Pochodzę z niezbyt zamożnej, wielodzietnej rodziny, ale choćby u nas nie było czegoś takiego! U nas każdy jadł i je z osobnych talerzy, zmywamy naczynia po kolei, a niedawno rodzice w końcu kupili zmywarkę. Dlatego gdy przyjechałam do mojego chłopaka i zobaczyłam, jak sprawy wyglądają w jego rodzinie, byłam w kompletnym szoku.
Mój chłopak, nazwijmy go Krzysztof, zaprosił mnie do swoich rodziców. Mieszkają w małym miasteczku, w przytulnym domu z ogródkiem. Cieszyłam się, iż poznam jego rodzinę, bo z Krzysztofem byliśmy już razem kilka miesięcy i wydawało mi się, iż to coś poważnego. Jego mama, nazwijmy ją Jadwiga, przywitała mnie ciepło: uśmiechała się, wypytywała o życie, częstowała herbatą z domowym ciastem. Tata Krzysztofa, którego nazwę Stanisławem, też okazał się serdecznym człowiekiem – żartował, opowiadał historie z młodości. Ogólnie pierwsze wrażenie było świetne.
Ale potem nadszedł czas kolacji i zaczęło się prawdziwe szaleństwo. Gdy usiedliśmy do stołu, zauważyłam, iż stoi na nim tylko jeden duży garnek z ziemniakami, miska z sałatką i jedna (!) głęboka miska. Pomyślałam, iż to na jakieś wspólne danie, ale nic z tych rzeczy. Jadwiga wzięła tę miskę, nakładła ziemniaki z mięsem, dodała sałatkę i… zaczęła jeść. Potem podała miskę Stanisławowi. On też nałożył sobie jedzenia i jadł – z tej samej miski! Następnie miska trafiła do Krzysztofa, a potem do mnie. Siedziałam jak zahipnotyzowana, nie wiedząc, jak zareagować. U nas każdy je ze swojego naczynia i nigdy nie spotkałam się z tym, żeby cała rodzina jadła z jednej.
Starałam się ukryć zaskoczenie, ale chyba było napisane na mojej twarzy. Krzysztof szepnął: „U nas tak jest, nie przejmuj się”. Ale jak się nie przejmować? Wzięłam trochę jedzenia, starając się nie myśleć o tym, iż miska już była u wszystkich. Jadwiga, widząc moje zakłopotanie, powiedziała: „U nas w rodzinie tak jest, żeby nie zmywać dużo naczyń. To oszczędność czasu i wody!” Uśmiechnęłam się grzecznie, ale w głowie kotłowało mi się tylko jedno pytanie: jak tak można żyć?
Po kolacji pomyślałam, iż może to jednorazowa sytuacja i później wszystko wróci do normy. Ale nie. Gdy przyszło czas na zmywanie, okazało się, iż w ogóle nie ma tu zwyczaju robienia tego od razu. Jadwiga tylko opłukała tę samą miskę i postawiła na półce. Garnek i salaterkę też ledwo przemyto – i tyle. Zaproponowałam pomoc w sprzątaniu, ale usłyszałam, iż „goście nie zmywają”. To było miłe, ale chętnie sama bym wszystko umyła, byle tylko mieć pewność, iż naczynia są czyste.
Następnego dnia odkryłam kolejną dziwną rzecz. Rano Stanisław przygotowywał śniadanie – jajecznicę. Rozbił jajka na patelnię, a skorupki… po prostu rzucił w kąt kuchni, gdzie rosła mała sterta śmieci. Pomyślałam, iż przesłyszałam się, gdy powiedział: „Posprzątamy później, nic się nie stanie”. Ale nikt tego nie sprzątał! Ta sterta rosła: wylatywały tam obierki, kartony po mleku, choćby zużyte chusteczki. Jadwiga wyjaśniła, iż sprzątają raz w tygodniu, żeby „nie tracić czasu każdego dnia”. Byłam w szoku. U nas wynosi się śmieci codziennie, a kuchnia zawsze lśni.
Krzysztof, widząc mój stan, próbował tłumaczyć, iż w jego rodzinie są swoje tradycje. „Przyzwyczailiśmy się tak, dla nas to normalne” – mówił. Ale ja nie mogłam pojąć, jak można uważać za normalne jedzenie z jednej miski i życie ze stertą śmieci w kącie. Starałam się nie oceniać, bo to ich dom, ich zasady. Ale w środku wszystko wołało: „Jak można tak żyć?”.
Po kilku dniach wróciłam do domu i, szczerze mówiąc, odetchnęłam z ulgą. W domu najpierw przytuliłam naszą zmywarkę i z przyjemnością zjadłam ze swojego talerza. Z Krzysztofem dalej jesteśmy razem, ale postanowiłam, iż nie zostanę u jego rodziców dłużej niż na parę godzin. On zresztą przyjął to spokojnie i choćby przyznał, iż sam czasem wstydzi się tych rodzinnych zwyczajów.
Ta historia dała mi do myślenia, jak różnie ludzie organizują swoje życie. Nie mówię, iż ich sposób jest zły, ale dla mnie zdecydowanie nie. Teraz, gdy rozmawiamy z Krzysztofem o przyszłości, od razu zaznaczam: będziemy mieli osobne naczynia, śmieci wynosić codziennie, a zmywarka to nie luksus, tylko konieczność. I wiecie co? On się ze mną zgadza!