„Po co ci kolejna nieruchomość, skoro masz już cztery? A co z nami?”

twojacena.pl 4 dni temu

Dziś byłam świadkiem czegoś, co złamało mi serce. Moja siostra, Nadzieja, okazała się kimś zupełnie innym, niż myślałam. „Na miłość boską, masz już cztery mieszkania, po co ci jeszcze jedno? A gdzie ja z mamą mamy iść, pod most?” – krzyczałam, gdy dowiedziałam się, iż chce przejąć nasze rodzinne mieszkanie. To opowieść o tym, jak chciwość niemal pozbawiła nas dachu nad głową i jak walczyłam o nasze prawa.

Nasze rodzinne mieszkanie i jego historia
Zawsze mieszkaliśmy w przestronnym trzypokojowym mieszkaniu w centrum Warszawy. Dostali je jeszcze moi rodzice w czasach PRL-u i stało się naszym prawdziwym domem. Tu razem z siostrą dorastałyśmy, tu mama wychowywała nas samotnie po śmierci taty. Mieszkanie jest stare, ale ma wysoki sufit i duże okna – czuć w nim duszę. Mimo iż od lat potrzebuje remontu, dla nas to przez cały czas jedyne bezpieczne miejsce.

Nadzieja wyprowadziła się dawno temu. Wyszła za mąż za przedsiębiorcę i razem uzbierali spory majątek. Ma już cztery mieszkania: dwa wynajmuje, jedno kupiła synowi, a w czwartym żyją z mężem. Nigdy nie zazdrościłam jej pieniędzy, cieszyłam się jej sukcesem. Aż do dnia, w którym oznajmiła, iż chce przejąć nasze rodzinne gniazdo.

„To moja część spadku”
Wszystko zaczęło się podczas jej wizyty. Siedziałyśmy w kuchni, aż nagle rzuciła: „Mamo, to mieszkanie jest dla ciebie za ciężkie – schody wysokie, winda stara. Może sprzedamy, a ja znajdę wam z Marianną coś skromniejszego?”. Zamarłam: „Jak to sprzedamy? Gdzie my będziemy mieszkać?”. Odparła, iż to „jej prawo” jako współwłaścicielki – mieszkanie należy do nas trzech (mamy, mnie i jej).

Byłam w szoku. Po pierwsze, mama żyje – jaki spadek? Po drugie, Nadzieja wie, iż nie mamy gdzie się podziać, a jej „skromne mieszkanie” brzmi jak kanciapa. Powiedziałam: „Masz już tyle nieruchomości, po co ci jeszcze jedna? Chcesz nas wyrzucić?”. Zaczęła mówić o „inwestycji” i zyskach, ale wiedziałam, iż chodzi o coś więcej – po prostu chciała zabrać wszystko dla siebie.

Rozmowa z mamą i konflikt
Mama, słysząc naszą kłótnię, rozpłakała się. Zawsze starała się być sprawiedliwa, ale tym razem nie wytrzymała: „Nadziejo, jak ci nie wstyd? To nasz dom, całe życie tu spędziłam”. Ale siostra była nieugięta: „Nie chcę kłótni, ale to moje prawo. jeżeli nie sprzedamy, pójdę do sądu”.

Nie mogłam uwierzyć. Nigdy nie byłyśmy bliskie, ale nie sądziłam, iż jest aż taka bezwzględna. Próbowałam tłumaczyć: ja zarabiam grosze jako nauczycielka, mama ledwo wiąże koniec z końcem na emeryturze. Nadzieja tylko machnęła ręką: „Jakoś sobie poradzicie”.

Co teraz?
Jestem zrozpaczona. Sąd to ostatnia rzecz, której chcę – drogo, długo, a mama tego nie zniesie. Ale oddanie mieszkania też nie wchodzi w grę. Zaproponowałam wykup jej części, ale zażądała sumy, której nie uzbieram choćby w dziesięć lat. Mama szlocha, iż woli umrzeć, niż opuścić dom.

Nie wiem, co robić. Próbować jeszcze raz z nią porozmawiać? Liczyć na cud? A może jednak szykować się na batalię prawną? jeżeli ktoś przeżył coś podobnego – proszę, podzielcie się radą. Jak walczyć o swój dom i nie stracić przy tym rodziny?

Idź do oryginalnego materiału