Po latach samotności: odnalazliśmy się i teraz cieszymy się prawdziwym szczęściem!

twojacena.pl 3 godzin temu

Po tylu latach samotności: w końcu się odnaleźliśmy i jesteśmy naprawdę szczęśliwi!

Nazywam się Krystyna, mam 54 lata. Jeszcze niedawno byłam pewna, iż moje życie uczuciowe skończyło się na dobre. Po bolesnym i upokarzającym rozwodzie przez ponad dziesięć lat żyłam w ciszy, wychowując córkę, pracując bez wytchnienia, zajmując się domem i wciąż powtarzając sobie: Kobiecie w moim wieku nie wypada marzyć o miłości.

Przywykłam już do pustki w mieszkaniu, do samotnej herbaty przed telewizorem, do tego, iż nikt nie zadzwoni późnym wieczorem tylko dlatego, iż zatęsknił. Aż pewnego zwykłego dnia, siedząc w kuchni z kubkiem kawy, otworzyłam portal randkowy. Tylko tak, żeby oderwać myśli. Znalazłam tam krótki post od mężczyzny smutny, szczery. Pisał, jak trudno budzić się samemu, jak strasznie jest, gdy nikt nie czeka, i jak bardzo pragnie jeszcze raz poczuć dreszcz prawdziwego spotkania.

Dotknęło mnie to do głębi. Czytałam jego słowa, jakbym słyszała własne myśli wypowiedziane jego ustami. Bez zastanowienia napisałam mu parę zdań ciepłych, serdecznych, pełnych otuchy. Myślałam, iż po prostu potrzebuje słów, które ukoją ból. Nie spodziewałam się, iż odpowie tak szybko. Nazywał się Tomasz. Okazał się niesamowitym rozmówcą inteligentnym, uważnym, o subtelnym dowcipie i wrażliwym sercu. Codziennie wymienialiśmy wiadomości, potem zaczęliśmy dzwonić. Jego głos stał się kotwicą w monotonii moich dni.

Dzieliła nas cała Polska: on mieszkał w Toruniu, ja w Krakowie. Ale odległość przestała mieć znaczenie. Powoli, cienką nitką, rosła między nami więź zaufania, troski i porozumienia. Gdy zaproponował spotkanie, nie wahałam się ani chwili.

Zaprosił mnie na weekend do malowniczej Krynicy. Gdy pociąg wtoczył się na peron, stałam tam, czując, jak serce wali mi jak młot. Wyszedł z wagonu i poznałam go od razu. Jego oczy szukały moich. Podeszliśmy do siebie i przytuliliśmy się tak, jakbyśmy znali się od zawsze. W tej jednej chwili zniknęły lata samotności, zniknął strach, rozpłynął się ból. Pozostało tylko jedno uczucie: jestem u domu.

Spacerowaliśmy po deptaku, trzymając się za ręce, śmiejąc się z drobiazgów, dzieląc wspomnieniami i marzeniami. Patrzył na mnie w sposób, w jaki nikt nie patrzył od lat. Czułam, jak w środku zapala się światło ciepłe, dobre, prawdziwe. Znów stałam się kobietą, nie tylko matką, nie tylko urzędniczką, nie tylko sąsiadką z klatki schodowej. Znów byłam kochaną.

Po tym spotkaniu widywaliśmy się częściej. Przyjeżdżał do mnie, ja do niego. Wykradaliśmy czasowi choć dwa dni, by być razem. Coraz częściej myślałam: chcę budzić się przy nim każdego ranka, chcę gotować mu śniadanie, chcę witać go po pracy, słuchać, jak opowiada o swoim dniu. Zrozumiałam kocham go.

Nie miłością młodej dziewczyny, zaślepionej namiętnością, ale miłością dojrzałej kobiety, która wiele przeszła, która potrafi docenić ciszę, szacunek, wsparcie. On stał się dla mnie tym, dzięki komu na nowo chcę żyć, oddychać, czekać.

Gdy dziś patrzę wstecz, nie wierzę, iż mogłam bez niego przeżyć tyle lat. Często myślę: a gdybym nie napisała tamtej pierwszej wiadomości? Gdybym się zawahała przed podróżą? Mogliśmy minąć się, nie poznać, pozostać w swoich samotnościach. Ale na szczęście los dał nam tę szansę. I nie zmarnowaliśmy jej.

Patrzę na niego i robi mi się ciepło na duszy. Jest przy mnie. Jest mój. Teraz wiem na pewno: nigdy nie jest za późno, by zacząć od nowa. choćby po pięćdziesiątce. choćby gdy życie wydaje się już skończone. Miłość nie zna wieku. Przychodzi cicho, we adekwatnym momencie. Trzeba tylko nie zamknąć przed nią serca.

Dziękuję ci, Tomaszu, iż jesteś. Że uwierzyłeś w nas. Że przywróciłeś mnie życiu. Jesteś moim światłem, moim zbawieniem, moim szczęściem. I już nie boję się przyszłości. Bo wiem, iż będziesz w niej ty.

Idź do oryginalnego materiału