Po jej ślubie straciłam nie mamę, ale osobę, która była mi najbliższa.

newsempire24.com 1 tydzień temu

No słuchaj, muszę ci opowiedzieć tę historię, bo serce mi pęka. Mam dwadzieścia pięć lat, dobrą pracę, studiuję zaocznie, powoli buduję swoje życie. Pracuję jako asystentka dyrektora w dużej firmie logistycznej w Krakowie, niby wszystko w porządku, ale w domu już nie czuję się jak u siebie. A mama… ta mama, którą znałam całe życie, po prostu zniknęła.

Wychowywała mnie sama. Ojca nigdy nie poznałam – w akcie urodzenia pustka, w jej wspomnieniach ledwie migoczący cień. Byłyśmy jak przyjaciółki. No pewnie, zdarzały się kłótnie. Byłam trudnym nastolatkiem, rzucałam drzwiami, pokłócone, ale mama zawsze potrafiła znaleźć sposób. Umiała słuchać, kochać bezwarunkowo. choćby w najciemniejszych chwilach była moją bezpieczną przystanią.

Kilka lat temu wyprowadziłam się – wynajmowałam pokój, żyłam osobno. Ale rok temu wszystko się posypału. Ciężka operacja, bolesne rozstanie, psychicznie byłam w rozsypce. Mama, oczywiście, przygarnęła mnie z powrotem. Wróciłam do jej mieszkania – tego samego, w którym czułam się bezpiecznie od dziecka. Ale… niestety, nie wróciłam już do tego samego domu.

Wszystko zaczęło się jakieś pięć lat temu, kiedy mama pierwszy raz wspomniała o Jacku. Kolega z pracy, starszy, stateczny, kulturalny. Ale gwałtownie wyszło na jaw, iż żonaty. Wkurzyło mnie to wtedy, ale mama, jak zakochana nastolatka, wierzyła, iż “u niego to już tylko formalność”. Spotykali się dalej, potem on zostawił żonę i wprowadził się do nas. A rok później wzięli ślub.

Wesele było skromne, tylko dla najbliższych. Uśmiechałam się, wręczałam kwiaty, próbowałam być happy. Ale od tamtego momentu mama zaczęła znikać – rozpływać się w tej nowej osobie. Jej zachowanie zmieniało się powoli, ale nieubłaganie.

Kiedyś potrafiłyśmy gadać do nocy. O wszystkim – od seriali po moją naukę, od jedzenia po plany na przyszłość. Teraz? Cisza. Jacek ewidentnie nie przepadał za moją obecnością. Jego spojrzenia, przytyki, złośliwe uwagi pod moim adresem – mama jakby tego nie widziała. Albo nie chciała widzieć.

Z czasem zmieniła się totalnie. W głosie – chłód. W ruchach – obca nuta. Jakby starała się go naśladować. Najpierw były drobiazgi: powtarzała jego słowa, oceniała rzeczy tak jak on. Potem zaczęła krytykować wszystko – od moich ubrań po mojego chłopaka. Mówiła, iż to “żaden materiał”, iż “nic z niego nie będzie”, iż jestem nieudacznikiem, skoro nie potrafię ułożyć sobie życia. A przecież jeszcze dwa lata temu tuliła mnie, gdy płakałam po złamanym sercu.

Najgorsze? Zaczeęła pić. Każdego wieczoru wracałam z pracy i zastawałam ich przy stole z butelką. Kieliszki, zakąski, śmiech – obcy, ciężki, przesiąknięty jakąś złością. Gadali tak, jakbym była gościem. A czasem mama, już pijana, rzucała, iż jestem tu “tylko na chwilę”. Że mieszkanie jest jej, i jeżeli mi się nie podoba, to drzwi stoją otworem.

Próbowałam z nią rozmawiać. Na trzeźwo, spokojnie, z bólem w głosie: obudź się. To nie ty. Ona słuchała i… machała ręką. Albo odwracała się plecami. Albo rzucała: “Zazdrościsz mi, bo sama nie masz nic w życiu”.

Chyba się zgubiłyśmy. Bez awantur, bez ostatniego krzyku. Powoli, boleśnie rozeszłyśmy się w różnych kierunkach, jak dwie linie, które już się nigdy nie przetną.

Teraz stoję na progu nowego życia. Mój chłopak oświadczył się, szukamy mieszkania. Powinnam być szczęśliwa, a serce boli. Jak zostawić mamę z tym człowiekiem, który ją niszczy? Nigdy nie była taka – zgorzkniała, wredna, obojętna. A teraz taka właśnie jest.

Wyjść – to zdradzić ją. Zostać – to zdradzić siebie. I jeszcze nie wiem, jak z tym żyć…

Idź do oryginalnego materiału