z ogrodem. Cieszyłam się, iż poznam jego rodzinę, bo z Jakubem spotykaliśmy się już kilka miesięcy i wydawało mi się, iż to poważna sprawa. Jego mama, nazwijmy ją Katarzyna, przywitała mnie ciepło: uśmiechała się, wypytywała o życie, częstowała herbatą z domowym sernikiem. Tata Jakuba, którego nazwę Janem, też okazał się serdecznym człowiekiem — żartował, opowiadał historie z młodości. Pierwsze wrażenie było świetne.
Ale potem nadszedł moment kolacji i zaczęło się to, czego się nie spodziewałam. Gdy usiedliśmy do stołu, zauważyłam, iż stoi na nim tylko jeden duży garnek z ziemniakami, miska z surówką i jedna (!) głęboka miska. Pomyślałam, iż to do jakiejś wspólnej potrawy, ale nie. Katarzyna wzięła tę miskę, nabiła ziemniaków z mięsem, dodała surówkę i… zaczęła jeść. Potem podała miskę Janowi. On też nałożył sobie jedzenia i jadł — z tej samej miski! Następnie miska trafiła do Jakuba, a potem do mnie. Siedziałam jak sparaliżowana, nie wiedząc, jak zareagować. U nas w domu każdy je z własnych naczyń i nigdy nie widziałam, żeby cała rodzina jadła z jednego talerza.
Starałam się ukryć zaskoczenie, ale najwyraźniej było wypisane na mojej twarzy. Jakub szepnął: „U nas tak jest, nie przejmuj się”. Ale jak tu się nie przejmować? Nabrałam trochę jedzenia, starając się nie myśleć o tym, iż ta miska już była u wszystkich. Katarzyna, widząc moje zakłopotanie, powiedziała: „U nas w rodzinie tak jest, żeby nie zmywać kupę naczyń. To oszczędność czasu i wody!” Uśmiechnęłam się uprzejmie, ale w głowie miałam tylko jedno pytanie: jak tak można żyć?
Po kolacji myślałam, iż to jednorazowa sytuacja i dalej będzie normalnie. Ale nic z tego. Kiedy przyszło czas na zmywanie, okazało się, iż w tym domu nie ma zwyczaju robienia tego od razu. Katarzyna tylko opłukała tę samą miskę i odstawiła na półkę. Garnek i salaterkę też lekko opłukali — i tyle. Zaoferowałam pomoc w sprzątaniu, ale usłyszałam, iż „goście nie zmywają”. To było miłe, ale z chęcią sama bym umyła wszystko, żeby mieć pewność, iż naczynia są czyste.
Następnego dnia odkryłam kolejną dziwność. Rano Jan przygotowywał śniadanie — jajecznicę. Rozbił jajka na patelnię, a skorupki… po prostu rzucił w kąt kuchni, gdzie rosła mała górka śmieci. Myślałam, iż przesłyszałam się, gdy powiedział: „Później posprzątamy, nic się nie stanie”. Ale nikt nie sprzątał! Góra śmieci w kącie rosła: lądowały tam obierki z warzyw, kartony po mleku, choćby zużyte chusteczki. Katarzyna wyjaśniła, iż sprzątają raz w tygodniu, żeby „nie tracić czasu codziennie”. Byłam w szoku. U nas w domu śmieci wynosi się każdego dnia, a kuchnia zawsze lśni.
Jakub, widząc mój stan, próbował tłumaczyć, iż w jego rodzinie są swoje tradycje. „My tak mamy, dla nas to normalne”, mówił. Ale nie mogłam pojąć, jak można uważać za normalne jedzenie z jednej miski i życie ze stertą śmieci w kuchni. Starałam się nie oceniać, bo to ich dom, ich zasady. Ale wewnątrz wszystko krzyczało: „Jak to możliwe?”
Po kilku dniach wróciłam do domu i, szczerze mówiąc, odetchnęłam z ulgą. W domu pierwsze, co zrobiłam, to przytuliłam naszą zmywarkę i z przyjemnością zjadłam z własnego talerza. Z Jakubem przez cały czas jesteśmy razem, ale stanowczo postanowiłam, iż u jego rodziców nie zostanę dNawet największa miłość nie jest warta rezygnacji z podstawowych zasad higieny.