Po co mieć dzieci, skoro nie ma czasu w ich wychowanie? — Nie zamierzam rezygnować z życia dla wnuków

newsempire24.com 1 tydzień temu

„Po co w ogóle mieli dzieci, skoro teraz nie mają dla nich czasu?” – nie zamierzam poświęcać życia, żeby zajmować się wnukami.

Mam dość milczenia. Dość udawania, iż wszystko gra, iż jestem tą cierpliwą, dobrą babcią, której największą euforią jest gotowanie rosołu i pielęgnowanie wnucząt. Ale prawda jest taka – nie wyrabiam. Mam sześćdziesiąt lat. Tak, jestem na emeryturze. Ale czy to znaczy, iż moje życie ma się teraz kręcić wyłącznie wokół cudzych dzieci?

Słowo „cudzych” nie padło tu przypadkiem. Bo wnuki to nie moje dzieci. Już raz przeszłam tę drogę – wychowałam dwóch synów. Dałam im wszystko: nerwy, zdrowie, pieniądze. Pilnowałam, gdy chorowali, gdy marudzili, gdy w nocy budzili się z gorączką. I wtedy choćby mi do głowy nie przyszło, żeby oddać ich któraś do babci czy sąsiadki – sama dźwigałam ten ciężar. Bo tak było trzeba. Bo to był mój wybór – urodzić, wychować, zainwestować.

Teraz moi synowie są dorośli. Każdy ma swoją rodzinę, pracę, sprawy. I uważają za oczywiste, iż mam być na każde zawołanie. Zająć się maluchami, gdy idą na manicure. Odebrać z przedszkola, bo spontanicznie postanowili pójść do kina. Zawieźć do lekarza, gdy oni są w pracy. Czasem po prostu – bo są zmęczeni. A ja?

Ja też się męczę. Ja też mam swoje życie. Przyjaciół, pasje, spotkania, wyjazdy. Na emeryturze wreszcie robię to, na co wcześniej nie miałam czasu. Zapisałam się na kurs tańca, chodzę do teatru, piekę sernik i oglądam włoskie komedie. Jestem żywa. Chcę żyć.

Ale moi synowie, zwłaszcza ten starszy, jakby tego nie widzieli. Niedawno po prostu przyprowadził mi wnuka i choćby nie pytając, zostawił:
— Mamo, i tak jesteś w domu. Posiedź z nim parę godzin.

A ja miałam wyjść do przyjaciółki. Pierwszy raz od pół roku. Stałam z kubkiem kawy w ręku, patrząc, jak syn zapina kurtkę i wybiega na „pilne sprawy”. choćby się nie przeprosił. choćby nie spytał, czy mam wolne. Po prostu zostawił dziecko jak torbę w przechowalni.

Nie mówię, iż nie kocham wnuków. Kocham, naprawdę. Są słodcy, śmieszni, pachną wanilią i piankami. Ale nie muszę się nimi zajmować za każdym razem, gdy komuś przyjdzie ochota. Nie muszę odwoływać swoich planów. Nie muszę oddawać im całej siebie.

Gdy tego dnia stałam w kuchni, zastanawiając się, co ugotować wnukowi, zadzwonił młodszy syn. Oznajmił, iż będą mieli dziecko. Płakałam ze szczęścia, ale w środku już czułam niepokój. Czyli teraz będą mnie ciągać z dwóch stron? Jeden z pierwszym wnukiem, drugi z drugim? I co wtedy? Planować tydzień: poniedziałek, środa – jedno dziecko, wtorek, czwartek – drugie?

Po rozmowie usiadłam na kanapie i zamyśliłam się. Czy to moja przyszłość? Emerytura to nie koniec życia, tylko nowy rozdział. Dlaczego mam zamienić się w darmową niańkę tylko dlatego, iż moim dzieciom tak wygodnie?

Powiedziałam starszemu synowi, iż tym razem pomogę, ale następnym razem – tylko po ustaleniu. Że nie jestem opiekunką i obowiązkiem. Że ja też mam swoje sprawy. Obraził się. Nazwał mnie egoistką. Ale czy egoizm to chęć życia po swojemu?

Dwadzieścia pięć lat harowałam bez urlopu. Wychowywałam dzieci, spłacałam kredyty, odmawiałam sobie butów, żeby kupić im podręczniki. Nie żałuję – ale teraz chcę oddychać. Witać świt nie z owsianką i pieluchami, ale z kawą i książką. Chcę być babcią, nie służącą.

Świat się zmienił. Kobiety nauczyły się mówić „nie”. Mamy prawo do odpoczynku, do swoich marzeń, do granic. Pomagać – tak, ale nie znaczy to „rób wszystko za innych”. Pomagać to być blisko, gdy serce podpowiada, a nie dlatego, iż ktoś uznał to za obowiązek.

Jeśli nie radzisz sobie z dzieckiem – może warto było wcześniej pomyśleć, po co je masz. Nie urodziłam sobie zastępstwa. Urodziłam ludzi, którzy powinni umieć brać odpowiedzialność za swoje decyzje.

Więc tak, będę babcią. Ale w weekendy, gdy mam czas. Gdy sama zaoferuję pomoc. I nigdy kosztem siebie.

I wiesz co? Nie czuję winy. Czuję, iż po raz pierwszy od dawna – żyję tak, jak powinnam.

Idź do oryginalnego materiału