Po co mieć dzieci, jeżeli nie ma na nie czasu? Nie poświęcę życia dla wnuków

polregion.pl 3 dni temu

„Po co rodziłyście dzieci, skoro teraz nie macie dla nich czasu?” – nie zamierzam spędzać życia z wnukami i poświęcać swojego czasu.

Mam dość milczenia. Dość udawania, iż wszystko gra. Że jestem tą cierpliwą, uśmiechniętą babcią, gotową zawsze pomóc, dla której nie ma nic ważniejszego niż gotowanie zup i zabawy z wnukami. Ale prawda jest taka, iż nie mogę już tak żyć. Skończyłam sześćdziesiąt lat. Tak, jestem na emeryturze. Ale czy to znaczy, iż moje życie ma się teraz kręcić tylko wokół cudzych dzieci?

Słowo „cudzych” nie padło przypadkiem. Wnuki to nie moje dzieci. Już raz przeszłam tę drogę. Wychowałam dwóch synów – Adama i Michała. Dałam im wszystko: siły, nerwy, zdrowie, pieniądze. Byłam przy nich, gdy chorowali, gdy marudzili, gdy budzili się w nocy z gorączką. I wtedy choćby mi do głowy nie przyszło, żeby zrzucać ich na babcię czy sąsiadkę – sama dźwigałam ten ciężar. Bo tak było trzeba. Bo to był mój wybór – urodzić, wychować, poświęcić się.

Teraz moi synowie są dorośli. Każdy ma swoją rodzinę, pracę, swoje sprawy. I uważają za oczywiste, iż powinnam być na każde ich zawołanie. Zająć się maluchami, gdy im się zachce wyjść na paznokcie. Odebrać z przedszkola, bo spontanicznie postanowili pójść do kina. Zawieźć do lekarza, bo mają ważne spotkanie. A czasem po prostu – bo są zmęczeni. A ja?

Ja też jestem zmęczona. Ja też mam swoje życie. Przyjaciółki, pasje, plany, wyjazdy. Po przejściu na emeryturę w końcu zaczęłam robić to, na co wcześniej nie miałam czasu. Zapisałam się na kurs tańca, chodzę do teatru, piekę serniki i oglądam włoskie komedie. Jestem żywa. Chcę żyć.

Ale moi synowie, szczególnie Adam, jakby tego nie widzieli. Ostatnio po prostu przyprowadził mi wnuka i choćby nie pytając, zostawił:

– Mamo, i tak siedzisz w domu. Zajmij się nim przez kilka godzin.

A ja właśnie szykowałam się do Bronki. Nie widziałyśmy się od pół roku. Stałam, trzymając w rękach filiżankę kawy, i patrzyłam, jak syn zapina kurtkę i wybiega z domu, mówiąc coś o „pilnych sprawach”. Nie przeprosił. Nie zapytał, czy mam wolne. Po prostu zostawił dziecko jak walizkę w przechowalni.

Nie mam nic przeciwko wnukom. Kocham je, naprawdę. Są słodkie, rozbrykane, pachną ciastem i mlekiem. Ale nie muszę się nimi zajmować za każdym razem, gdy komuś przyjdzie ochota. Nie muszę odwoływać swoich planów. Nie muszę im poświęcać całego swojego czasu.

Gdy tego dnia siedziałam z wnukiem i zastanawiałam się, co mu ugotować, zadzwonił Michał. Powiedział, iż będzie miał dziecko. Byłam wzruszona. Ale od razu pojawił się niepokój. Czy teraz będę rozrywana na dwie strony? Jeden syn z jednym wnukiem, drugi – z drugim? I co wtedy? Planować dni jak grafik: poniedziałek, środa, piątek – jedno dziecko, wtorek, czwartek – drugie?

Po tej rozmowie usiadłam na kanapie i zamyśliłam się. Czy to już moje przeznaczenie? Emerytura to nie koniec życia, tylko nowy rozdział. Dlaczego mam zamienić się w darmową opiekunkę tylko dlatego, iż moim dzieciom tak wygodnie?

Powiedziałam Adamowi, iż tym razem pomogę, ale następnym razem – tylko wcześniej uzgodnione. Że nie jestem nianią na żądanie. Że ja też mam swoje życie. Zrobił się urażony. Nazwał mnie egoistką. Ale czy egoizm to chęć życia po swojemu?

Przez dwadzieścia pięć lat pracowałam bez urlopu. Wychowywałam dzieci, spłacałam kredyt, odmawiałam sobie nowych butów, żeby kupić im podręczniki. Nie twierdzę, iż żałuję – nie. Ale teraz chcę odetchnąć. Chcę witać świt nie z owsianką i pieluchami, ale z kawą i książką. Chcę być babcią, a nie służącą.

Świat się zmienił. Kobiety stały się odważniejsze, bardziej świadome. Mamy prawo do odpoczynku, do swoich granic, do własnych marzeń. Nie mam nic przeciwko pomaganiu, ale pomagać – to nie znaczy „rób wszystko za innych”. To znaczy być blisko, gdy samemu się chce, a nie dlatego, iż ktoś uważa to za obowiązek.

Jeśli nie dajecie rady z wychowaniem dzieci – może warto się zastanowić, po co je w ogóle mieliście. Nie urodziłam sobie zamiennika. Urodziłam ludzi, którzy powinni być samodzielni i brać odpowiedzialność za swoje decyzje.

Więc tak, będę babcią. Ale w weekendy, gdy sama zechcę. Gdy sama zaproponuję. I na pewno nie kosztem siebie.

I wiecie co? Nie czuję winy. Czuję, iż po raz pierwszy od dawna – żyję tak, jak powinnam.

Idź do oryginalnego materiału