Po prostu wybacz

newsempire24.com 1 tydzień temu

Dzisiaj było strasznie zimno i wietrznie. Kinga biegła ze szkoły, żeby się nie przeziębić. Z ust ulatywała para, osadzając się na szaliku, rzęsach i wystających spod czapki włosach jak srebrny szron. Zaraz wróci do domu, wypije gorącą herbatę z cytryną, wtuli się w kanapę pod kocem…

Myśl o cieple przyspieszyła jej kroki. Wreszcie znalazła się przed klatką. Szarpnęła drzwi i omal nie wpadła na sąsiadkę, panią Wandę – niską, korpulentną kobietę, której nie lubiła. Pani Wanda zawsze przyglądała się Kingi uważnie, mrużąc małe czarne oczka.

– Uważaj, urwipołciu! Prawie mnie przewróciłaś – warknęła, wpatrując się w nią uporczywie.

– Przepraszam – bąknęła Kinga.

Kobieta zasłaniała cały przejście i nie zamierzała się ruszyć.

– Ciągle się zastanawiam, do kogo ty jesteś podobna. Ojciec ma brązowe oczy, matka niebieskie, a ty… I włosy zupełnie inne. Oni wysocy, a ty malutka jak krasnoludek.

– No i co? – odparła Kinga. – Dzieci muszą być kopią rodziców?

Nie chciała być niegrzeczna, ale nie wiedziała, jak przepchnąć się obok tej kobiety. Odwróciła się, licząc, iż ktoś wejdzie do klatki, ale nikogo nie było. Coś w spojrzeniu pani Wandy niepokoiło Kingę. Chciała jak najszybciej uciec przed tymi świdrującymi oczami.

– Nie muszą – westchnęła sąsiadka. – Ale ja w tym bloku mieszkam od początku, razem z rodzicami twojej matki. Patrzyłam, jak twoja mama dorastała. Potem wyszła za mąż, a dwa lata później przywiozła cię ze szpitala.

Kinga niespokojnie przestępowała z nogi na nogę, nie rozumiejąc, do czego pani Wanda zmierza.

– Przywiozła cię ze szpitala, ale nigdy nie widziałam jej w ciąży. Zastanów się, dlaczego nie jesteś do nich podobna. – W końcu odsunęła się, wpuszczając Kingę do środka.

Dziewczyna wbiegła na schody i drgnęła, gdy za nią zatrzasnęły się drzwi. Nagle coś sobie uświadomiła. Zamarła na środku klatki. Twarz ją piekła, a dłonie zlodowaciały. *„Nie, ona tylko plotkuje. Mieszka sama, bez męża, bez dzieci, więc roznosi brednie”* – pomyślała, ale słowa sąsiadki nie dały się odrzucić.

Powoli weszła na trzecie piętro starego bloku, przekręciła klucz w zamku, rozebrała się i sięgnęła po album rodzinny. Usiadła na kanapie, podwinęła nogi i zaczęła przeglądać zdjęcia. Oto Kinga owinięta w kocyk z koronką, oto stawia pierwsze kroki, oto pierwsza kokarda na rzadkich jasnych włoskach. A tutaj – pierwszoklasistka z wielkim bukietem, za którym ledwo ją widać… Obok rodzice, uśmiechnięci, patrzący na nią z miłością.

Usłyszała skrzypnięcie klucza w zamku i gwałtownie otarła łzy.

– Kinga, czemu siedzisz po ciemku? – Tata wszedł do pokoju i zapalił światło.

Lampa rozbłysła tak jasno, iż Kinga zmrużyła oczy.

– Co się stało? Płakałaś? – Usiadł obok niej na kanapie. – Oglądałaś album? Daj mi. – Przejrzał strony, wzdychając.

– Tato, ja jestem waszym dzieckiem? – szepnęła Kinga.

– Kochanie, skąd takie pytanie? – Podniósł na nią wzrok.

Dostrzegła w jego oczach strach i zmieszanie. Serce zamarło jej w piersi. Zrzuciła koc, zerwała się z kanapy.

– Powiedz mi! Mam prawo wiedzieć! – krzyknęła drżącym głosem.

Czekała, iż zaprzeczy, iż wszystko wyjaśni… Ale on odwrócił wzrok, spuścił głowę.

– Wszystko jasne. – Wypadła do przedpokoju, wciągnęła czapkę, wsunęła buty, zerwała kurtkę z wieszaka.

– Kinga, zaczekaj! Gdzie idziesz? Wytłumaczę ci…

Ale ona już zatrzasnęła drzwi z taką siłą, iż z sufitu posypał się tynk.

Biegła po schodach, wciągając kurtkę w biegu, łykając łzy.

*„Nie potrafił spojrzeć mi w oczy. To znaczy, iż to prawda. Jestem obca. Nie ich… Ale czyja?”*

Wybiegła na mróz. Zimno sparzyło jej mokrą od łez twarz. Zostawiła szalik w domu. Bez rękawiczek, bez grosza przy duszy… Przyspieszyła kroku. Po chwili wpadła na sąsiednie podwórko, usiadła na zasypanej śniegiem ławce i wybuchnęła płaczem, chowając twarz w dłoniach.

– O co ten płacz? Co się stało?

Odjęła ręce od twarzy. Przed nią stał Kuba z dziesiątej klasy.

– Chodź ze mną, pogadamy – rzucił stanowczo.

– Nie pójdę… nigdzie… – wyjąkała.

– Nie bądź głupia, przemarzniesz i zachorujesz. I tak cię nie zostawię. Umrzesz, a ja będę musiał tłumaczyć się twoim rodzicom. Chodź. – Chwycił ją za ręce i postawił na nogi. – Nie bój się, rodzice w teatrze. Napijemy się herbaty, opowiesz mi, co się dzieje. Może pomogę.

Kinga poszła za nim. Weszli do zwykłego, ale nowoczesnego mieszkania, większego niż to, w którym mieszkała. Kuba kazał jej włożyć puchate kapcie jego matki, narzucił jej swój gruby sweter. Zagotował wodę, przygotował kubki, cukiernicę, zrobił tosty.

– Kinga, tak? – zapytał, nalewając herbatę.

– Tak – odparła, nie podnosząc wzroku.

– Więc o co chodzi? Dlaczego uciekłaś?

Nie chciała mówić mało znanemu chłopakowi. Był sportowcem z równoległej klasy – tyle o nim wiedziała. Po co miałby jej pomóc? Ale ból w piersi był nie do zniesienia. Więc opowiedziała mu o słowach sąsiadki.

– I tyle? I przez to uciekłaś? – spytał niedowierzająco.

– Łatwo ci mówić. Masz swoich rodziców – odcięła się.

– Nie uciekłam. Po prostu… nie mogłam na niego patrzeć. – Znów zakryła twarz rękami.

– Biją cię? Karzą?

– Nie. Czasem krzyczą, ale nigdy nie uderzyli.

– Piją?

– Co? Mama jest historyczką sztuki, a tata… – urwała.

Nadal nazywała ich mamą i tatą!

– Więc czKuba uśmiechnął się smutno, podszedł do okna i powiedział cicho: “Krótka pamięć to błogosławieństwo, ale czasem warto pamiętać, by zrozumieć, kto naprawdę dał ci serce.”

Idź do oryginalnego materiału