Po prostu pragnęłam szczęścia

newsempire24.com 8 godzin temu

Po prostu chciałam być szczęśliwa

Weronika odsunęła kołdrę, odwróciła mokrą poduszkę na drugą stronę i położyła się z powrotem. Zrobiło się trochę chłodniej, ale i tak nie mogła zasnąć. Przeszkadzały szeleszczące za oknem opony nielicznych samochodów. I myśli. One przeszkadzały najbardziej. „Dokąd śpieszy ten spóźniony kierowca? Do domu? A może ucieka przed kimś, w tę noc? Kto czeka na tego zabieganego włóczęgę?… Przeklęty upał…”

Weronika westchnęła i wstała. Mieszkanie znała jak własną kieszeń, więc nie zapaliła światła. W kuchni podeszła do okna. W bloku naprzeciwko paliły się dwa okna. „Ktoś czeka na swojego wędrowca czy opłakuje jego odejście?”

Młode liście na drzewach uniemożliwiały dostrzeżenie, czy ktoś stoi przy tych oknach. Weronika włączyła nocną lampkę i nalała wody z czajnika do szklanki. Zgasiła światło i znów spojrzała na dom naprzeciw. Jedno okno zgasło. Piła małymi łykami, czując, jak wraz z chłodną wodą ochładza się jej ciało. Bose stopy przyjemnie chłodził linoleum.

Postawiła pustą szklankę na parapecie i wróciła do pokoju. Ale nie położyła się na mokrym, pogniecionym łóżku. Poszła do drugiego pokoju i legła na twardej, wąskiej kanapie, kładąc pod głowę małą, twardą poduszkę wypchaną Bog wie czym.

I nagle zaczęła zapadać w sen…

***

– Gorzko! Gorzko! – krzyczeli goście, trzymając w dłoniach kieliszki z szampanem.

Marek wstał i pociągnął za sobą Weronikę. W wysokich obcasach ślubnych butów była niemal jego wzrostu, mogła patrzeć mu prosto w oczy, a nie z dołu, jak zwykle. Marek patrzył z zachwytem, miłością i nieskrywanym pożądaniem. Weronika pochyliła się do przodu, lekko przechylając głowę, tak aby welon zasłaniał jej profil przed gośćmi.

– Raz, dwa, trzy… – liczyli pijani goście…

Mama uczyła Weronikę, iż w rodzinie wszystko zależy od kobiety, iż powinna prowadzić dom i być oparciem dla męża. I Weronika heroicznie zabrała się za budowanie swojego małżeńskiego szczęścia.

Na początku wszystko robili razem z Markiem: chodzili na zakupy, choćby kolację gotowali wspólnie, śmiejąc się i całując. Aż pewnego dnia zapomnieli o ziemniakach na patelni, zajęci pocałunkami, i ledwo nie spalili obiadu. Kochali się. Wydawało się, iż tak już będzie zawsze, iż całe życie będą młodzi i szczęśliwi.

Po dwóch latach Weronika urodziła córeczkę, Zosię. Na początku pomagała mama.

– Jestem zmęczona… – skarżyła się Weronika, iż Marek w ogóle jej nie pomaga.

– Mężczyzna pracuje, męczy się. To los kobiety – prowadzić dom i wychowywać dziecko – mówiła mama. – Możesz przespać się w ciągu dnia z Zosią. A jeżeli on się nie wyśpi, jaki z niego pracownik?

Weronika przyzwyczaiła się spać urywkami, choćby zasypiać na kilka minut na ławce podczas spaceru z wózkiem. Kiedy Zosia skończyła dwa latka, Weronika oddała ją do przedszkola i wróciła do pracy.

– Jak za pięć lat przejdę na emeryturę, to zabierzemy Zosię do siebie, a wy urodzicie kolejne dziecko – mówiła mama z rozmarzeniem.

Ale wróciwszy do pracy, Weronika nie chciała choćby myśleć o drugim dziecku. Marek też nie nalegał. I tak już więcej nie urodziła.

– Dlaczego mężczyźni zdradzają? Bo kochankę widzą zawsze zadbaną i wystrojoną, a żona pozwala sobie chodzić po domu w rozczochranym szlafroku – pouczała mama.

I Weronika starała się, aby mąż zawsze widział ją ładną i umalowaną. Wstawała wcześniej, żeby zdążyć się przygotować, zanim on się obudzi.

Ale to nie uratowało ich małżeństwa. Córka dorosła, opuściła gniazdo, i Weronika ze zdziwieniem zauważyła, iż Marek coraz częściej wybiera dżinsy i bluzy zamiast garnituru. Zaczął biegać rano, choć i tak był wysportowany.

– Tak teraz modnie – tłumaczył. – Trzeba iść z duchem czasu.

Kiedy zauważyła ślady szminki na jego koszuli, zapytała wprost o kochankę. Zaskoczony, Marek mruczał coś niewyraźnie, w końcu przyznał się i poprosił Weronikę, by go wypuściła.

– Czy ja cię zatrzymuję? Idź. Tylko wiedz, iż nie przyjmę cię z powrotem.

Sama spakowała mu rzeczy, nie uroniła ani jednej łzy. Marek powoli ubierał się w przedpokoju, udając, iż sprawdza, czy czegoś nie zapomniał, ale tak naprawdę zerkał na nią, czekając, iż rzuci mu się na szyję, będzie błagać, by został.

Weronika stała w drzwiach, skrzyżowawszy ręce na piersi. „Nie doczekasz się” – mówiła jej cała postawa.

Mąż wyszedł, a ona wróciła do pokoju, położyła się na kanapie, wtuliła w tę samą twardą poduszkę i zawyła jak zraniona wilczyca. Życie straciło dla niej sens. Płakała całą noc. A rano postanowiła połknąć garść tabletek. Już wyjęła butelkę. Ale na koniec zadzwoniła do przyjaciółki, by się pożegnać.

Ta wyczuła, iż coś jest nie tak, i przyjechała.

– Nie waż się niczego zrobić. Wyobraź sobie, jakim będzie się chwalił, jak umrzesz przez niego. Wszyscy pomyślą, iż to taki niesamowity facet, iż kobiety za nim szaleją. Nie rób mu tej przysługi.

I Weronika nie wzięła tabletek. Powoli zaczęła dochodzić do siebie, uczyć się żyć sama. Ku swojemu zaskoczeniu odkryła zalety samotności. Można spać do woli, chodzić po mieszkaniu, jak się urodziło, nie malować się w weekendy, nie gotować obiadów. Zaczęła jeść mniej, schudła, wyglądała młodziej. Zaoszczędzone na jedzeniu pieniądze wydawała na nowe ubrania. Zakupy – jak wiadomo – najlepsze lekarstwo dla kobiety.

A potem córka urodziła wnuka i dała Weronice nowy sens życia. Bardzo polubiła bycie babcią. Śpiewała wnukowi kołysanki, czytała mu książeczki, lepiła z nim babki w piaskownicy.

Weronice bardzo zależało, żeby Marek przypadkiem ją zobaczył, zrozumiał, co stracił. Próbowała wyobrazić go sobie z młodą żoną. Czy gotuje mu rano owsiankę,Tego wieczoru, gdy tuliła wnuka przed snem, zrozumiała, iż szczęście to nie to, co się traci, ale to, co się znajduje – choćby gdy szuka się go w ciemności.

Idź do oryginalnego materiału