Siedziałyśmy z córką w kuchni, przytulone, w zupełnej ciszy. Łzy spływały nam po policzkach, nie potrafiłyśmy ich powstrzymać. Zostałyśmy porzucone – matka i córka, niemal w tym samym czasie. Ja przez męża, a Marysia przez swojego chłopaka. Różnica była tylko taka, iż ona miała ledwie dziewiętnaście lat, a ja czterdzieści. Ale ból – ten sam. I gorycz – identyczna.
Nikt nie zdobył się na odwagę, żeby powiedzieć nam prawdę w oczy. Marysia dostała krótką wiadomość w mediach społecznościowych: *„Przepraszam, jest ktoś inny. Nie szukaj mnie”*. Ja – SMS na telefon: *„Musimy się rozwieść. Zakochałem się w innej”*. I to po dwudziestu latach małżeństwa. Po wspólnym życiu, świętach, podróżach, po tym, jak wychowywałam córkę, opiekowałam się nim, wybaczałam wybuchy, znosiłam jego nieobecność. A w zamian dostałam jedno zdanie na ekranie.
Po dwóch godzinach przyjechał, jakby załatwiał sprawę. Bez rozmowy, bez wstydu. gwałtownie spakował rzeczy. choćby na mnie nie spojrzał. Tylko Marysia wyskoczyła ze swojego pokoju, patrząc na niego tak, jakby stał przed nią obcy człowiek. Nic nie powiedział. Po prostu wyszedł. Zamknął za sobą drzwi.
Dwa dni wcześniej jej chłopak też zniknął. Bez wyjaśnień. Gdy byłyśmy w sklepie, zabrał swoje rzeczy i wyszedł. W domu zrobiło się nie do zniesienia cicho. Płakałyśmy. Potem przyszło odrętwienie. A później – złość.
— Mamo, a może zmienimy zamki? — nagle zaproponowała Marysia.
Skinęłam głową. Wymieniłyśmy. I nie tylko to. Zebrałyśmy wszystko, co przypominało o nich: ubrania, przedmioty, zdjęcia. Spakowałyśmy do czarnych worków. Wyrzuciłyśmy. Zostawiłyśmy tylko to, co naprawdę było potrzebne. Narzędzia byłego męża sprzedałyśmy. Sąsiadom oddałyśmy naczynia – dwóm osobom tyle nie potrzeba. Naprawiłyśmy zepsutą toaletę, zrobiłyśmy porządki, kupiłyśmy kwiaty na parapet. Zaczęłyśmy żyć we dwie. Bez mężczyzn. Bez krzyków. Bez nerwów.
— Mamo, może weźmiemy kota? — zapytała Marysia pewnego wieczoru.
— A co z alergią ojca?
— Właśnie dlatego dobrze, iż odszedł.
I tak wzięłyśmy kociaka. Czarnego. Sprytnego. Z oczami jak u pantery. Stał się naszym pocieszeniem.
Doprowadziłam do rozwodu. Były mąż zgodził się wypisać z mieszkania, żebym nie dzieliła się z nim samochodem. Po tygodniu wrzucał już w sieci zdjęcia z nową „miłością” – dziewczyną, która ledwo skończyła dwadzieścia trzy lata. Trzy lata starszą od naszej córki.
I wiecie co? Nie oszalałam. Nie załamałam się. Zapisałam się na siłownię. Zmieniłam fryzurę. Zaczęłam brać dodatkowe zmiany w pracy. Przełożeni chwalili mnie za zaangażowanie. Marysia znów się uśmiechała. Po pół roku poszła na pierwszą randkę po rozstaniu. Żyłyśmy. Oddychałyśmy. Zaczęłyśmy od nowa.
I wszystko byłoby dobrze, gdyby pewnego wieczoru nie wrócił. Nie zapukał. Nie stanął w progu z walizką i głupim wyrazem twarzy.
— Ona mnie zostawiła — powiedział. — Chcę wrócić do domu.
— A u nas nie ma dla ciebie miejsca — odparłam spokojnie, stojąc w drzwiach.
Marysia podeszła, stanęła obok.
— Mamo, nie wpuszczaj. Proszę.
I nie wpuściłam. Zamknęłam drzwi. A on stał za nimi i powtarzał:
— To wszystko twoja wina. Nie potrafiłaś mnie zatrzymać. Odsunęłaś się. Jesteś zimna. Ty…
A ja stałam i myślałam: po dwudziestu latach małżeństwa choćby nie potrafiłeś spojrzeć mi w oczy, gdy odchodziłeś. Po prostu wysłałeś SMS. I teraz obwiniasz mnie za to, iż nie przyjęłam cię z powrotem?
A wokół wszyscy oczekiwali, iż zmienię zdanie.
— Sama sobie nie poradzisz — mówiła moja mama.
— Nie trać szansy — powtarzała była teściowa.
— W twoim wieku już nikt cię nie zechce — szeptała siostra.
Nawet w pracy koledzy kręcili głowami:
— No ale wrócił. Popełnił błąd. Można wybaczyć…
Nie. Nie wybaczyłam. I nie wybaczę.
Bo są rzeczy, których wybaczać nie wolno. Nie dlatego, iż jest się złośliwym. Ale dlatego, iż szanuje się siebie. Bo nie jest się rzeczą, którą można rzucić, a potem odebrać. Nie starą koszulą. Nie zapasowym rozwiązaniem.
— Naprawdę jesteś gotowa wymazać dwadzieścia lat przez jeden błąd? — zapytał później, gdy próbował się jeszcze odzywać.
— Jestem gotowa wymazać je przez twoją tchórzliwość — odpowiedziałam. — Mogłeś odejść jak mężczyzna. A twice uciekłeś jak chłopiec. I wróciłeś tylko dlatego, iż z tamtą ci nie wyszło. To nie jest miłość. To strach przed samotnością.
Teraz już wiem: żaden były mąż nie decyduje o twojej wartości. Żadne wspomnienia nie są warte tego, by znów zadawać sobie ból.
A my z Marysią – żyjemy. W spokoju. W harmonii. Z kotem. I z nowym zamkiem w drzwiach.