Po zajęciach córka oznajmiła, iż będzie miała nową mamę

polregion.pl 3 godzin temu

Pewnego wieczoru, po zajęciach tanecznych, moja pięcioletnia córka oznajmiła, iż będzie miała nową mamę swoją trenerkę. Starałam się zachować spokój, ale jej słowa nie brzmiały jak żart. Im więcej mówiła, tym wyraźniej czułam, iż dzieje się coś za moimi plecami coś, czego choćby nie śmiałam sobie wyobrazić.

Poświęciłam swoje marzenia dla córki. Od dziecka marzyłam, by zostać profesjonalną tancerką turniejową. Kochałam muzykę, grację ruchów, blask kostiumów. Taniec sprawiał, iż czułam się żywa, jakbym potrafiła latać. Przez chwilę wydawało się, iż jestem na dobrej drodze.

Brałam udział w małych konkursach, ciężko pracowałam. choćby gdy wyszłam za mąż za Marka, nie przestałam chodzić na zajęcia, trzymając się swojego marzenia.

Nie planowaliśmy dziecka tak szybko, ale życie nas zaskoczyło. Dowiedziałam się, iż jestem w ciąży, i wszystko zmieniło się z dnia na dzień.

Priorytety się przesunęły. Przestałam tańczyć, myśląc, iż to tylko na chwilę. Ale gdy urodziła się Zosia, stało się jasne, iż nie wrócę. Czas, energia, szanse wszystko przepadło. Teraz byłam mamą.

Ale nigdy tego nie żałowałam. Zosia była najlepszą rzeczą, jaka mnie spotkała. Jej malutkie rączki, wielkie oczy, sposób, w jaki mówiła Mamo wypełniała moje serce w sposób, w jaki taniec nigdy nie potrafił.

Kochałam ją bardziej, niż myślałam, iż można kochać drugiego człowieka.

Ale marzenie, choćby odłożone na bok, wciąż w tobie żyje. I głęboko w sercu miałam nadzieję, iż Zosia któregoś dnia też pokocha taniec.

Dlatego, gdy przyszła do mnie i powiedziała, iż chce chodzić na zajęcia po tym, jak Marek pokazał jej moje występy, omal nie rozpłakałam się. Zapisałam ją jeszcze tego samego dnia. Tydzień później zaczęła.

Ale niedługo zauważyłam, iż Marek zachowuje się inaczej. Był zdystansowany, ciągle pracował do późna, a kiedy wracał, milczał.

Pewnego wieczoru nie wytrzymałam. Spojrzałam na niego przez stół w kuchni i zapytałam: Nie podoba ci się, iż Zosia tańczy?

Wyglądał na zaskoczonego. Nie. Dlaczego tak myślisz?

Zachowujesz się inaczej. Wracasz późno. Nie rozmawiasz ze mną jak dawniej. Jesteś gdzieś daleko.

Westchnął. Kasia, nie ma się czym martwić.

Ale jest powiedziałam. Nie mówisz mi już, co robisz w pracy. Jemy obiad w milczeniu. Unikasz kontaktu wzrokowego.

Oparł się na krześle. Po prostu jestem zajęty. To wszystko.

Wiem, iż nigdy nie lubiłeś tańczyć odparłam. Nigdy ze mną nie tańczyłeś. choćby na naszym weselu. Ani na imprezach. Zawsze to ignorowałam. Ale może teraz ci to przeszkadza. Może nie chcesz, żeby Zosia też tańczyła.

Pokręcił głową. To nieprawda. Lubię, gdy jest szczęśliwa. Widzę, jak się uśmiecha, gdy wraca z zajęć.

Więc o co chodzi? zapytałam. Proszę, po prostu powiedz.

Zawahał się. Nic się nie dzieje. Po prostu za dużo myślisz. niedługo przestanę pracować tak późno.

Wstał, podszedł i przytulił mnie. Pogłaskał mnie po głowie, jak kiedyś. Zamknęłam oczy. Ale w piersi wciąż czułam, iż coś jest nie tak.

Po tej rozmowie wydawało się, iż sytuacja się poprawiła. Marek zaczął wracać wcześniej. Nie zostawał tak długo w pracy, więcej rozmawiał. Opowiadał mi drobiazgi co jadł na obiad, kto powiedział coś śmiesznego w biurze, iż były korki. Zaczęłam oddychać lżej.

Myślałam, iż może przesadziłam. Może naprawdę był przepracowany i potrzebował przestrzeni. Chciałam w to wierzyć. Naprawdę.

Aż pewnego popołudnia wzięłam jego telefon, żeby sprawdzić przepis. Mój się rozładował, a spieszyłam się.

Gdy zaczęłam pisać, pojawiła się lista ostatnich płatności. Dziwne przelewy. Bez nazw. Bez sklepów. Tylko kwoty i kody. Zamarłam. Marek zawsze mówił mi, gdy coś kupował. Zawsze.

To był ten typ człowieka, który dzwonił i pytał, czy czegoś potrzebuję, gdy był w sklepie. Więc co to było?

Wpatrywałam się w ekran. Potem przypomniałam sobie, iż zbliżała się rocznica. Może planował niespodziankę? Wyjazd? Prezent? To by tłumaczyło tajemnicze płatności.

Chciałam w to wierzyć, więc następnego ranka, gdy wyszedł do pracy, postanowiłam poszukać prezentu. Wiedziałam, iż nie powinnam. To było podłe. Ale nie mogłam się powstrzymać.

Najpierw zajrzałam do jego gabinetu. Przeszukałam szuflady, półki, dokumenty. Nic.

Potem otworzyłam naszą szafę. Wszystko było poskładane, jak zwykle. Ale jedna koszula leżała w kącie.

Podniosłam ją. Brokat. Różowy, błyszczący. Taki, który przykleja się do skóry. Używany w makijażu scenicznym.

Nie miałam niczego takiego. Stałam tam, trzymając tę koszulę, i jedna myśl uderzyła mnie z całą siłą: Gdzie, do cholery, był?

Chwyciłam telefon i napisałam: Jak tylko wrócisz, musimy poważnie porozmawiać.

Zostawiłam koszulę na łóżku. Nie mogłam już jej dotknąć. Potem pojechałam po Zosię z przedszkola. Starałam się zachować spokój, ale ręce mi drżały na kierownicy. Głos córki przywrócił mnie do rzeczywistości.

Wskoczyła do samochodu z uśmiechem i zaczęła opowiadać o swoim dniu. Pokazała mi rysunki bazgroły domków, serduszek i ludzików. Mówiła, iż Ola nie chciała się podzielić kredkami, a Tomek płakał, bo ktoś zabrał mu przekąskę. Przedszkolne dramaty.

Cały świat malutkich ludzi z wielkimi emocjami. Kiwałam głową i uśmiechałam się, gdy mogłam, ale myśli wirowały.

Gdy wróciliśmy do domu, Zosia zapytała: Mam dzisiaj zajęcia?

Zawahałam się. Nie wiem, czy tata cię zaprowadzi.

Jej buzia się wydłużyła. Ale dlaczego? Bardzo chcę iść!

Spojrzałam na nią. Moja słodka dziewczynka. Oczy szerokie od nadziei. Nie mogłam jej zawieść.

N

Idź do oryginalnego materiału