Pleśnienie Śródziemia

slwstr.substack.com 1 rok temu

Pierścienie Władzy Amazonu (dalej jako PW) to soft-remake Władcy Pierścieni Petera Jacksona (dalej jako WP), wypchany po brzegi scenami i sekwencjami przeszczepionymi z tamtych filmów, chyba napisanymi przez jakiś algorytm maszynowy do generowania “przekonujących tekstów” wedle nadanego wzorca. Nie ma absolutnie żadnych powodów, by ta historia zawierała elementy takie jak:

  • romantyczna para elf-człowiek

  • proto-hobbici

  • proto-hobbici wybierający się for an adventure

  • tajemny artefakt Saurona szepczący do tych, co trzymają go w ręku (Jedyny Pierścień jeszcze nie istnieje, więc tę rolę bierze na siebie tajemniczy, ułamany miecz)

  • krasnoludy jako chodzące przerywniki komediowe

  • majarzy w ludzkich ciałach, odziani w szare szmaty, którzy gadają do owadów1

  • majarzy o mocach Jedi

  • BALROG

Lista ta w żaden sposób nie jest wyczerpująca!

Thanks for reading slwstr! Subscribe for free to receive new posts and support my work.

Tak więc wtórność, degradująca ten serial od samego początku do poziomu typowej franczyzozy, robionej wyłącznie z pobudek ekonomicznych, celem ekstrakcji kapitału z warunkowanej metodą Pawłowa publiki, była pierwszą rzeczą, która mnie serio odepchnęła2.

Jak wiele, większość pewnie, współczesnych seriali, także i ten cierpi na inną poważną chorobę: debilititis. Choć setki milionów włożono w olśniewające animacje i zwykle dość fajne kostiumy3, wszystko to służy sensorycznemu obezwładnieniu widza tak, by nie dostrzegał ziejących jam bezsensu i absurdu tego, co się dzieje na ekranie. Czytałem opinie, iż finał, z twistem w kwestii tożsamości Saurona, czyni z Galadrieli idiotkę. Ale przecie, gdyby serio i konsekwentnie traktować to co oglądamy na ekranie, idiotkę robi z niej niemal pierwsza sekwencja: gdy widzimy ją ścigającą Saurona po mroźnych pustkowiach. W sekwencji tej “przywódczyni noldorskich armii” ma armię… w postaci pięciu woja. Co chciała osiągnąć? Trudno powiedzieć. Gdyby faktycznie znalazła Saurona, z prawdziwą armią, jaki byłby efekt tego starcia? Z trudem poradzili sobie z jaskiniowym trollem, jak poradziliby sobie z generałem samego Diabła? Jest to jedno z wielu pytań, których widz ma sobie nie zadawać.

Mamy po prostu oglądać spektakl, a nie zastanawiać się, czy ma choć krztynę sensu. Galadriela ma być “silną kobietą”, postacią “odważnie podważającą klisze”, co znaczy w praktyce: ma machać mieczem, krzywić się w złości, podejmować decyzje kierując się irracjonalnym impulsem i powielać najbardziej toksyczne wzorce bezmyślnego machismo, ale robić to wszystko ubrana w spódnicę!

Nie powinniśmy nigdy mylić moralnej słuszności z techniczną, artystyczną, czy rzemieślniczą kompetencją. Propagandowe filmy Leni Riefenstahl były piękne i przełomowe pod względem estetycznym, ale to nie zmniejsza ich szkarady moralnej. Podobnie, choćby jeżeli uznamy, iż za różnymi rozwiązaniami znajdowanymi w Pierścieniach władzy stoją wzniosłe idee “lepszej reprezentacji” i “odzwierciedlania świata takim jakim jest”4, z tego w żaden sposób nie wynika, iż serial jest dobry pod względem artystycznym, ma sensowną fabułę lub ciekawych bohaterów.

“Nawet jeśli”, bo jednak mówimy o cynicznie wykalkulowanym produkcie. Być może poszczególni ludzie zaangażowani w jego wytworzenie byli rzeczywiście motywowani wzniosłymi pobudkami inkluzywności. Ale konstrukt prawny, który faktycznie to wyprodukował, korporacja Amazon, nie ma ludzkich uczuć, wartości i motywacji. “Reprezentacja” to tyleż znak zmieniających się na lepsze (tak myślę) czasów, co wygodne narzędzie marketingu w obliczu nieuchronnej rasistowskiej reakcji. Sama reakcja była odpychająca i bezsensowna. Problemem serialu nie są “czarne elfy”, tylko nieciekawe elfy, bezmyślne elfy, zaskakując przyziemne i prostackie elfy.

Rasistami trzęsie ze złych powodów, natomiast korporacja, co nie ulega wątpliwości, z euforią wykorzystuje tą wstrętną, bezrozumną reakcję do przykrywania artystycznej nędzy swego produktu wzniosłymi hasłami o promowaniu społecznego postępu i przekonywaniem, iż wszelkie negatywne głosy to wynik najohydniejszych uprzedzeń, trollingu i innych szkaradzieństw.

Estetyka filmowego WP Jacksona była unikalnym produktem swoich czasów, gdyż z przyczyn technicznych to co widzieliśmy na ekranie stanowiło mieszankę CGI i efektów praktycznych. Zmusiło to twórców tego filmu do wypracowania elastycznego języka wizualnego, który daleko idący naturalizm przeplatał z silną stylizacją innych scen (na przykład masywnych bitew). Wszystko to, zważmy, zniknęło w drugiej trylogii Jacksona: Hobbicie, gdzie styl WP zastąpiono klinicznie czystą sztucznością prawie całkowicie wirtualnych kreacji, a aktorów wrzucono w rozpaczliwą pozycję grania w obezwładniającym morzu green screen.

Od strony estetycznej PW są bliższe Hobbitowi, aniżeli WP, zaś ja jako widz najchętniej zobaczyłbym coś, co ma własną oryginalną stylistykę, a nie próbuje pasożytniczo żerować na innym produkcie popkultury5.

Pierwszy sezon stworzony był na podstawie mniej więcej dwóch stron załączników do książkowego Władcy Pierścieni. Innymi słowy jest rodzajem popkulturowej pleśni, wyhodowanej w zaduchu na resztkach ostruganych z pożywnego dania, jakim była książka Tolkiena. Twórcy, którzy nie mają żadnego doświadczenia w robieniu telewizji, musieli wymyślić tę historię praktycznie od podstaw. To co powstało ani nie ma atmosfery i charakteru, który mógłby nam się kojarzyć ze “Śródziemiem”, ani nie jest zupełnie osobną kreacją.

Oprócz wtórności razi marne aktorstwo. Postacie są papierowe, psychologicznie nieprzekonujące. Rzeczy się dzieją, ale trudno adekwatnie zrozumieć, czemu i po co. Ba, przez większość tego sezonu adekwatnie nie wiedziałem co się dzieje. Oczywiście, widziałem, iż na ekranie coś się rusza, ludzie coś mówią, ale gdyby mnie ktoś spytał, co jest główną intrygą tego serialu, o czym jest, nie umiałabym wskazać, nie bez odwołania się do innych tekstów kultury, którymi ta seria w teorii była inspirowana.

Z perspektywy wydaje się, iż główną intrygą jest ustalenie tożsamości Saurona. Wydawałoby się, iż w opowieści o powstaniu pierścieni władzy to jak powstawały, szczególnie to jak Sauron zmanipulował elfy, powinno stanowić najciekawszą część historii, ale nie, cała interakcja Saurona z elfami zamyka się w jednym dniu spędzonym w kuźni i kilku poradach o tym jak łączyć metale.

Miałem flashbacki finału Gry o tron (dalej GOT), gdzie po latach hajpu nadchodzącej długiej nocy, noc okazała się dość krótka i bez konsekwencji.

PW to w zasadzie równie odstręczająca produkcja, co ostatnie trzy sezony GOT. Nie dziwota – twórcy tamtego także nie byli szczególnie doświadczeni, i jak tylko skończyła się im książka do ekranizacji, a został jedynie konspekt, zaczęli produkować podobne gówno, co twórcy PW. Rzeczy się działy, bohaterowie robili rzeczy, bo tego wymagał z góry zaplanowany konspekt, nie miało znaczenia, iż ich akcje i zachowania pozbawione były sensu, motywacji czy psychologicznego prawdopodobieństwa.

Mógłbym tak długo, ale po prostu nie polecam.

Za tydzień ostatni odcinek House of the dragon. Nie jest to dobry serial, ale ma pewne dobre elementy. jeżeli już koniecznie chcecie oglądać fAnTasY, to lepiej obejrzyjcie to o smokach.

1

Warto zauważyć, iż jest to całkowicie fabrykacja Jacksona, nie mająca żadnego odpowiednika w książkowym materiale źródłowym i pokazuje, iż nowa seria Amazonu nie tyle jest “eksploracją historii, której Tolkien nie napisał, ale mógł”, co po prostu próbą monetyzacji franczyzy popkulturowej stworzonej przez inną korporację.

2

Zdecydowanie nie tylko mnie. Tutaj przykład recenzji, która także zaczyna się od utyskiwania na wtórność i podrabianie Władcy Jacksona. Natomiast jej autorka odlatuje, gdy zaczyna narzekać na zmiany jako takie.

3

Wbrew chyba dość powszechnej opinii nie uważam natomiast by muzyka była szczególnie udana, ani tym bardziej by w ogóle się zbliżała do niekwestionowanej cudowności soundtracku Władcy Pierścieni Jacksona, który słusznie ma ugruntowaną pozycję jednej z najlepszych, najbogatszych, najbardziej przemyślanych i kreatywnych ścieżek dźwiękowych w historii kina. Soundtrack Pierścieni władzy to po prostu generyczny, symfoniczny ambient do animacji komputerowych, ewokujący być może jakieś lekkie, nienachalne “nastroje”, ale doszczętnie pozbawiony wybijających się, potężnych tematów, budujących natychmiastowo nie dającą się zignorować emocjonalną tożsamość scen, bohaterów i miejsc. Jest to o tyle zastanawiające, iż serial Amazonu współdzieli kompozytora z Fundacją od Apple, gdzie muzyka jest bardziej charakterystyczna.

4

To cytat z wywiadu z jednym z showrunnerów. Oczywiście “świat” nie oznacza tutaj świata, a co najwyżej społeczną kompozycję lokalnego środowiska twórców serialu.

5

Wygląda, iż taka była ambicja Guilermo Del Toro, gdy jeszcze pracował nad Hobbitem. W przeciwieństwie do Władcy pierścieni, gdzie jednak artystyczna integralność nie przegrała z korporacyjnymi wpływami excelowych ekspertów, excele wygrały i projekt mu zabrano. Widać i inne objawy w Hobbicie, iż “mielenie numerków” przedkładane było nad zamysł artystyczny. W trakcie produkcji Władcy Pierścieni pozwolono Jacksonowi zrezygnować z pomysłu, by w finałowej bitwie Aragorn zmierzył się z tytułowym antagonistą (odpowiednie sekwencje były choćby nagrane!). Logika hollywoodzkiego filmu mocno się tego domagała, choć książka, co oczywiste, nigdy nam Saurona nie pokazała. Co ciekawe, w Hobbicie, gdzie Sauron nie jest w żaden sposób istotnym elementem fabuły książkowego oryginału, twórcy nie mogli się już powstrzymać i obdarowali nas groteskowymi scenami starcia Galadrieli i Saurona.

Idź do oryginalnego materiału